Forum www.wolha.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Ulubiony fragment
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.wolha.fora.pl Strona Główna ->
Biblioteka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Strzyga
Master of Disaster
Arcymag
Master of Disaster <br> Arcymag



Dołączył: 25 Lut 2008
Posty: 3948
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Pon 12:56, 14 Lut 2011    Temat postu:

Zgubiłam gdzieś temat o fanfikach, więc wklejam tutaj, razem z JEDYNIE KILKOMA z całego MORZA perełek link do najlepszej potterowej parodii, jaką czytałam. Nie, nie polubiłam Snape'a, bo to nie jest Snape kanoniczny. Na Bora, tutaj chyba nikt nie jest kanoniczny...
Zanim uznacie mnie za wariatkę, wyjaśnię: uwielbiam dowcipy o Stirlitzu, uwielbiam też Klossa. Uwielbiam inteligentne parodie. Uwielbiam parodystyczne crossovery, polegające na wciepnięciu do jakiegoś kanonu tony nawiązań do innych kanonów, działających na zasadzie przebłysków "Ej, skąd ja to znam?...". Uwielbiam w zamierzeniu niekanoniczne fanfiki, gdzie wszyscy są pijani, a nawet jak nie są, to tak się zachowują. Kocham absurd. Tutaj jest to wszystko, a nawet więcej:
[link widoczny dla zalogowanych]


"— Oto wszelkie niezbędne informacje — powiedział, podając go Snape’owi. — Są tak tajne, że nawet ja nie mogę mówić o nich na głos. Naucz się wszystkiego na pamięć, bo ta kartka spłonie za... — Spojrzał na tarczę zegara wiszącego na ścianie. — Dokładnie za czterdzieści osiem sekund.
— Na Grinde… ekhm… Merlina! — jęknął Snape, poprawiając się, bo przypominał sobie, że jest teraz po jasnej stronie, i błyskawicznie rzucił się do czytania instrukcji, zapominając o kakao.
Ledwie zdążył przeczytać informację, kartka stanęła w płomieniach, o mało co nie parząc mu palców, i obróciła się w popiół w mgnieniu oka.
— No dobrze, przeczytałem i zapamiętałem — powiedział Severus. — A powiesz mi chociaż, kimże są ci super tajni agenci? — zapytał. Przytomność umysłu powoli mu wracała i zaczął nabierać jakichś podejrzeń.
— Dowiesz się na miejscu, a teraz musisz już iść — ponaglił go Dumbledore.
— Zaraz! Znam hasło, ale gdzie jest to miejsce?
— Daleko stąd.
— Jak daleko?
— W Polsce.
— Gdzie? — zdziwił się Snape. — Chcesz mnie posłać do białych miśków?
— Fawkes cię tam zabierze.
Fawkes z radosnym skrzeknięciem podfrunął do Severusa i władował mu się na ręce. Snape, przyduszony nieco pierzastym, szamoczącym się ciężarem, zdołał wykrztusić:
— Czekaj, jedno pytanie. Dlaczego ci twoi spece nazywają się jak niemieccy oficerowie rodem z Gestapo i Abwehry?
— Bo to znamienici agenci, którzy w czasie drugiej wojny światowej podszywali się pod niemieckich oficerów i z sukcesem udaremnili wiele działań wroga."

