Forum www.wolha.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

W książce szczerze nienawidzę... (grr!)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 7, 8, 9, 10, 11  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.wolha.fora.pl Strona Główna ->
Biblioteka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aduu
Bakałarz IV stopnia



Dołączył: 27 Mar 2010
Posty: 539
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Przybiernów
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:08, 16 Lis 2010    Temat postu:

Może i tak ...
Ale nie wiem, czy zdzierżyłabym kolejną sagę o Potterze. Nawet jeśli dotyczyłaby któregoś z jego synów, czy coś.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Villka
Arcymag.
Arcymag.



Dołączył: 28 Lut 2010
Posty: 2166
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z piątej gwiazdy na lewo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 2:06, 18 Lis 2010    Temat postu:

Aduu napisał:
Villka, po co zaraz ten sarkazm?

Bo go lubię.
Fajny gość, nieźle się przy nim idzie ubawić Razz

Aduu napisał:
Pamiętałam o tym, że wskrzeszanie u Rowling nie było możliwe, dlatego tak bardzo irytuje mnie cała ta otoczka śmierci. Padali po kolei jak muchy, a ja mogłam jedynie ocierać z policzków łzy. Dlatego uważam, że niektóre śmierci były niepotrzebne, wręcz durne

I właśnie ten realizm i oswojenie z bolesnością i nieodwracalnością śmierci u Rowling jest -jak dla mnie - bardzo dobra. I dydaktyczna.
Kurcze, babka pokazała młodemu czytelnikowi jak poważnym i strasznym zagadnieniem jest śmierć.
Przeciętny czytelnik (polski czytelnik) dekady Potterowej z jednej strony kosztował całej powagi i goryczy towarzyszącej Harry'emu, a z drugiej strony miał DragonBalla w którym bohaterowie ginęli nałogowo, jak muchy, a ich kumple na większą skalę się tym nie przejmowali, bo mieli świadomość, że kiedy zwyciężą już Wielkie ZUo użyją smoczych kul i zażyczą sobie wskrzeszenia poległych kompanów.
Z jednej strony śmierć jest poważna, bolesna, niesprawiedliwa i taka właśnie, jaka jest w rzeczywistości. A w drugim przypadku śmierć była tylko dość niekomfortową przeszkodą w dążeniu do jakiegoś celu.

Pytanie co jest lepsze: uczenie młodego czytelnika szacunku do śmierci, oswajanie go z tym, co nieuniknione, co jest częścią życia każdego, czy może lepiej mu przedstawiać śmierć jako chwilową przerwę w istnieniu i sprzedanie standardowego "wszystko będzie dobrze"... bo będzie, ale nie od razu... Czy odbiorca się później nie poczuje oszukany? Straci kogoś bliskiego i wszak wszystko powinno być dobrze, a tym czasem będzie w nim tyle żalu, goryczy i gniewu!

Nie mówię, że nie przeżyłam śmierci bohaterów Rowling...
O śmierci Syriusza czytałam będąc w szpitalu, po operacji. Odwiedzała mnie wtedy siostra przybita śmiercią naszego ulubionego bohatera równie mocno jak ja - ryczałyśmy całe godziny. Lekarze myśleli, że mnie tak strasznie boli po operacji... Razz - wydukałam wtedy, że chodzi o Syriusza (ale mieli miny Very Happy i tak dali mi zastrzyk przeciwbólowy Razz). Oj... Moja mama wtedy całą noc przy siostrze przesiedziała i ją pocieszała... młoda następnego dnia do szkoły nie poszła, bo w nocy oka nie zmrużyła tylko chlipała...
I wiecie co?
To jest fajne.
Bo dzieciak nie stracił nikogo na prawdę - to nie była mama, albo tata. To był kochany bohater, fikcja, a mimo to bolało.
I to bolało tak, że coś z tej lekcji się wyciągnęło...
Powtarzam - śmierć Syriusza się mi nie podobała, bo go uwielbiałam. Był taki odważny, brawurowy, mHroczny i miał motor xD... i właśnie ta brawura go zgubiła.
Ale chyba akurat utrata Syriusza była Rowling potrzebna do pokazania właśnie tego bólu. Napisać "Harry cierpiał" - nie sztuka. Sztuką jest sprawić, by czytelnik poczuł to cierpienie.
Czuliśmy.
I chyba wszyscy chcieli Harry'ego zadusić pod koniec tomu, gdy znalazł lusterko. No bo gdyby pamiętał o lusterku wszystko potoczyłoby się inaczej! No bo to jego wina! Biedny Harry, bo to właśnie jego wina... i jest zły na siebie. I jest mu wstyd... I jak w takiej sytuacji się na niego złościć. Przecież on chciał uratować Syriusza tak samo mocno jak ja!
Eh...

I jak tu nie podziwiać Rowling Razz ?

Aduu napisał:
Ale dlaczego akurat Black? Nie widzę w tym żadnego sensu. Harry i tak bardzo został pokrzywdzony przez los. Nie dość, że był związany z Voldemortem, to jeszcze został osierocony w bardzo młodym wieku. Nie miał łatwego życia u ciotki, w szkole za dobrze na samym początku mu nie szło, nie ogarniał się w magicznym świecie. A jedyną osobą, prawdziwym oparciem, był dla niego Dumbledore, który oczywiście też musiał zginąć! Harry'emu pozostała więc tylko Hermiona i Ron, których nagle olśniło i zaczęli żywić do siebie poważniejsze uczucia. No i Ginny, która była bliska jego sercu - ale to później. I nagle pojawia się Syriusz Black- jego ojciec chrzestny. Razem z nim pojawiła się także nadzieja na lepszy dom, lepszą rodzinę, kochającą rodzinę. I się chłopak nie nacieszył, bo Syriusz dostał Avadę i wpadł za kotarę. Jak dla mnie, Rowling za wszelką cenę chciała na sam koniec unieszczęśliwić chłopaka, by wszyscy jeszcze bardziej się nim zainteresowali.

Em... Cały piąty tom wkurzałam się na Hermione: przedstawiała mojego bohaterskiego, odważnego, czarującego Syriusza ( i swoją drogą: moje idylliczne marzenie o idealnym ojcu) jako niedojrzałego, niecierpliwego faceta z kompleksem Piotrusia Pana.
A ja - tak jak Harry i Ron - się z tym zupełnie nie zgadzałam (i tak jak Strzyga - tupałam nóżką, dodatkowo kazałam Hermionie spadać na drzewo Wink). Ale później... po entym powtórzeniu lektury trzeba przyznać Hermionie rację. Confused Nie podobało mi się to (bo wraz z chłopakami obozowałam w fanklubie Blacka Razz), ale taka prawda.
Brawura i "mokra głowa" zgubiły Syriusza.
To był jego największy problem...
Zachowywał się jak chłopiec, a nie jak ojciec... I dlatego miedzy innymi stał się tak łatwym celem.

Na mój grust Rowling wcale nie chciała unieszczęśliwić Harry'ego, a już na pewno nie po to by się ktoś nim zainteresował... Confused
Przecież nie takie jest przesłanie...
Jak już napisałam: śmierć Syriusza była lekcją radzenia sobie ze śmiercią tych naj, naj, najbliższych. Ból, żal i pustka.
Dodatkowo: pokora.
W tamtej chwili Harry wydał się byc bardziej dojrzały niż Syriusz. Więc może jeszcze lekcja odpowiedzialności?
A konsekwencje odejścia Syriusza (lub Cedrika) związane z zainteresowaniem czarodziejskiego świata też uczyły czego innego niż "wszyscy skaczą wokół Pottera"... To było raczej "nikogo tak naprawdę nie obchodzi śmierć twoich najbliższych... dla innych ludzi to anonimowe nazwiaska, a ich odejście jest sensacją, ale nie czują i nie rozumieją, że Twoje życie jest wybrakowane, a Ty w sumienie nie wiesz kim teraz jesteś"... Confused

Myślę, ze z tego tematu można wyciągnąć znacznie więcej przesłań... Temat trudny i warty nadgryzienia z każdej strony.


Aduu napisał:
Ludzie zaczęli szaleć za Draconem, Lucjuszem, Lupinem, Snape'm... Ogólnie za pobocznymi bohaterami i to właśnie ich śmierci przeżywali bardziej, niż smutek i rozterki okularnika.

No ba!
Ja uwielbiałam Lupina, Tonks, Syriusza, Seamusa, Dumbledorea, Snape'a itp itd, a Harry'ego tolerowałam.
Kiedyś powiedziałam to mojej rodzicielce, która rzekła, że ona ze wszystkich bohaterów najbardziej lubi Harry'ego. Zapytałam dlaczego. A mama odpowiedziała po prostu "bo jest mądry, dobry, dzielny i sprawiedliwy"... Przereklamowane wartości, co? Ale kurcze, ilu takich ludzi istnieje...
I po co ludzi się zakochują w ludziach, którzy są ciemnymi typkami, by później narzekać i cierpieć. Czy bycie dobrym jest takie złe i nudne, jak nam się wydaje?
Ech...
Lubię też tych dobrych bohaterów Pottera.
Zresztą u Rowling całe szczęście bohaterowie lubią swoje cienie: Harry - chociaż taki dobry - potrafi być gniewny i zadawać ból, Narcyza - chociaż z drużyny tych złych- potrafi się zachować jak pozytywna bohaterka.


Skoro już o Narcyzie mowa:kurcze, po siódmym tomie byłam z niej dumna. I tutaj nie chodzi o to, że zmieniła strony konfliktu czy coś... chodzi o to, że pokazała w jakie lwice się zmieniają kobiety gdy chodzi o ich dzieci. Fascynujące.
Po czymś takim jestem dumna, że jestem kobietą. Wink


Gloria napisał:
Takie właśnie najczęściej są śmierci podczas wojny.
Robią podczas akcji jakieś niesamowite, heroiczne rzeczy. A potem umierają bo... wybuchł pożar w domu kiedy spali, ktoś postanowił ich okraść kiedy nie mieli czym się bronić.. itd.
Szczerze mówiąc ja uważam, że dobrze się stało, że niektórzy umierają, nawet jeżeli to niczego nie wnosiło. Bo nie wyobrażam sobie by podczas całej książki, która głównie skupia się na walce o coś nie giną ludzie bliscy bohaterowi. Tak się po prostu nie dzieje. Poza tym jak dla mnie jeżeli książka nie jest dowcipna to ja muszę przeżyć katharsis. Po prostu muszę i już. Ktoś musi zginąć, ktoś musi cierpieć.

Ależ jak najbardziej się zgadzam.

Właśnie takie "durne" śmierci opisują istotę wojny jako takiej.
Dwóch facetów pokłócić się o to, który ma większe prawe jajo i w wyniku tej trywialnej sprzeczki giną tysiące ludzi.
Niepotrzebnie i durnie.


Aduu napisał:
Dobra, to już było wierutne kłamstwo. xD Wiem to i staram się to zrozumieć, ale czasami to jest takie dobijające. Oczywiście jest to całe śmieszne katharsis, nawet popłaczę sobie w kąciku, po czym wciskam w siebie lody, ale naprawdę niektórych śmierci nie ogarniam. Wiem, że dobra książka powinna mieć w sobie trochę humoru, szczyptę romantyzmu, wyciskać wiadro łez itp, itd. I każda z nas takie książki kocha. Ale serce mi się kroi na samą myśl, że zawsze z kimś wspaniałym z książek musimy się pożegnać. To takie niesprawiedliwe...

I właśnie o te emocje chodzi... To nigdy nie jest sprawiedliwe. Confused

Gloria napisał:
Najgorsze w moim przypadku jest to, że jeżeli nikt nie umrze to ja się czuję oszukana.
o.O I co teraz?

Eeee... no wiesz, jeżeli czytasz książkę o wojnie to rzeczywiście masz prawo się czuć oszukana. Nawet masz całkiem uzasadnioną podstawę do podejrzewania, że autor ma Ciebie za totalną idiotkę, która taki słitaśny scenariusz łyknie Razz
Jeżeli czytasz książkę w której nie grasuje żaden morderca czy inna zaraza, a mimo to czujesz się rozczarowana, że nikt nie umarł... well, rzeczywiście masz problem Razz
To jak to jest?

sally napisał:
na pewno nie przez ugryzienie przez węża... jakaś bardziej... bohaterska... broń boże, nie patetyczna, ale taka, w której mógłby pokazać, po której tak naprawdę stronie stoi... zwłaszcza Voldemortowi...

Dumałam sobie nad możliwościami jakie dawała mu fabuła by mógł się właśnie jakoś tak wykazać... Zakładając, że Voldi go nie stracił, tylko wraz z nim wyszedł z Wrzeszczącej Chaty...
Harry go wtedy wciąż ma za zdrajcę...
Nie to by nie przeszło. W momencie kiedy by się sprzeciwił Voldiemu stałoby się jasne, że szpiegował i robił wsio na korzyść Potterowatych - umarłby i spowodował tylko to, że Voldi stałby się podejrzliwy i bardziej ostrożny.
Od śmierci Snapea wydarzyło się kilka ważnych dla fabuły rzeczy: chociażby zabicie Harry'ego przez Toma. Snape nie wiedział, że Harry to ostatni horkrux, czyli starałby się go bronic za wszelką cenę... I pewnie by obronił i teraz: albo by poniósł śmiertelne rany podczas akcji ratunkowej i odkrył przy tym karty przed Voldim, albo udałoby się mu Harryego uratować i z nim zwiać - Harry wciąż go uważa za zdrajce, czyli doszłoby miedzynimi do potyczki na śmierć i życie.
Eh... To byłby smutny scenariusz...
Jakby nie było snape nie wyjawiłby swojej historii i motywów wcześniej niż by to było konieczne. Czyli dopóki by żył nie powiedziałby Harry'mu o swoim romantycznym uczuciu - za dużo w nim byłoby wstydu, zawiści i goryczy...
Natomiast Harry dopiero po Opowieści Księcia dostał pałera i zastrzyk woli walki...

Trudno tak gdybać...

A może Ty w jakimś konkretnym fragmencie fabuły widziałabyś bardziej trafiające w Twoje gusta rozwiązanie tej zagwozdki fabularnej, co sally Wink ?

sally napisał:
jednak, nawet w takim wypadku nie jest to niemożliwe...

Wydaje mi się, że w tamtej sytuacji raczej było to niemożliwe... wzywanie czarodziejskiej karetki do domu pełnego Śmierciożerców, przez osoby, których tam przecież nie powinno być... khem khem...
Podsumowując straty:
Snape - byłby martwy,
Sanitariusze - martwi,
Harry, Ron, Hermiona - martwi.
Opowieść Księcia - nigdy nie poznana,
Kulisy śmierci Dumbledorea - nigdy nie poznane,
Epilog na Dworcu King Cross - nigdy nie popełniony. Wink

sally napisał:
normalnie... po prostu Syriusz był jednym z moich ukochanych bohaterów i o ile śmierć Severusa może być jeszcze odbierana jako całkiem logiczne rozwiązanie, o tyle moim zdaniem idiotyzmem ze strony Rowling było zabijanie Syriusza... nie mogła zostawić Harry'emu chociaż jednej osoby, która stanowiłaby dla niego rodzinę? ale, jak to ostatnio stwierdziłyśmy z moją przyjaciółką, Rowling wykończyła wszystkich z paczki "starego" Pottera, łącznie z ofiarą ich prześladowań...

Serio - w kwestii Syriusza łączę się w bólu Sad
Ale to też miało swoje podłoże... (powyżej pisnęłam już), natomiast śmierć Lupina była zupełnie bezsensowna i zła... Sad

A Wasze podsumowanie - błyskotliwie trafne Very Happy Very Happy Very Happy Hehehehe

sally napisał:
czy ja wiem, czy pedofiski związek? Czarodzieje osiągają pełnoletność w wieku 17 lat, Severus jest od Hermiony starszy o 19 lat... co to za różnica? żadna!

Eeee?
19 lat to NIC? Shocked
Wiesz co... ona jest młoda dziewczyną, która chce szczęścia,romantyki, przygód, wiedzy.... wciąż ma głowę pełną marzeń.
On jest dorosłym mężczyzną, gorzkim, złośliwym, zranionym, który już coś w życiu osiągnął. Jest dojrzały w pełnym znaczeniu tego słowa.
Ona by chciała od niego czegoś co dla niego już nie jest porywające, ani ciekawe, tłamsiłby jej marzenia, przytłaczałby ją swoim bólem i uczuciem, którym wciąż żyje... I będzie tym uczuciem żył - takie już są te wszystkie Wertery.
W tym przypadku 19 lat robi ogromną różnice.
Co innego gdybyśmy mówili o dwójce ludzi dojrzałych, którzy osiągnęli pewien stabilny etap życia, odkryli kim są, czego od życia chcą i w jakich kwestiach godzą się na kompromisy - wtedy rzeczywiście 19 lat może nie być wielką różnicą.
Hermiona ma dopiero 17 lat i ma prawo do szaleństwa, do dzikich uniesień, złości, śmiechu itp.
Snape nie dałby jej energii, humoru, radości, dzikości - dałby jej oparcie pod warunkiem, że zaakceptowałaby to, że on lubi się pogrążać w smutku, że była tylko jedna kobieta w jego życiu, którą Hermiona z całą pewnością nie jest (to nigdy nie jest równa rywalizacja - walczyć o serce ukochanej osoby z duchem z przeszłości... Confused to nigdy nie jest fair) i on wcale nie chce o tej przeszłości zapomnieć. Confused
W takim przypadku 19 lat to olbrzymia różnica!
Nawet 10 lat to olbrzymia różnica! Confused

Ech... jakie to było dziwne wyobrażać sobie ich razem... Brrryyy...


Strzyga napisał:
NAPRAWDĘ-NAPRAWDĘ podstawy do Snape/Hermiona są mniej więcej takie, jak do Draco/Hermiona.

Otóż to... Razz


Cytat:
Na temat pedofilskich związków się nie wypowiadam, biorąc pod uwagę, w jakim wieku są wszystkie moje fikcyjne obiekty westchnień

Hehehe, no przepraszam, a Domenic Jordan? Razz
Wszak to-to okaz dwudziestopięcioletni bodaj ;P


Książkowego Rona to ja chyba lubiłam najbardziej z całego Tria... Daleko było mu do inteligencji Hermiony, ale nigdy nie wyjeżdżał z tekstami, które miały podważyć jej wiedzę i dodać, że ona czegoś nie może wiedzieć, bo jest kobieta (a kobiety wszak są głupsze od mężczyzn... Confused... oj tak, tak się zwykle ratowali niektórzy chłopcy, kiedy się okazywało, że dziewczyny przerastają ich wiedzą i umiejętnościami) - zawsze szanował jej umiejętności i po prawdzie czuł się niedowartościowany przy niej... ale zachowywał się świetnie Razz
Jego największą zaletą było ciepło i humor. Ron jest taki... uroczy, niezdarny i właśnie ciepły. To było jego atutem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gloriaa
Adept II roku



Dołączył: 23 Paź 2010
Posty: 83
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 9:35, 18 Lis 2010    Temat postu:

Villka napisał:

Gloria napisał:
Najgorsze w moim przypadku jest to, że jeżeli nikt nie umrze to ja się czuję oszukana.
o.O I co teraz?

Eeee... no wiesz, jeżeli czytasz książkę o wojnie to rzeczywiście masz prawo się czuć oszukana. Nawet masz całkiem uzasadnioną podstawę do podejrzewania, że autor ma Ciebie za totalną idiotkę, która taki słitaśny scenariusz łyknie Razz
Jeżeli czytasz książkę w której nie grasuje żaden morderca czy inna zaraza, a mimo to czujesz się rozczarowana, że nikt nie umarł... well, rzeczywiście masz problem Razz
To jak to jest?

No cóż. Nie pomyślałam o nich... ;>
W sumie... przeważnie czytam książki gdzie albo jest wojna, albo grasuje jakieś ZUO, bądź też ktoś się z kimś bije.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mroczna88
Bakałarz I stopnia



Dołączył: 01 Sie 2010
Posty: 977
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 14:54, 18 Lis 2010    Temat postu:

Vill, tyle napisałaś, że już sama nie wiem do czego się odnieść xD

A, już wiem co chciałam napisać. Rowling uczy szacunku do śmierci? Powiem ci, że niezbyt. Owszem - śmierć Syriusza, Cedrika i, ewentualnie, Szalonookiego były jakoś specialnie nakreślone i faktycznie uczyły czegoś, ale dalsza część tomu siódmego to była jedna wielka rąbanka na miarę DragonBallowskiego Pogromu Cella na Ludziach. Ten umarł, tamta umarła, ktoś tam jeszcze padł i poza trzema, czterema słowami "było smutno i źle" (tak, wyolbrzymiam) nic, przez co prawie każda śmierć wydawała się być niepotrzebną (prym wiodą Lupin z Tonks i Fred).

Dalszą część pominę, bo to już dyskusja między wami, ale odniosę się do trzech punktów:
1. Syriusz miał kompleks Piotrusia Pana i, osobiście, widziałam to od początku, przez co nie mogłam mieć na jego punkcie takiego fioła jak moje koleżanki xD Był fajny, przystojny, zabawny, ale poza tym wszystkim był na poziomie Harry'ego i Rona
2. 19 lat, w świecie czarodziejów, to nie jest tak dużo. Wyświechtany argument, ale jednak. Skoro żyją sobie po 150 lat, to co za różnica, jeśli on ma 120, a ona 101? Smile I trzeba wziąć pod uwagę, że Hermiona jest osobą zdecydowanie rozwiniętą ponad wiek - i to zarówno emocjonalnie, jak i psychicznie. Co do "uczucia, które wciąż żyje" - ja spycham porażkę tomu siódmego daleko w rejony mojego mózgu i uznaję, że to się nigdy nie wydarzyło Very Happy I pewnie dlatego uznaję, że to jest możliwe. Bo, przyznam szczerze, śmieję się na głos, gdy czytam opowiadania o Hermionie i Snape'ie w świetle siódmej części, że on niby nie umarł i takie tam. NIEMOŻLIWYM jest, że po 20 latach kochania kobiety, która miała go w nosie (bo tak było, nie ukrywajmy), nagle przerzucił się na inną, bez względu na to jaka byłaby ładna, mądra etc.
3. Nie zgadzam się co do twojej opinii o Ronie w jednej kwestii: podważał jej wiedzę, wyśmiewał się z niej i w chwilach złości odnosił się złośliwie do jej intelektu. Niestety, taki był i nie sądzę, żeby z wiekiem wiele się zmienił.

ps. Tak zupełnie off-topowo, a dotyczące pośrednio Lily, a bezpośrednio Snape'a. Czytałam jedno opowiadanie z gatunku "marriage law" (swoją drogą to jedno opowiadanie było niestrawne całkowicie), gdzie, of cors, uznano, że Snape jest w stanie jednocześnie wciąż kochać Lily i Hermionę. W każdym razie na prośbę Hermiony Harry chciał poznać bliżej Snape'a i, ewentualnie, wypytać go o matkę (której dotychczas w ogóle nie poświęcał swojej uwagi, ale to tak na marginesie). Rozmowa rozłożyła mnie na łopatki. Staram się mniej więcej oddać sens:
Harry: (...) I w sumie, to chciałbym zaprosić pana na obiad, żebyśmy mogli sobie porozmawiać.
Snape: Wiesz, Potter, może i masz oczy swojej matki, ale nie jesteś w moim typie.
Twisted Evil Laughing


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez mroczna88 dnia Czw 15:23, 18 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aga
Adept II roku



Dołączył: 04 Lis 2010
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:03, 20 Lis 2010    Temat postu:

To ja się wypowiem na temat ksiązki, która czytałam do 2 wczoraj. Trylogia czarnego maga. Jak Canavan mogła zabić Akkarina!! Ja biedna popłakałam się a później jeszcze myślałam nad tym, że też oni nie mogą wskrzeszać czy coś, później rozmyślałam jakby to było miło gdyby sobie zamieszkali w jakimś domku i żyli szczęśliwie razem z Soneą. Nienawidzę szczerze gdy ktoś mi robi takie coś. Czuję się osobiście urażona (i straaasznie nie wyspana). Książki mi się podobały (nawet postanowiłam je nabyć drogą kupna), naprawdę mogli go oszczędzić, on był tam bardzo ważną częścią. Czemu akurat jego no wolałabym , żeby tak wiekszość gildii wystrzelili w kosmos ( oprócz Dannyla i jego kochanka of course). Jak rozumiem to dziecko ma zmniejszyć stratę Arrkakina, ale ja się zwyczajnie nie zgadzam. Nie cierpie takich sytuacji...

Ehh...
To się wyżaliłam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Coya
Bakałarz III stopnia



Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 671
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:18, 20 Lis 2010    Temat postu:

Aga, w wątku o Trudi Canavan większość wyrażała podobne opinie. Także możesz liczyć na pełne zrozumienie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aduu
Bakałarz IV stopnia



Dołączył: 27 Mar 2010
Posty: 539
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Przybiernów
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:01, 20 Lis 2010    Temat postu:

Tak, przez niesprawiedliwą śmierć Akkarina już przeszłyśmy Very Happy A teraz nadajemy na Rowling prześcigając się w wypowiedziach xD
Jejku, Villka... napisałaś tyle, że nie wiem do czego się odnieść xD Jedyne co mi zapadło w pamięci to "brawura i mokra głowa zgubiły Syriusza". I wiesz co? Masz cholerną rację. Facet jak na ojca, opiekuna był strasznie nieodpowiedzialny, co jednak zostało mu wybaczone, bo z całego serca kochał Harry'ego. I po śmierci pewnie też xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Meami
Adept VIII roku



Dołączył: 21 Gru 2010
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:55, 11 Sty 2011    Temat postu:

Czego nie cierpię w książkach? Kiedy twardy mężczyzna, nieczuły, niepokonany pod wpływem bohaterki zmienia się w rozemocjonowane, ciepłe kluchy. Bleeeee.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agata
Adept I roku



Dołączył: 06 Sty 2011
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: 10 kroków od Raju
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:25, 11 Sty 2011    Temat postu:

Osobiście* w książkach nienawidzę przydługich opisów krajobrazów Confused...Nie mogę wytrzymać kiedy ja czekam na rozwiązanie jakiegoś wydarzenia, a tu nagle Bach! Autor opisuje mi każde drzewko po kolei, to jest takie irytujące, że normalnie czasami nie wytrzymuje i część pomijam...No i jak już wyżej dużo osób wspomniało kiedy już zarysowało się się szczęśliwe zakończenie, a tu umiera bohater, który był jego częścią, wtedy moje rozczarowanie nie ma granic;/

* Jeżeli mówisz, że coś robisz "osobiście", czyli w osobie własnej, nie musisz poprzedzać tego "ja". Wychodzi masło maślane i monolog Lepperowy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Strzyga
Master of Disaster
Arcymag
Master of Disaster <br> Arcymag



Dołączył: 25 Lut 2008
Posty: 3948
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Wto 21:35, 11 Sty 2011    Temat postu:

O nie - z opisami to naprawdę WSZYSTKO zależy od tego, JAK autor pisze.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
TheTosterMaster
Bakałarz III stopnia



Dołączył: 12 Gru 2010
Posty: 605
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z księżyca ^^
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:28, 11 Sty 2011    Temat postu:

Meami, zgadzam się. Nie raz ze złością rzucałam książką o ścianę, bo mi głównego, ukochanego bohatera zamienili w beznadziejną zasmarkaną ciamcię ramcię. To powinno być karane!!!

Opisy bardzo lubię. Głównie w fantastyce, bo zwykle są ciekawsze.. ale wszystko zależy od stylu autora.

Nienawidzę w książkach:
1) ideałów - bohaterów bez skazy
2) nienaturalnego języka w dialogach; nie oszukujmy się - kto na co dzień mówi literacką polszczyzną?
3) kobiet bez charakteru i facetów - pantoflarzy
4) przesadnie dokładnych opisów scen z seksem (według mnie powinno się zostawić szczegóły w spokoju - od czego mamy wyobraźnię?!)
5) patosu bez humoru - musi być równowaga
6) supernowoczesnej technologii, kosmitów, robotów, itp. (nienawidzę science - fiction)
7) jak coś sobie później przypomnę, to uzupełnię.

Razz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Meami
Adept VIII roku



Dołączył: 21 Gru 2010
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:58, 11 Sty 2011    Temat postu:

Janka, jest coś w tym co piszesz ^^
6.Zdecydowanie sci-fi jest bleeeeeeeee. Kosmici to coś od czego uciekam z krzykiem Rolling Eyes
1.Bohaterowi bez skazy to zadźgać coś takiego na miejscu, albo takich 'niewinnych' i świętych. Nie masz powodu dlaczego ich nie lubisz, ale wkurzają ce do granic możliwości.
3. Oczywista oczywistość.
Co do męskich bohaterów w książkach świetnie się na ten temat wypowiedział Rafael z Magia uderza Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Meami dnia Wto 22:59, 11 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
TheTosterMaster
Bakałarz III stopnia



Dołączył: 12 Gru 2010
Posty: 605
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z księżyca ^^
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:40, 13 Sty 2011    Temat postu:

A możesz zacytować? Bo "Magia uderza" nie czytałam.. Sad

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zelka
Bakałarz II stopnia



Dołączył: 28 Lis 2010
Posty: 718
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: tam, gdzie kwitnie cytryna
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:11, 14 Sty 2011    Temat postu:

Raz próbowałam czytać takowe opowiadanie science fiction...
Odpadłam po 1/4 strony...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Villka
Arcymag.
Arcymag.



Dołączył: 28 Lut 2010
Posty: 2166
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z piątej gwiazdy na lewo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:00, 14 Sty 2011    Temat postu:

GoferPotffór napisał:
6) supernowoczesnej technologii, kosmitów, robotów, itp. (nienawidzę science - fiction)

Meami napisał:
6.Zdecydowanie sci-fi jest bleeeeeeeee. Kosmici to coś od czego uciekam z krzykiem

Żelka napisał:
Raz próbowałam czytać takowe opowiadanie science fiction...
Odpadłam po 1/4 strony...

A mi się wydaje, że nie miałyście okazji przeczytać dobrego science fiction.
Ani takiego, które mogłyście polubić.
Wszystko zależy od pisarza: jego woli, pomysłowości i stylu...
Kiedyś również plułam jadem i ziałam pogardą wobec "kosmicznej" literatury, ale później przeczytałam "Bajki robotów" Lema i "Autostopem przez galaktykę" Douglasa Adamsa, który szedł mi troszkę topornie, ale bynajmniej był temu winny świat przedstawiony, kosmici, bohaterowie bądź roboty, lecz charakterystyczny styl autora.
O klasyku jakim jest "Diuna" - zaliczana do nurtu sci-fi - również należy wspomnieć...

Co tam jeszcze...
GoferPotffór napisał:
2) nienaturalnego języka w dialogach; nie oszukujmy się - kto na co dzień mówi literacką polszczyzną?

Co nie zmienia faktu, że miło poczytać bardziej wysublimowane dialogi. Oczywiście zgadzam się, że naturalny język jest ważny, ale naturalność można uzyskać nie obdzierając rozmowy z bardziej wyszukanych wyrazów. ^^'
Chodzi mi o to, że nikt nie musi deklamować zdań tak poprawnych, że niemal teatralnych, ale mimo wszystko może mówić bardziej literacko, niż rynsztokowo. Razz
Dodatkowo zróżnicowanie języka jest równie ważne (i wiarygodne): czyli lepiej mieć postaci mówiące literacko, jak i takie, które mówią językiem bardzo prostym.

Dla przykładu fragmenty "Wiedźmina", tomu trzeciego:
Cytat:
- Mięso! - powtórzył dobitnie poeta. - Namawiam Milvę na polowanie. Zjadłbyś świeżego mięsa?
- Zjadłbym.
- A krwi, świeżej krwi popiłbyś?
- Krwi? - Regis przełknął ślinę. - Nie. Jeśli chodzi o krew, dziękuję. Ale wy, jeśli macie ochotę, nie krępujcie się.
Geralt, Milva i Cahir zachowywali ciężkie, grobowe milczenie.
- Wiem, w czym rzecz. Jaskier - powiedział wolno Regis. - I niech mi będzie wolno uspokoić cię. Jestem wampirem, owszem. Ale nie piję krwi.
- Milczenie stało się ciężkie jak ołów. Ale Jaskier nie byłby Jaskrem, gdyby również milczał.
- Chyba źle mnie zrozumiałeś - rzekł pozornie niefrasobliwie. - Nie chodzi mi o...
- Ja nie piję krwi - przerwał Regis. - Od dawna. Odzwyczaiłem się.
- Jak to, odzwyczaiłeś?
- Zwyczajnie.
- Doprawdy, nie pojmuję...
- Wybacz. To sprawa osobista.
- Ale...
- Jaskier - Wiedźmin nie wytrzymał, odwrócił się w siodle. - Regis przed chwilą powiedział ci, byś się odpieprzył. Ujął to tylko grzeczniej. Bądź tedy uprzejmy zamknąć wreszcie gębę.

Regis mówi inteligentnie, elegancko i z taktem, Jaska odznacza brak taktu i potoczność, a wiedźmin jest absolutnie dosadny. Razz


Cytat:
- To wszakże twoi rodacy, wiedźminie - rzekł Regis. - Przecież nazywają cię Geraltem z Rivii.
- Poprawka - odrzekł zimno. - To ja sam się tak nazywam, żeby było ładniej. Imię z takim dodatkiem budzi u moich klientów większe zaufanie.
- Pojmuję - uśmiechnął się wampir. - Dlaczego jednak wybrałeś właśnie Rivię?
- Ciągnąłem patyki, oznaczone różnymi dźwięcznymi nazwami. Zasugerował mi tę metodę mój wiedźmińaki preceptor. Nie od razu. Dopiero wówczas, gdy uparłem się przybrać nazwisko Geralt Roger Eryk du Haute-Bellegarcie. Vesemir uznał to za śmieszne, pretensjonalne i kretyńskie. Zdaje się, że miał rację.
Jaskier parsknął głośno, wymownie patrząc na wampira i Nilfgaardczyka.
- Moje wieloczłonowe nazwisko - rzekł nieco urażony spojrzeniem Regis - jest nazwiskiem prawdziwym. I zgodnym z wampirzą tradycją.
- Moje również - pospieszył z wyjaśnieniem Cahir. - Mawr to imię mojej matki, a Dyffryn pradziadka. I nie ma w tym nic śmiesznego, poeto. A ty sam, ciekawość, jak się nazywasz? Przecież Jaskier to oczywisty pseudonim.
- Nie mogę używać i zdradzać prawdziwego nazwiska - odrzekł tajemniczo bard, zadzierając dumnie nos. - Jest zbyt słynne.
- A mię - włączyła się nagle do rozmowy Milva, od dłuższego czasu ponura i milcząca - srodze źliło, gdy mię spieszczali na Maja, Mania albo Marilka. Gdy ktoś takie imię słyszy, zara duma, że wolno po tyłku klepać.

W dialogu na tle naturalnej rozmowy (w której charakter bohaterów oddaje nie tylko to, co mówią, ale również JAK mówią) odznacza się prosta wypowiedź Milvy. Od razu wiadomo, że to niedokształcona dziewczyna, prawda?

Agata napisał:
Osobiście w książkach nienawidzę przydługich opisów krajobrazów Confused...Nie mogę wytrzymać kiedy ja czekam na rozwiązanie jakiegoś wydarzenia, a tu nagle Bach! Autor opisuje mi każde drzewko po kolei, to jest takie irytujące, że normalnie czasami nie wytrzymuje i część pomijam...
Strzyga napisał:
O nie - z opisami to naprawdę WSZYSTKO zależy od tego, JAK autor pisze.

Ano właśnie - wszystko zależy od autora.Very Happy
Wiem o czym Strzyguś mówisz Wink - Kossakowska? Wink
Właśnie robię sobie powtórkę lektury (na punkcie której kiedyś miałam fioła Rolling Eyes) przed "Zbieraczem burz"... Ech, te piękne opisy Kossakowskiej... *rozpływam się*... czysta poezja!
Czytając uświadomiłam sobie, że niemal zapomniałam o moim ulubionym opisie lasu (w mojej wersji ebooka jest na stronie 234)! Poruszył mnie tak, jak kiedyś. Malowniczo.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.wolha.fora.pl Strona Główna ->
Biblioteka
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 7, 8, 9, 10, 11  Następny
Strona 8 z 11

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin