|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
TheTosterMaster
Bakałarz III stopnia
Dołączył: 12 Gru 2010
Posty: 605
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z księżyca ^^ Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 21:43, 26 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
O cholera; ja też nie pomyślałam o sukience... Mam nadzieję, że krawcowa okaże zrozumienie, ulituje się i w razie czego poszerzy.
Villka, dziękuję Ci strasznie za "coś romantycznego" - nawet nie wiesz jak mi to poprawiło nastrój Zresztą pozostałe części Twego wypracowania również
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Villka
Arcymag.
Dołączył: 28 Lut 2010
Posty: 2166
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z piątej gwiazdy na lewo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 1:14, 04 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
Jestem na siebie wściekła!
Durna, durna, durna!
Dzisiaj moja mama wywinęła numer: zniknęła. Z racji, że moja mama jest po poważnej operacji i czasami po prostu ma totalny brak myślenia przyczynowo-skutkowego, cóż, przestraszyłam się.
Zakatarzona dzwonie do niej: a ona mi dziękuję za pobudkę o 6 rano, gdyby nie ja niechybnie by zaspała.
No tak, rzeczywiście, przypomniałam sobie: nad ranem miałam gorączkę, obudził mnie mamusiny budzik, ale nie usłyszałam typowej porannej matczynej krzątaniny, więc zwlekłam się z łoża boleści i wytarmosiłam rękę rodzicielki przypominając, że już czas pobudki.
Okay...
Za chwile dostaje smsa od best frienda. Dziwna i nietypowa rzecz, bo on telefonami gardzi, a już pisanie czy dzwonienie z własnej inicjatywy się nie zdarza (muszę mu napisać, że ma mi napisać w bieżącym tygodniu dwa sms - wtedy dla świętego spokoju to zrobi... inaczej bata ni ma! Toleruje jeno maile i komunikatory). Czytam.
Właśnie pochował swojego pieska.
Była bardzo stara i chora. W sumie wszyscy się spodziewaliśmy, że koniec jest bliski, ale... Przynajmniej nie cierpiała.
Wiecie jak to jest? Umiera zwierzątko - członek rodziny, którego poznali tak naprawdę tylko domownicy. Znali jego mimikę, mowę ciała, spojrzenia... nauczyli się z pociechą obcować. Liczyć się z jej zdaniem... Zapisała się w najważniejsze lata życia rodziny: kiedy dzieci dorastały, pisały maturę, kiedy przygarnęli z ulicy kota... To 17 lat historii!
Tym czasem dla większości ludzi, którzy ten dom odwiedzali to była po prostu kupa futra z ogonem.
I w takim momencie - zdałam sobie sprawę - nie masz z kim dzielić żalu po stracie, poza bliskimi.
Zadzwonisz do babci i powiesz: mój piesek umarł. A babcia powie "Jak mi przykro. Daj mamę do telefonu!".
Ech... uwielbiałam jego pieska. Była strasznie charakterna i groźna dla obcych... I traktowała mojego pieska tak, jak się traktuje nieposłuszne szczeniaki. I miała lśniące futerko do którego łasiły się koty. I kochała się wylegiwać na fotelach. I miała koszmarną nadwagę! Hehehe xP pamiętam jak wyjadała sałatę żółwiowi z terrarium ! Zanim żółw się zorientował nie miał posiłku. Cwaniara!
A teraz jej nie ma...
Jej pan nie chciał, żebym do niego przyszła. Wolał być sam. Jego rodzina również...
Zrobiłam to, co on zawsze w takich sytuacjach dla mnie robi: poszukałam w sieci różnych interesujących (i zabawnych) obrazków i filmików.
Tak mi przykro...
Zadzwoniłam do mamy po części z prośbą o nabycie kropelek na katar podczas powrotu z pracy, a po części po to, by się podzielić smutną nowiną.
Mama pyta jakie kropelki kupić, bo właśnie jest w drodze... patrzę na zegarek: powinna być jeszcze w pracy, więc pytam gdzie "jest w drodze". Ona oświadcza mi, że jest w Opolu, w sklepie, bo tak sobie dzisiaj spontanicznie wymyśliła. Pytam się: "W pracy dostałaś urlop?", a mama mówi mi butnie: "Nie. Złożyłam rezygnację. Mam dosyć pracy. Od dzisiaj wy pracujcie na moje utrzymanie! Teraz jestem w sklepie i kupuję sobie coś ładnego. Gdzieś w pobliżu jest apteka, więc przypomnij mi - co mam Tobie kupić na przeziębienie?"
...
...
Pytam ostrożnie: "Mamo, ale ty żartujesz z tą pracą, prawda?"
Mama wybuchła: że nie żartuje, że jest po operacji, jest zmęczona życiem i ma dosyć dorosłych córek, które nie pracują, a które musi utrzymywać... I zdenerwowana ponagliła mnie o udzielenie jej informacji dotyczącej lekarstw.
...
...
Jak nie moja mama!
Moja mama tak nigdy nie uważała. Moja mama zawsze powtarzała, że nauka przede wszystkim, że mamy się uczyć puki mamy taką możliwość. Że praca swoją drogą, a nauka w pierwszej kolejności...
Po prostu...
Zabolało mnie.
Czytając miedzy wierszami według mamy jesteśmy z sis darmozjadami.
Ech...
Pierwszy raz coś takiego usłyszałam od niej...Przecież, jeżeli jest tak ciężko, moglibyśmy jakoś załatwić sobie dorywcze prace... wystarczyłoby z nami porozmawiać (np: "Dziewczyny, nie daję rady, musicie mi pomóc finansowo itp")... Tym czasem, to co powiedziała było okropne...
Jakbym jej nie znała...
Jakby to była obca osoba!
Neurolodzy mówili mi, że po operacji charakter mamy może się radykalnie zmienić. Ale się nie zmienił, aż tak strasznie... owszem, z sali operacyjnej wrócił ktoś inny, ale mimo wszystko to wciąż była moja mama. Nie potrafiła już być moją przyjaciółką (jak kiedyś) i wymagała stałej opieki, ale pozbierała się. Dzień w dzień walczyła o odzyskanie dawnego życia. Przechodziła rehabilitację, miała trudniejsze momenty, ale się nie poddała... Jestem z niej dumna. Odzyskała prawie wszystko... nie jest taka jak kiedyś, ale ją kocham...
Ale po dzisiejszym...
Okrutnie to przyznać, ale brakuje mi mojej mamy sprzed wypadku! MOJEJ mamy, a nie tej osoby, która teraz mieszka w jej ciele i mówi jej głosem! Strasznie mi jej brakuje!
Tak strasznie, że aż wstyd to przyznać!
Mądrej, błyskotliwej, oczytanej, potrafiącej dostrzec każdy nasz (mój i sis) cichy problem...
Brakuje mi osoby, która mnie wychowała, wpoiła wszystkie wartości, nauczyła świadomie patrzeć na świat.
Ona teraz taka nie jest.
Ja wiem, że to nie jej wina.
Wiem, że jej też brakuje tego, kim kiedyś była...
Dlatego ją wspieram we wszystkim. Wszystko dla niej robię. Słucham jej, pomagam, bronię, kiedy muszę... wszystko. Dla niej w s z y s t k o!
Fakty są jednak takie: moja mama w życiu takiej rzeczy nie zarzuciłaby mi. Nie w ten sposób...
W dodatku moja mama nie zrobiłaby niczego tak nieodpowiedzialnego jak rzucenie pracy... Zostalibyśmy bez środków do życia...
Przestraszyłam się.
Strasznie.
Strasznie!
Ubrałam się i pobiegłam, z zakichanym nochalem, do jej pracy...
W pracy mamy jest jedna pani... jej mąż chorował na to samo, co moja mama. Od początku choroby mojej rodzicielki ta pani wspierała moją rodzinę. Dawała rady, tłumaczyła, budowała.
Później stała się taką podporą dla mojej mamy...
Poszłam więc od razu do tej pani. Powiedziałam cała rozmowę telefoniczną. Ona dyskretnie się dopytała sekretarek mojej rodzicielki co i jak...
Okazało się, że mama pocisnęła mi ściemę...
Że po prostu wyszła z pracy przed czasem i zabrała się z moim ojcem do magazynu budowlanego w Opolu (tato pracuje teraz przy remontach w Opolu, a mama siedzi w branży budowlanej więc...).
Nie wiem czy z ulgi, czy z żalu, czy ze złości, ale się rozryczałam.
Ja tego nie wytrzymuję psychicznie...
To mnie przerasta!
Wszystkie problemy biorę na siebie, przejmuję się, przeżywam...
Powinnam robić jak moja siostra - olewać, olewać i jeszcze raz olewać!
Zanim zaczęłam się użalać nad sobą i popadać w dziwną melancholię (z doświadczenia wiem, że nie zapowiada ona nic dobrego), uznałam, że pora coś zrobić... stawić czoła kilku ważnym obowiązkom i zając czymś ręce...
W dalsze szczegóły teraz wdawać się nie będę.
W każdym razie musiałam się dostać do lekarza mamy (musiałam potwierdzić rejestrację kontrolnej wizyty)...
Nie mogłam się dodzwonić. Kiedy się udało okazało się, że znowu pojawiły się problemy...
I właściwie w tym momencie zaczyna się prawdziwy początek historii mojego wkurzenia:
Długo by mówić o biurokracji i kolejkach w szpitalach...
W razie problemów z chirurgami, neurologami i innymi lekarzami chodzącymi ze stetoskopem zwykle dzwonię prosić o pomoc do krewnych doktorów. Wujek pomógł ugadać wizyty, szpitale i dojazdy.
Została tylko kwestia psychologa (po dzisiejszym na odbyciu tej wizycie zależało mi najbardziej)... pani, która prowadziła moją mamę zawiesiła działalność (ciąża bodaj). Nie wiedziałam gdzie teraz mamę przepisać. Nigdzie terminów wolnych nie było.
Znam tylko jedną osobę, która siedzi w psychologii i ewentualnie może polecić mi jakiegoś dobrego lekarza...
Wahałam się cholernie długo... cholernie!
Pisać czy nie pisać...
Jak on to odbierze?
Czy lepiej cierpliwie przeglądać strony internetowe i wybierać lekarzy wedle opinii pacjentów?
Czy poradzić się fachowca jeszcze bez uprawnień, ale już na stażu?
No i głupia napisałam - do H.
Po chwili się wywiązała rozmowa.
Pisał, że nie kojarzy na tą chwilę nikogo, ale zapyta na uczelni. Zaproponował, że on sam może pomóc, jeżeli to nie wymaga jakiś recept: w końcu się w tym kierunku kształci.
Wytłumaczyłam mu, że chodzi o mamę, o jej badania kwartalne.
Zadzwonił (wiedziałam, że nie przepuściłby okazji, do wykorzystania do cna czasu... kurcze, trzeba było się trzymać dalej na dystans!). On ma taką życzliwą osobowość, a ja dzisiaj miałam taki podły dzień, że kurcze, opowiedziałam mu jak bardzo brakuje mi mojej mamy. O wszystkim mu opowiedziałam.
Głupia, głupia, głupia!
Przerwał mi. Zmartwiony zauważył, że to chyba poważniejszy problem, niż tylko "mama wycięła mi numer", że znowu jestem blisko tej granicy, którą w zeszłym roku przekroczyłam (załamanie) i delikatnie zauważył, że to nie jest rozmowa na telefon. Zaproponował spotkanie.
W głowie zapaliła mi się syrena: "Nie spotykaj się z nim! Znowu będzie robił do ciebie maślane oczy, a Ty go zranisz tym, że nie odwzajemniasz jego uczuć! Nie bądź suką i nie wykorzystuj jego oddania! "
Powiedziałam, że nie mogę się spotkać.
Dobrze zrobiłam. Prawda?
On mi wytknął, że przecież mieliśmy być przyjaciółmi! Że on rozumnie, że go nie kocham, bo przecież nikogo nie można zmusić do miłości. Tylko, że nie może się pogodzić z tym, że przy okazji odebrałam mu przyjaciółkę! W dodatku martwi go, że przestał być częścią mojego życia do tego stopnia, że teraz nie ma pojęcia co właściwie się u mnie dzieje.
No i tknęły mnie wyrzuty sumienia...
A powinnam milczeć jak zaklęta!
Durna!
Powiedziałam mu wszystko: że nie potrafiłam patrzeć na to, jak każde spotkanie ze mną go raniło. Widząc mnie się rozpromieniał, rozpływał w uwielbieniu, którego nie mogłam ani przyjąć, ani odwzajemnić. Myślałam, że trzymanie go na dystans będzie lepsze dla jego dobra - żeby nie musiał otwierać niezagojonej rany.
Przeprosiłam go i dodałam, że go bardzo, bardzo, bardzo lubię. Wciąż. (Przy okazji się rozpłakałam myśląc o tym, jak bardzo te słowa w tym momencie były niepotrzebne i jak to -w nagłym przypływie uczciwości i dobrych intencji- nadszarpnęłam starą ranę. Suka! Głupia suka!)
Milczał chwilę.
I odparł życzliwie: "Jesteś moją jedyną miłością i za każdym razem kiedy Cię widziałem dawałaś mi wiele szczęścia."
...... jestem mistrzem perfidnej chamskości!
... fatalistycznie pomyślałam: wbiłam gódź do trumny.
Jaka ja jestem głupia!
Głupia, bezmyślna i jeszcze bardziej głupia!
H. dodał, że nie ma do mnie żalu i rozumnie. Potem powiedział łagodny tonem terapeuty: "Nadal zależy mi na tobie, dlatego chciałbym ci pomóc. Nie bój się zwracać do mnie ze swoimi problemami..."
Oj...
Stanęło na tym, że odzyskujemy w sobie przyjaciół, on mi szuka lekarza dla mamy, zaś w czwartek mam się wyczarterować do jego mieszkania na długą rozmowę o minionych kilku latach. I będziemy oglądać Tarantino (jak dawniej...) i będzie zero używek (dłuższa historia - jakoś niedawno wylądował za kratkami w Czechach za bycie pod wpływem, jazdę pod wpływem i posiadanie tego, co wpływa ... od tamtego czasu jest ponoć czysty).
Boję się...
Jestem głupia.
I zmartwiona.
I przybita.
I jestem strasznym mazgajem!
Czy ja się zachowałam jak Bella względem Jacoba?
Mam wrażenie, że tak... i ze powinnam to odwołać...
Odwołać?
EDIT!
Jeszcze na zakończenie dodam:
... a mojej mamie po powrocie delikatnie wyjaśniłam, że mnie dzisiaj strasznie wystraszyła. I zraniła.
Odparła z oburzeniem, że przesadzam...
I szybko zmieniła temat, aby uniknąć problematycznego tematu. Nie przeprosiła. Nawet zaprzeczyła, że zarzucała mi bycie "darmozjadem"!
Przykro mi...
Dopiero wieczorem miałam okazję powiedzieć jej o piesku mojego przyjaciela - obydwoje moi rodzice się bardzo przejęli. Mama nawet uroniła kilka łez...
Momentalnie obydwoje zaczęli się przytulać do naszego futerkowca (kundelek był w siódmym niebie!), a później wpadli na pomysł upieczenia ciasta dla rodziny przyjaciela w ramach wyrazów współczucia.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Villka dnia Wto 1:40, 04 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
TheTosterMaster
Bakałarz III stopnia
Dołączył: 12 Gru 2010
Posty: 605
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z księżyca ^^ Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 2:22, 04 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
Villka, z góry przepraszam, bo w pocieszaniu jestem naprawdę beznadziejna.. Po przeczytaniu twojej wiadomości po prostu musiałam odpisać i chociaż nie mam prawa udzielać ci porad dotyczących prywatnych spraw (w sumie kompletnie się nie znamy), mimo wszystko się wypowiem. :/
Smutno mi z powodu pieska; rozumiem jak to boli, bo sama jakiś rok temu pożegnałam ukochanego zwierzaka. To nie tak, że innych to nie obchodzi - każdy, kto kiedykolwiek miał jakiegoś zwierza - zrozumie i będzie po cichu współczuł (nic więcej się nie da zrobić).
Odpowiedzialność za innych to najbardziej przekichana sprawa pod słońcem. To oczywiste, że się martwisz, ale to ona jest twoją mamą, a nie odwrotnie. Nie możesz wiecznie się tym przejmować... Właściwie to sama tak robię: moja mama po rozwodzie zachowuje się jak moja młodsza siostra i chwilami odnoszę wrażenie, że to ja mam 38 lat, a ona 18. Byłam przy niej w wielu krytycznych momentach, widziałam płacz, histerię i masę różnych rzeczy, których nie powinnam była oglądać. Gdyby nie przyjaciele, wpadłabym w gigantyczny dół i trudno przewidzieć jakby się dalej sprawy potoczyły. Twoja mama to mimo wszystko dorosła osoba i sama powinna sobie radzić ze swoimi sprawami/problemami itd. Wiem, że nie pomogłam ani trochę, ale w takim wypadku mogę cię jedynie wesprzeć wirtualną czekoladą i banalnymi frazesami typu: "wszystko będzie dobrze." Z tym "darmozjadem"; twoja mama mogła mieć gorszy dzień, fatalny nastrój, ale NA PEWNO tak o tobie nie myśli, jestem tego absolutnie pewna.
Co do ostatniej kwestii; może i trochę postąpiłaś jak Bella, ale (bardzo Cię proszę!) nie odwołuj tego spotkania!!! Straciłam kiedyś BARDZO WAŻNĄ osobę w podobny sposób - Ktoś uważał, że jeśli ograniczy ze mną kontakt, mniej mnie zrani. Błąd! Cały rok nie mogłam dojść do siebie, a "mniejsze zło" okazało się cholernie bolesnym ciosem. Po prostu OBIEKT moich WESTCHNIEŃ za jednym zamachem pozbawił mnie nadziei i przyjaźni i zmył się z mojego życia. To, że spotkasz się z H. i w ogóle się do niego odezwałaś nie jest ani perfidne ani chamskie i nie możesz z tego powodu wymyślać sobie od najgorszych. Chłopak zdaje sobie sprawę z tego, że nie ma szans, po prostu nie chce stracić tej znajomości, bo zwyczajnie, po ludzku mu na tobie zależy. I nie trzeba mieć wyrzutów sumienia za spanielowe oczy; to jego wybór (na jego miejscu postąpiłabym dokładnie tak samo!).
(Mam nadzieję, że powyższe wypociny nie dobiją cię jeszcze bardziej; naprawdę się starałam.. )
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Miriam
Konstabl Grafomanii Arcymag
Dołączył: 08 Sie 2009
Posty: 1618
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 9:20, 04 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
*mocno tuli zakatarzonego buraka*
Optymistyczna wersja historii z mamą może być taka: może po prostu podczas wizyty w Opolu z ojcem pokłócili się, a ty zadzwoniłaś akurat w nieodpowiednim momencie i twoja mama wyładowała na tobie całą swoja frustrację. Jestem pewna, że wcale nie myśli o tobie jak o darmozjadzie. Zbyt wiele tobie zawdzięczać, pomagałaś, utrzymywałaś dom podczas jej choroby, byłaś dla niej oparciem. Ja myślę, że miała ona po prostu zły dzień ( no nie wiem, pokłóciła się z ojcem, potem ty ją "sprawdzałaś" gdzie jest to po prostu na odczepnego chciała cie urazić). Nie przeprosiła, bo było jej pewnie głupio. I to Villuś nie jest tak, że ty masz utrzymywać dom. Ty musisz się uczyć i na tym się skupiać. Już raz miałaś problemy ze studiami i twoja mama na pewno rozumie, że nie możesz po raz drugi tego mieć. Zresztą, twój kierunek jest taki ciężki, że praca w tygodniu nie jest możliwa.
Ja rozumiem, że twojej mamie jest po tym wszystkim ciężko, bo dużo przeszła i nadal przechodzi, ale kurcze nie tylko ty musisz się martwić i starać o wszystko. Z chęcią kopnęłabym twoją siostrę w zadek, żeby też wzięła czynny udział w domowych sprawach
Do H. hmmm. Jak najbardziej się spotkaj. Na wstępie zaznacz, że to spotkanie czysto koleżeńskie. Niby z twojej opowieści wynika, że chce odzyskać koleżankę, ale kurcze z tą miłością to się nie poddaje. On chyba musi przy każdej nadarzającej się okazji ci to wyznać Nie martw się to będzie spotkanie czysto koleżeńskie. Właściwie to chyba jest ci potrzebna taka rozmowa z kumplem. I nijak nie wmawiaj sobie, że go wykorzystujesz. To on nalega na spotkania.
Gdzie te czasy, kiedy żyliśmy beztrosko... Czasami to chciałabym się położyć spać i obudzić kiedy cały "kataklizm" minie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Wijara
Dyniowata Dewiantka Arcymag
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 2101
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 17:59, 04 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
Oj, Vill... *tuli*
Przykro mi z powodu mamy. Rozumiem, jakie to musiało być bolesne i szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie, jak ja bym się przestraszyła i jaka byłabym wściekła na moją mamę, gdyby nazmyślała mi, że rzuciła pracę. Dużo przeszła w ostatnich latach, ale w gruncie rzeczy nic ją nie usprawiedliwia i nie możesz tego zrzucać na chorobę, a tym bardziej obwiniać siebie za to, że pracujesz (!) na swoją przyszłość, ucząc się i zdobywając wiedzę, zamiast zarabiać na dom i nie mieć żadnych perspektyw. Twoja mama na pewno to rozumie i nie uważa, że jesteście darmozjadami- po prostu, tak jak dziewczyny mówią: gorszy dzień, jakaś kłótnia, albo po prostu brak wyczucia.
Tyle ile zrobić dla rodziny i mamy, gdy była chora... Jesteś bardzo dzielną, mądrą, rozsądną osóbką- i nie daj sobie wmówić, że jest inaczej.
Villuś, Ty nie wykorzystujesz oddania H. ... On wszak niczego od Ciebie nie oczekuje, i nawet jeśli na cośtam ma nadzieję, to sam chce Ci pomocy udzielić i wyświadcza przyjacielską przysługę. Zachowałaś się uczciwie, nie dałaś mu powodu do nadziei. On wie, że nic z tego nie będzie, ale nie chce stracić przyjaciółki- tak więc nie zabieraj mu tego. Spotkaj się i nic się nie martw
Ściskam mocno i trzymam kciuki. Pamiętaj- nindzia nie może być mientka!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Coya
Bakałarz III stopnia
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 671
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 15:34, 05 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
Vill, Słoneczko... *tuli bardzo, ale to bardzo mocno*
Nie będę się powtarzać, za to zabieram Cię na czekoladę na gorąco tudzież coś równie slodkiego i kalorycznego.
I jak nie przestaniesz wyzywać takiej wspaniałej dziewczyny jak Ty, to osobiście Ci nakopię!
Jesteś naprawdę dzielna i wspaniała i tak masz myśleć
*przytula bardzo, bardzo mocno*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zelka
Bakałarz II stopnia
Dołączył: 28 Lis 2010
Posty: 718
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: tam, gdzie kwitnie cytryna Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 19:12, 05 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
*tuli*
Eh...
A ja przez DWA okrągłe dni nie miałam neta... A teraz nadrabiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
TheTosterMaster
Bakałarz III stopnia
Dołączył: 12 Gru 2010
Posty: 605
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z księżyca ^^ Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 18:39, 06 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
Mój najlepszy kumpel się coraz bardziej ode mnie oddala - wpadł w jakieś pojebane (wybaczcie) towarzystwo, ćpa, chleje na umór, robi sobie krzywdę i o wiele rzadziej ze mną rozmawia. Cholera, dlaczego?! A jeszcze z dwa miesiące temu mówił, że to dla niego najważniejsze na świecie, że ta znajomość nie może się urwać. Żartowaliśmy, że jeśli za 10 lat nikogo nie znajdziemy - zamieszkamy razem.
Przed chwilą dzwonił - czułam się jakbym rozmawiała z kimś obcym. *boli, strasznie kierwa, boli*...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Meami
Adept VIII roku
Dołączył: 21 Gru 2010
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 19:46, 06 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
TheTosterMaster bardzo ci współczuję. Nie wiem czy powinnam, ale chciałabym ci coś powiedzieć co znam z własnego doświadczenia. Takie zachowanie MUSI mieć przyczynę, nie ważne co. Po prostu przy nim bądź. To jest najlepsze rozwiązanie, jak nie chce mówić co się dzieje to trudno, ale musisz mu dać jasno do zrozumienia, że ma w tobie oparcie. Powie ci kiedy będzie gotowy, ale dobrze w ciężkich chwilach mieć świadomość, że ktoś tam dla ciebie jest, nawet jeśli to się dostrzega po długim czasie. Oczywiście może być nie miły, może unikać spotkań, chcieć być samemu, ale jesli do ciebie dzwoni znaczy, że zależy mu na kontakcie z tobą.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Wijara
Dyniowata Dewiantka Arcymag
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 2101
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 23:13, 06 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
Janko- strasznie, ale to strasznie mi przykro Niestety, znam sytuację z autopsji. Przyjaciel, najwspanialszy na świecie, wyjątkowy przyjaciel, mieszkający w dodatku państwo obok (Niemcy- główny konktat mieliśmy przez telefon i gg) pod wpływem serii tragicznych dla niego wydarzeń zaczął się konsekwentnie staczać... Alkohol, narkotyki, papierosy, podejrzane mocno towarzystwo (łącznie z kręgami satanistycznymi), oddalał się coraz bardziej i bardziej, a ja nie byłam w stanie ani go zatrzymać, ani mu tego wszystkiego wyperswadować. Więc byłam, po prostu byłam, i widział, że jestem, że czekam, że w każdej chwili jestem skłonna udzielić mu rady, pomocy, czegokolwiek- jeśli zechce. I nadeszła chwila, kiedy zechciał, wiesz? Najcięższe kilka tygodni naszej przyjaźni, której już wtedy niemal nie było, tak mało wiedziałam, co u niego- odbudowywanie jego jako takiego, łatanie dziur, cierpliwie i konsekwentnie. Daliśmy radę.
Uwierz mi- jeżeli on nie zechce z tego wyjść, to nie wyjdzie. On Cię teraz nie zauważa, nie słucha. Ale musisz być, musisz trwać gdzieś obok tak, żeby Cię widział, żebyś była na wyciągnięcie ręki, gdy nastąpi jakiś przełom i ktoś go będzie musiał podnieść. Po prostu bądź, a wszystko się jakoś ułoży.
Trzymam kciuki
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
TheTosterMaster
Bakałarz III stopnia
Dołączył: 12 Gru 2010
Posty: 605
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z księżyca ^^ Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 23:26, 06 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
Dzięki wam, nadobne niewiasty.^^
Ależ ja JESTEM zawsze. Wielokrotnie uświadamiałam go, że może do mnie wpadać o każdej porze dnia i nocy. Są niestety dwa spore problemy:
- mój NP nie cierpi, kiedy coś krytykuję (a konkretniej nie coś - tylko jego debilne zachowanie; przecież się martwię do cholery!)
-jest święcie przekonany, że ze swoimi problemami upora się sam (pieprzona męska ambicja/duma) i nie będzie mnie martwić, bo nie chce, żebym przez niego płakała (dobrze wie, że i tak będę).
Tylko ile można się cackać z dorosłym facetem?! Kocham gościa i nie mogę patrzeć na to co on ze sobą robi. I główne - dlaczego?! Ma normalną rodzinę, ma mnie, wygląda normalnie, nie przeżył w życiu żadnej prawdziwej tragedii.. więc o co chodzi?!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Wijara
Dyniowata Dewiantka Arcymag
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 2101
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 23:41, 06 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
TheTosterMaster napisał: | -jest święcie przekonany, że ze swoimi problemami upora się sam (pieprzona męska ambicja/duma) i nie będzie mnie martwić, bo nie chce, żebym przez niego płakała (dobrze wie, że i tak będę). |
Ło matko, jak ja to dobrze znam! Wszystko, dosłownie każdą złą informację musiałam (i wciąż muszę) z niego wyciskać, bo on przecież mnie nie będzie martwić, przecież on tak nie lubi, kiedy się smucę... I za cholerę nie może zrozumieć, że jeszcze bardziej się martwię i smucę widząc, że coś jest nie tak, a nie wiedząc, co konkretnie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
TheTosterMaster
Bakałarz III stopnia
Dołączył: 12 Gru 2010
Posty: 605
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z księżyca ^^ Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 23:56, 06 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
Dokładnie, nic dodać, nic ująć..
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Meami
Adept VIII roku
Dołączył: 21 Gru 2010
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 0:24, 07 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
Może być tak, że on też zwyczajnie nie może mówić. To też może się zdarzyć. Miałam kiedyś pewien problem o którym do dziś nie chcę opowiadać, ale jak próbowałam to zaczynało się tym, że otwierałam usta i nie mogły ze mnie wyjść słowo, potem zaczynał się płacz i na przemian ze łzami byłam w stanie wydukać zdanie. Potem było lżej mówić, ale stos chusteczek rosną. Zdarzyło się to trzy razy, więcej osób zna tylko suche zdanie, które delikatnie ociera się o kłamstwo i jest pozbawione moich uczuć, a część osób wie o tym nie ode mnie. Nie zrażaj się tym, że nie chce mówić. Bądź przy nim i dla niego, jak będzie źle to może potrwać rok jak nie lepiej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
TheTosterMaster
Bakałarz III stopnia
Dołączył: 12 Gru 2010
Posty: 605
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z księżyca ^^ Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 0:35, 07 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
Ale ja wyjeżdżam. A on zostaje (technikum - 4 rok). Jak mam niby czekać?! Przecież w przyszłym roku będę na drugim końcu Polski!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|