"Fawkes przysiadł na nie sprawiającym wrażenia stabilnego ogrodzeniu, a Snape wszedł na ganek i zapukał do drzwi wejściowych najpierw trzy, potem raz i wreszcie dwa razy. Otworzył mu wysoki blondyn w mundurze oficera Abwehry.
— Najlepsze kasztany są na placu Pigalle — wyrecytował Snape zamiast powitania.
Ponieważ oficer wciąż spoglądał na niego wyczekująco, Severus uznał, że albo ten relikt drugiej wojny światowej nie zna angielskiego, albo on coś pominął. Przypomniał sobie instrukcje Dumbledore’a i dodał:
— Mamy dobrą pogodę. W zeszłym roku o tej porze padał deszcz.
— Deszcz ze śniegiem — odparł oficer w nienagannej angielszczyźnie i uśmiechnął się. — Proszę wejść. Gandalf mówił, że przyśle pana na przeszkolenie.
— Gandalf? — zapytał z niedowierzaniem Severus, wchodząc za oficerem do środka. Fawkes poderwał się z ogrodzenia i wleciał za nimi.
Przeszli do salonu. W fotelu przy kominku siedział jakiś ponury typ i palił papierosa. Mundur miał czarny, gestapowski. Na stoliku przed nim leżał ułożony z zapałek jeż.
— Nazywam się Stanisław Kolicki alias J23 vel Hans Kloss vel Ojciec Zawady — przedstawił się oficer. — A to jest...
Typ w gestapowskim mundurze spojrzał na niego ostrzegawczo.
— ...Stirlitz — dokończył Kloss.
Agent skinął Severusowi głową.
— Zdrastwujcie.
— On wciąż jest zakonspirowany, chociaż wojna skończyła się ponad trzydzieści pięć lat temu — wyjaśnił Kloss.
Snape spojrzał podejrzliwie na obydwu mężczyzn, pośpiesznie dokonując obliczeń.
— Jakoś krzepko wyglądacie jak na osiemdziesięciolatków — zauważył.
— No co też pan, my się nie starzejmy. — Oficer sprawiał wrażenie dotkniętego samym podejrzeniem, że mógłby osiągnąć tak sędziwy wiek. — W naszych krajach jesteśmy wiecznie młodzi.
— Da — przyświadczył Stirlitz.
— Czy on zna angielski? — zapytał Snape.
— Zna. Podobnie jak rosyjski, niemiecki, francuski, polski, włoski, portugalski, hiszpański, węgierski, suahilli, hindi i kilka narzeczy arabskich. Ale będzie udawał, że nie zna."

"— A pijecie wy dużo, towarzyszu? — zapytał nieoczekiwanie.
— Herbaty? Owszem.
— Typowy Anglik — mruknął Kloss.
— Wódki — uściślił Stirlitz.
— Alkohol, znaczy się? Nie bardzo. Mam słabą głowę.
Stirlitz i Kloss wymienili spojrzenia.
— To moja rada będzie taka... wy nie pijcie przed akcją. Ponimajesz?
Snape skinął głową.
— I uważajcie na Brunnera — dodał Kloss. — Z niego to jest prawdziwa kanalia.
— A kto to jest Brunner?
— Każdy ma jakiegoś Brunnera. Albo Bormanna. Prędzej czy później się okaże."

"— Daruj sobie te opowiastki dla ciemnego ludu — przerwał mu Snape ze zniecierpliwieniem.
— Wy, biali Europejczycy, nie macie żadnego szacunku dla starszych — westchnął szaman. — To może chociaż jakaś wróżba za drobną opłatą?
Severus pomyślał, że właściwie co mu szkodzi. Nic gorszego niż od Trelawney na pewno nie usłyszy. Sięgnął do kieszeni i wrzucił galeona do glinianej miseczki stojącej obok napisu.
— Asante!
Zebrał kamyczki i kostki i rozrzucił je przed sobą z rozmachem.
— Nosisz mrok w sercu.
„Mrok? No tak, pewnie ma na myśli śmierciożerczość...” — pomyślał Severus i posmutniał. Niestety, od Śmierciożerców się nie odchodziło. W tej organizacji klamka była tylko z jednej strony.
— Poniosłeś wielką stratę. Żyjesz przeszłością, zamiast patrzeć w przyszłość — ciągnął dalej starzec. Przez chwilę wpatrywał się z namysłem w układ wróżbiarskich akcesoriów. — Chociaż może to i lepiej, bo przyszłość rysuje się przed tobą nieciekawa — dodał. — Ponadto ciąży na tobie straszliwe thahu.
— Thahu? A co to takiego?
— Przekleństwo.
— Potter — mruknął Severus. — No dobra, i co dalej?
— Wystrzegaj się jadowitego węża, którego spotkasz na swojej ścieżce. — Starzec sięgnął do woreczka, który miał zawieszony na szyi i wyjął z niego mały, gładki kamyk. — Noś to przy sobie. To cię ochroni.
— Przed nagłą i tragiczną śmiercią? — zapytał Severus z nadzieją.
— Dzisiejszego wieczora – być może. Ale nie licz na zbyt wiele. Jestem mundumugu, a nie cudotwórcą. "

"Załatwiając pozostałe zakupy, zastanawiał się, skąd na Nokturnie tyle dziwacznych osobników. Wiele już rzeczy tutaj widywał, ale aż takiego nagromadzenia jednego dnia nie. Odpowiedź przyniósł afisz wiszący przed Klubem Diogenesa, znajdującym się na końcu ulicy:

Doroczny zjazd mrocznych czarodziejów i łowców wampirów.

Snape, przeczytawszy to, przez moment poczuł przypływ oburzenia, że nie został zaproszony, ale przypomniał sobie, że przecież teoretycznie rzecz biorąc jest po tej dobrej stronie. Praktycznie chyba zresztą też.
Z ciekawości zerknął na ciąg dalszy:

Wykład inauguracyjny „Zjawiska nie z tego świata a mugole” poprowadzą D. & S. Winchesterowie.

Rzucił okiem na tematy pozostałych wykładów. Niejaki Raziel miał wygłosić prelekcję o zaświatach. Dylan Dog o praktycznym wykorzystywaniu wiedzy o zjawiskach paranormalnych w kryminologii. Dzień pierwszy zjazdu kończył wykład na temat przydatności ośmiornic w typowaniu wyników meczy quidditcha.
„Kto układał ten program?” — pomyślał Snape ze zdumieniem i nagle przestał żałować, że nie został zaproszony.
Zajrzał jeszcze do kilku sklepów z ingrediencjami, znajdujących się naprzeciwko Klubu, ale niczego już w nich nie kupił. Powoli zaczął kierować się w stronę Pokątnej.
Ktoś go zatrzymał, gdy był już blisko skwerku.
Severus zerknął w twarz osobnika i trochę go zmroziło. Spoglądał prosto w oblicze czaszki o pustych oczodołach. Czarne szaty wisiały luźno na szkielecie. W kościstej ręce trzymał kosę. Severus pomyślał przelotnie, że chyba jeszcze na niego trochę za wcześnie; miał kilka spraw do załatwienia na tym padole łez... Jednak ponury kosiarz nie sprawiał bynajmniej wrażenia, jakby miał ochotę tą swoją kosą się na niego zamachnąć.
— PRZEPRASZAM, CZY WIE PAN, GDZIE JEST KLUB DIOGENESA?
— W dół ulicą, po prawej. 221B — odparł Snape, wskazując kierunek.
— DZIĘKUJĘ BARDZO."

W tym momencie Strzyga ze śmiechu jebnęła na podłogę i do końca fanfika już nie powstała XD A do końca jeszcze daleko-daleko. I bardzo śmiesznie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
alicee
adwoKat Strzygi
Arcymag
adwoKat Strzygi <br>Arcymag



Dołączył: 06 Maj 2009
Posty: 3450
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:55, 11 Cze 2011    Temat postu:

Fragmenty z książki "Próba kwiatów" pana nazwiskiem Jay Lake.

Już same nazwy geograficzne są czarowne: Różane Wzgórza, Nieprzemijające Miasto, Nabrzeże Iglaków, Strzaskane Góry...

" - Czego się bać poza wiatrem?
Na to pytanie jest tak wiele odpowiedzi, pomyślał Jason. Ogni pośród nocy. Ludzi umierających z niezrozumiałymi słowami na ustach. Paniki. "

" Kto podpala lipy i napełnia płuca piekarzy wodą w suche letnie noce? "

" Niewidzialna ręką go wypuściła, pozwalając, by jako wolny człowiek runął w zieloną ciemność na spotkanie rzecznych węży, słodkowodnych rekinów, omszałych skał, choroby, zakażenia i innych udręk, jakie czekają na ludzi wolnych.
W miejscu, w którym przebił srebrzystą skórę rzeki, pojawiły się zmarszczki blizn otoczone spadającymi drobnymi szczątkami. Mroczna błotnista otchłań otworzyła się, by go połknąć.
Walczył o światło. "

" - Ja po prostu chciałem się pozbyć długów.
- Z bardziej błahych powodów powstawały imperia.
- Albo upadały miasta. "

" Wysłuchałem już wystarczająco wiele opowieści o duchach od naszego przyjaciela Ignatiusa. Nic poza mgłą i plotkami, dymem i lękiem. Teraz stajemy w obliczu ognia, człowieczku, ognia, miecza i zimowych śniegów. Wiemy, że nadchodzą wojska. Dwie armie. Informują nas o tym zwiadowcy i handlarze, a ruch karawan zbyt szybko zmalał jak na tę porę roku. Noumeny, też coś. Brednie doktorów, aptekarzy i kapłanów. Bajki! "

" To prawda, że wszyscy i wszystko w tym mieście pochodzi z portu i do niego powraca. Tak jak mężczyźni wyskakują z płaczem z łona kobiety, a potem przez całe życie starają się do niego wrócić. "

" - Skrzydlaty? - Jason nie znał tego określenia.
- Latający człowiek. Ta rasa podobno pochodzić z dalekiego wschodu, ze szczytów Strzaskanych Gór. Ludzie mówić, że to noumenalne istoty, ale ja wiedzieć, że one jeść, srać, krwawić i krzyczeć z bólu. - Enero zacisnął pięści i uśmiechnął się. - Już kiedyś ich zabijać. One umierać łatwo jak gołębie, tylko robić więcej zamieszania. "

" Podobno mieszkamy w najstarszym mieście na świecie. Pod naszymi ulicami biegną inne ulice, a pod nimi znajdują się jaskinie. W otchłaniach wznoszą się świątynie, gdzie u zarania dziejów pasterze kóz podobno składali w ofierze swoje dzieci zazdrosnym bogom. Nieprzemijające Miasto dobrze zna samo siebie. Spod każdego kamienia i garści ziemi wypływa krew. (...) W tym mieście, które przyciąga bogów tak jak gówno przyciąga muchy. "

" - Taki prosty przedmiot. Czy ma jakąś moc?
- A czymże jest moc? Jeśli w niego wierzę i ty w niego wierzysz, to znaczy, że ją ma. "

" Przypomniał sobie, że dziś przypada Festiwal Zimowych Utonięć. Zazwyczaj w novembresie oblodzone ulice pokrywała tylko odrobina śniegu, zaś żałobnicy wędrowali od drzwi do drzwi z trupimi świecami i starymi kośćmi zawiniętymi w mokry jedwab. "

„ – Zawsze istniały miejsca pod ziemią – rzekł stary karzeł. – Odkąd człowiek po raz pierwszy wbił łopatę, by wykopać grób bądź latrynę. Oba są tym samym, gdyż mięso jest gównem pozostałym po życiu, które odeszło, zaś ziemia i kamienie są ramionami świata, które je przyjmują. Zawsze istniały miejsca pod Nieprzemijającym Miastem, odkąd człowiek po raz pierwszy wzniósł mur, by osłonić swe kozy, i zapragnął schronienia również dla swoich dzieci oraz miejsca, do którego mógłby zrzucać łajno. Pierwszym szambonurkiem był Lothar Mały, który otworzył przejścia. Najlepszym szambonurkiem był leworęczny Miscali, który postawił kamienie nad największymi grobami. Cokolwiek się wydarzy, ja nie będę ostatni, gdyż nasza praca musi trwać, póki istnieją ludzie, którzy jedzą, piją, srają i umierają. "

„ W migoczącym świetle lampy Solnych Palców Imago zobaczył, że ściany pomieszczenia tworzy mozaika elementów architektonicznych, zupełnie jakby jakiś demon połknął miasto, po czym zwymiotował nim pod ziemią. „


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez alicee dnia Sob 14:04, 11 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Amarena
Adept I roku



Dołączył: 11 Mar 2012
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 0:05, 14 Mar 2012    Temat postu:

Moje ostatnio ulubione Smile
" (...)nie zabijaj bliźniego swego całkiem bez przyczyny."

"W wolnej chwili grabię groby." (Irga)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ejcia
Adept I roku



Dołączył: 23 Maj 2012
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 0:48, 04 Cze 2012    Temat postu:

dla mnie najlepsze było jak Rolar w światyni jeździł na Lerenie jak na łysej kobyle, w dodatku jeszcze z komplementami

- Niestety, zawsze zwracałem więcej uwagi na problemy doliny niż na własny wygląd i reputację. - Wampir pokornie skłonił głowę. - Tylko władczyni może dbać o wszystko naraz i nie wymagać niczyich rad ani pomocy.
W fiołkowych oczach zalśnił gniew. Gdyby Lereena trochę mniej panowała nad sobą i trzymała jakiś ciężki przedmiot w rękach, choćby wałek, wampir miałby teraz poważne kłopoty.
- I co cię tak straszliwie zmartwiło tym razem?
Rolar wyprostował się. Na jego twarzy nie było widać skruchy, a nawet na odwrót - patrzył na władczynię tak wyzywająco, jak gdyby o coś ją obwiniał.
- Odpowiem na wszystkie pytania po ceremonii... O ile oczywiście moja władczyni sobie życzy.
- Sobie życzy. Choć podejrzewam, że kat lepiej poradzi sobie z ich zadawaniem, bardziej przekonująco. -Lereena ze złością zmarszczyła brwi, powoli wściekając się coraz bardziej.
- Jak moja władczyni rozkaże. Czy może mam sam ulokować się w dybach i powyciągać sobie kleszczami paznokcie?
- Przestań robić z siebie idiotę! - wampirzyca nie wytrzymała. - Masz czelność wrócić, nie spełniwszy postawionego przeze mnie warunku, włazisz do świątyni przed władczynią, w twarz ją obrażasz i jeszcze przy tym udajesz oddanego półgłówka. Może się w końcu zdecyduj!

Złapaliśmy oddech i popatrzyliśmy po sobie. Zauważyłam, że ani wampiry, ani najemniczka nie śpieszą się z opuszczeniem broni. Pod ich spojrzeniami Lereena zwinęła się w drżącą kupkę nieszczęścia i desperacko kręciła głową:
- Nie! Nie miałam pojęcia! Naprawdę! To nie moja wina! Rolar, co się dzieje?
Wampir wyjątkowo nieuprzejmie splunął na podłogę.
- Co się dzieje? Co się dzieje?! O święta naiwności! Kto tu jest władczynią, ja czy ty? Idź i spytaj swojego nowego doradcy, jeśli oduczyłaś się korzystania z daru!
Na zewnątrz zapanowała podejrzana cisza. Na wszelki wypadek również wstrzymaliśmy oddechy, bojąc się, że ominie nas coś ciekawego.
Ktoś kulturalnie zapukał do drzwi.
- Kto tam? - cienkim, pełnym jadu głosem spytała Orsana.
- Otwierajcie! - naiwnie zażądały udajce głosem doradcy.
- Sami sobie otwierajcie! - złośliwie zaproponował Len, wygodniej łapiąc miecz. Krasnoludzki aspid prawie że syczał w rękach, ale stalowy chwyt na rękojeści nie pozwalał mu wykręcić się i uderzyć w obcego.
- Tylko przeciągacie swój koniec - dobiegło z zewnątrz. -1 tak nie dacie rady się stamtąd wydostać, więc zdechniecie z pragnienia i głodu, a to znacznie mniej przyjemne!
- Całe życie to ciągłe wydzieranie dodatkowych chwil od śmierci - filozoficznie stwierdził Rolar i wzruszył ramionami. - Spadaj, chodzący trupie. Tu nie dom publiczny, żeby ci na pierwsze pukanie otworzyli.

z wiedźmy naczelnej jak Rolar dospał po pysku od Orsany (uwielbiam ich sprzeczki:D)

Rolar w zamyśleniu strzelił palcami po głowicy miecza, który jęknął w proteście, a
następnie złapał obiema rękoma za jelec i pociągnął. Przeciwnik naprawdę się postarał,
wampir zdołał się uwolnić dopiero za drugą próbą.
Przez drzwi nieśmiało zajrzała Orsana, bardzo przestraszona i skrępowana. Ale nawet
nie zdążyła westchnąć z ulgą, widząc nas żywych (chociaż nieco sfatygowanych), gdy
wampir natychmiast wykorzystał sytuację, z łkaniem osunął się na kolana,
przytrzymując wraży miecz łokciem. Tępo popatrzył na sterczącą „z piersi" rękojeść,
odrzucił głowę do tyłu i rozpaczliwie jęknął:
- I oto wybiła moja ostatnia godzina...
Okrągłe jak spodki oczy panny były nagrodą godną umierającego bohatera.
- Jak chcesz, to cię dobijemy, cobyś się nie męczył -wielkodusznie zaproponował troll.
Rolar wykonał słaby gest przeczący i cichnącym głosem kontynuował:
- I tylko łyk krwi z gardła niewinnej panny może uratować mnie przed niechybną
śmiercią...
Orsana bez wahania rzuciła się w jego kierunku, z trzaskiem rozdzierając kołnierz
koszuli. Wampir chętnie otworzył objęcia i miecz z łoskotem poleciał na podłogę.
Okazało się, że zwykły policzek ratuje przed niechybną śmiercią równie dobrze. Na
wszelki wypadek przyjaciółka zaaplikowała Rolarowi podwójną porcję tego
cudownego specyfiku, w jednej chwili stawiając go na nogi. Następnie dla
wzmocnienia efektu poczęstowała uciekającego wampira kopniakiem w tyłek. Prawdopodobnie
solidny wkład w tak szybkie ozdrowienie wniosło również kilka słów,
których niewinne panny nie powinny nawet znać.

naczelna, Len, Orsana, Rolar i Wal gonia czarodzieja

Len ponuro skinął głową. Jeszcze ani razu nie udało im się uprzedzić ciosu, tylko
łagodzili do minimum jego skutki. Nawet teraz, przedzierając się przez parowy i
ciesząc z własnej dalekowzroczności, grali na cudzych zasadach i na wrogim polu.
- Dokładnie. I mam poczucie, iż nie tylko wiedzą, że ich gonimy... ale również na to
liczą.
- Sugerujesz, byśmy zawrócili?
- Sugeruję. Wam.
Arlissczyk pokornie pochylił głowę i z zaiste dworską uprzejmością zapytał:
- Mości władco, czy nie raczylibyście... spadać na drzewo?


To tyle mi sie kojarzy, oczywiście czytając płakałam ze śmiechu co chwila. jeszcze kochane było całe zamieszanie z weselem, zezwolenie na zabicie Warka z poczatku Opiekunki no i wszystko co związane z TyśkąVery Happy Aż zaczęłam tak wołać na mojego kota:D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.wolha.fora.pl Strona Główna ->
Biblioteka
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9
Strona 9 z 9

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin