|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Optymistka^^
Bakałarz IV stopnia
Dołączył: 03 Sie 2009
Posty: 635
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawaaa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 19:48, 26 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Taak, zapewne masz rację Wijaro, niestety.
Na integracji licealnej graliśmy w łapki i w "krzesło parzy".
Myślałam, że kogoś pogryzę
Ale wiesz co, podobnie jest chyba z nauczycielami języków. W większości ci, którym się nie udało trafiają do szkół. Zwłaszcza angliści.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
alicee
adwoKat Strzygi Arcymag
Dołączył: 06 Maj 2009
Posty: 3450
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 20:51, 26 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Wijara napisał: | Trzymamy kciuki, alicee, gorąco trzymamy!
Z pisania książek, jeżeli nie jest się J.K. Rowling, trudno się niestety utrzymać. Ale wierzymy w naszą Alę, a co |
Ano wiem, wiem Mój ambitny plan polega właśnie na tym, że znajdę sobie jakiś dochodowy w miarę zawód (ale taki naturalnie, który będę lubiła ), a oprócz tego, w ramach spełniania się twórczo i ogólnej pasji życiowej, będę pisać. Bo jednak Pilipiukiem, smarującym książkę za książką (z takiego tempa pisania, jakie on wykazuje, to już godziwy zarobek pewnie jest ), być nie zamierzam
Cytat: | A ja chyba będę zmuszona odświeżyć mój zapał twórczy... Przyjaciółka ostatnio koszmarnie mnie męczy, czy nic nie piszę aby na boku, i po raz enty czyta moje wypociny sprzed kilku lat, i męczy, i dręczy, i pyta... |
Czekamy!
Optymistka^^ napisał: | A praca w muzeum jakoś niezbyt mnie pociąga. |
A nie, dobry Borze, never, ale to jednak nie po filologii
Być może skończę jako pisarko-tłumaczka i będzie mi z tym dobrze.
...Ale na razie uczyć się trzeba.
Co do tych psychologów, Optymistko, to mam podobne doświadczenia z podstawówki. Noooo, trochę jednak inne, ale podobne.
Mieliśmy w klasie bardzo bogatą dziewczynę z jakąś wadą wrodzoną. Nie było tego widać na pierwszy rzut oka, ale miała autentycznie zaniżone poważnie IQ. I w związku z tym bywała... cóż, agresywna. Zaczepiała, prowokowała ( a ja nerwowa jestem i byłam ), popychała, wbijała łokcie (straszny kościotrup z niej był ). I uwielbiała skarżyć, a że jej rodzice po prostu, ach, "finansowali" (niespecjalnie się z tym kryjąc ) nauczanie córeczki w publicznej szkole, to nauczyciele dziecię hołubili i do jej skarżenia przykładali wielką wagę.
Z jakiegoś powodu (dobra, powodów było kilka, m. in. panienka strasznie mi ocen zazdrościła i dawała temu częsty a dobitny wyraz ) upodobała sobie mnie. No i zaczęło się...
Najpierw zaczął mnie przed szkołą nachodzić ojczulek panienki (dwumetrowy ogolony na łysą pałę drab z marsowym wyrazem twarzy, przedstawiacie sobie...?) i straszyć dziesięcioletnią, niezbyt jeszcze pyskatą alicee (albo raczej pyskatą epizodycznie, jak na przykład wtedy, kiedy z pełną powagą powiedziałam wychowawczyni, że jest "niespełna rozumu" {bo była!} - ale wtedy to jeszcze młodsza byłam, z osiem lat miałam ), że Dorotka to, że Dorotka tamto, żebyś jej nie dokuczała, że przecież wiesz (wychowawczyni z nami to wielokrotnie wałkowała, więc tak, wiedziałam ), że Dorotka jest "słabszym umysłem", że nieporadna, że opiekować się trzeba i te de, i te pe.
Potem do akcji wkroczyły wychowawczyni i, a jakże, szkolna psycholog. I zaczął się Har-mageddon.
Dowiedziałam się, że maltretuję koleżankę, przyciskam ją do jakowychś "szafek" (jakich, kurna, szafek? U nas w szkole nie było nic takiego ), duszę ją, wyzywam od najgorszych i Bóg jeden wie, co jeszcze, Dorotka taka delikatna, pewnie wszystkiego im nie mówi, no z wielkim trudem po prostu wydusiły choć tyle.
A ja Dorotki nawet małym palcem nie dotknęłam, wyjąwszy jeden, jedyny raz, kiedy po wygranym przez nas meczu siatkówki rzuciłam jej się na szyję i wyściskałam. Pewnie, cholera, za mocno, ale ja impulsywna jestem, no i do głowy by mi nie przyszło, że z tego wyjdzie jakieś znęcanie się psychiczne. W dodatku Dorotka ponoć budzi się w nocy i kolację zwraca z nerwów, co też ta Ala jej jeszcze zrobi. Rzecz była o tyle komiczna, że ja jej po prostu unikałam, bo była zaczepliwa i niepełnosprytna.
Następnie odbyła się wielomiesięczna sesja spotkań z panią psycholog, na których musiałam się spowiadać z wszelkiego zła, jakie czynię swej bliźniej. Pani psycholog tłumaczyła i tłumaczyła, że możemy kogoś nie lubić, ale nie wolno nam tego okazywać, że musimy opanowywać negatywne emocje, że trzeba być dla innych uprzejmą, a że przemoc fizyczna to w ogóle zło największe. I niespecjalnie miała ochotę słuchać, że to są jednak wszystko bzdury wyssane z palca. Właściwie, wcale a wcale nie chciała słuchać. Póki się nie odzywałam, mówiła przynajmniej normalnym tonem, kiedy zaczynałam protestować, darła się jak dzika.
Doprowadziło to w końcu do cholernej awantury, kiedy jednocześnie (z powodu mojego braku postępów i niechęci do współpracy ) w szkole zorganizowano spotkanie wychowawczyni, psycholog, mojej matki, Dorotki, matki Dorotki i mnie.
Wcześniej mama nie chciała wierzyć, jak sprawy wyglądają, i wciąż mi powtarzała, że wie, że ja na pewno nie chcę być "złośliwa" w stosunku do koleżanki, ale żebym jej unikała i nie kłóciła się z nią.
Kiedy posłuchała, co te nawiedzone baby plotły, uwierzyła. A że mój nerwowy charakter mam między innymi po mamie...
...rozpętało się małe piekiełko.
Skończyło się tak, że na jaw wyszły kłamstwa Dorotki (pogubiła się w zeznaniach w końcu ) oraz jakże urocze i dojrzałe postępowanie jej tatusia, który usiłował mnie nastraszyć, tudzież różne inne miłe rzeczy.
I tak jakoś zeszło na wizytach mojej mamy u dyrektorki (bo ona tego tak nie zostawi ), że się skończyła szósta klasa i Dorotki więcej nie zobaczyłam. Uff...
I w sumie nie mam najlepszego zdania o psychologach ani o innych, łasych na kasę pracowników oświaty.
Najzabawniejsze jest, że moja mama skończyła psychologię, choć nie pracuje w zawodzie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Villka
Arcymag.
Dołączył: 28 Lut 2010
Posty: 2166
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z piątej gwiazdy na lewo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 21:55, 26 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Wijara napisał: | Villko- to przykre, że na medycynę trafiają tacy ludzie, zwłaszcza, że to jest wierutne kłamstwo, że każdy lekarz zbija kokosy. Wszyscy dookoła wierzą, że po prawie i medycynie życie stoi przed nimi otworem i tylko czeka, żeby zaczęli z niego czerpać pełnymi garściami... A tu bach.
Mnie niecny plan studiowania medycyny naszedł po spędzeniu trochę czasu z ojcem wspominanego wcześniej przyjaciela. Jezu, co to za człowiek! Gdy zaczyna mówić o swoich pacjentach, to nic tylko mu się oczka świecą. Taki... lekarz z pasją, z powołania. Uwielbia swoją pracę, bierze nocne dyżury, opowiada swoim dzieciom o najnowszych przypadkach, o operacjach... Cholernie mnie człowiek inspiruje Wink A że ja zawsze miałam silne parcie na ratowanie świata, to chyba nie jest najgorszy pomysł, chociaż wiem, że będzie bardzo ciężko.
|
Oj wiem Wijaro, że to przykre... tzn ta interesowność ludzi =/ ...
Też przecież miałam powołanie, zapał, chęć pomagania... ale sobie zdałam sprawę, że nie znoszę szpitali. Ten zapach wzbudza we mnie panikę...
Gdybym została lekarzem cieszyłabym się z pomagania ludziom, ale byłabym zdołowana świadomością, że muszę powrócić do tego strasznego miejsca jakim jest szpital...
Z mojej klasy biol-chem-fiz tylko pięcioro ludzi zdawało sobie sprawę, że bycie lekarzem to konieczność styczności z cierpieniem... i świadomość, że jest się być może czyjąś ostatnią deską ratunku... Tylko ja i moja najdroższa przyjaciółka z tej piątki się dostałyśmy...
Ja zrezygnowałam. Ona nadal jest na stomatologii (jak ja ją kocham xP będzie leczyć ludzi najlepiej na świecie, ale jeżeli się nie nauczy co to "takt" nie będzie miała pacjentów... chociaż w gruncie rzeczy nikt dentystów nie musi lubić )
Reszta osób się starała... kilka razy. Mili taaakie powołanie. Tylko z matury za mało punktów... i to przeważyło...
Moja przyjaciółka twierdzi, że na zapał do nauki ludzi z jej roku boi się chodzić w przyszłości do lekarza.
Powodzenia Wijaro!
Niech Ci się uda
alicee napisał: | Gorzej z tym, co właściwie mogłabym po slawistyce robić. Naturalnie, praca tłumaczki jest fajna, ale taka, powiedziałabym... taka, że może zmonotonnieć Nie mogłabym zajmować się tylko tym. Zbyt frustrujące by to było. Chyba... Moja babcia (bo to właściwie babcia podsunęła mi ten pomysł ) mówiła o robocie w turystyce na przykład, i to by było miłe chyba. Ha, mogłabym też oprowadzać wycieczki po Wawelu, jak moja nauczycielka niemieckiego Co prawda kurs takowy całkiem czasochłonny i ciężki jest, ale jak ona dała radę... |
Będziesz się uczyć wyłącznie ciekawych rzeczy podczas tego czasochłonnego kursu
Zawsze coś ciekawego.
Pomyśl o tym, za co będziesz żyć po ukończeniu studiów. Zawsze o tym myśl
Dość przyziemne, ale od tego zależy czy będziesz miała czas między etatami, by pisać te wymarzone książki
alicee napisał: | OK, ciągłe powtarzanie tego samego pewnie jednak byłoby nudne |
Oj, teraz upraszczasz xP
To zależy od podejścia
Ta ma koleżanką, która filologię angielską kończy, to istny wirtuoz literacki - wadę wzroku ma od tego koszmarną xP - zrobiła licencje pilota wycieczek (i właśnie jako pilot chce w ambasadzie w Czechach pracować) i nigdy, ale to nigdy nie powiedziała, że ta praca jest nudna.
Stara się każdą wycieczkę po Pradze zaaranżować inaczej, z atrakcjami - sprzedać fakty w taki sposób, by turyści nie zapomnieli ich po dwóch godzinach - by je łączyli w miejscem i wydarzeniami.
W tym właśnie pomaga jej literatura: wyłapuje różne ciekawostki
Np: oprowadzając po placu pod tym słynnym praskim zegarem solarnym, zaraz pokazuje okna ulubionego pokoju hotelowego Bono (dla niepoinformowanych - wokal U2 ), albo urządza dzieciom konkurs: kto zna legendę o św Jerzym
A starsze dzieciaki mają zmodyfikowaną zagadkę: wymienić ile książek/filmów o smokach znają. Nagrodą jest porcja knedliczków
Pewne rzeczy musi pokazać i opowiedzieć, ale generalnie to, jak poprowadzi "narrację" zależy od grupy. Czy to dojrzali ludzie, emeryci, młodzież, dzieci... Myślę, że to też wymaga wyobraźni.
Ja bardzo lubię wycieczki - zwierzanie z przewodnikiem
Zawsze staram się stać w pierwszym rzędzie.
Podczas mojej pierwszej wycieczki po Pradze oczywiście niemal przewodnika za rękę trzymałam xP, a w Katedrze św Wita, przy witrażu zaprojektowanym przez Alphonsa Muchę oczy mi się świeciły.
Przewodnik to zauważył i podczas, gdy grupa miała czas wolny zapytał czy się interesuję sztuką. Oczywiście zaczęłam paplać na temat sztuki i tego jak bardzo uwielbiam secesję w wydaniu Alphonsa Muchy. Przewodnik zaproponował, ze troszeczkę zmodyfikuje trasę wycieczki - poszliśmy "bokiem", żebym mogła pooglądać na własne oczy witryny sklepowe zaprojektowane przez Muchę. Byłam wniebowzięta
Żałuje troszkę, że Londyn zwiedzałam pod przywództwem mojej kuzynki... ona tam mieszka już szósty rok, a to ja robiłam za przewodnika...
Ona była przekonana, że budynek do którego jest "przymocowany" Big Ben to kościół... Witki opadały ... Parlament kościołem...
Była na mnie wściekła za to, że chcę wejść do National Gallery - kiedy weszłyśmy, była jeszcze bardziej wściekła, bo jej to wszystko absolutnie nie interesowało, a ja zachowywałam się jakby zaczęły się święta
W sali Pantenonu dostałam kota, przy Kamieniu z Rosetty zrobiłam sobie długą sesję zdjęciową, a przy azteckich maskach wyłam z zachwytu - im bardziej ja byłam zachwycona, ma kuzynka była bardziej wściekła...(oglądałam płaskorzeźby z Kamasutrą xP - to ją ożywiło).
A Wy lubicie naukę poprzez zwiedzanie?
alicee napisał: | Jedno wiem. Nie chcę być nauczycielką. Mogę sobie dorabiać, ucząc podobnych do mnie zapaleńców językowych, ale indywidualnie. W żadnej szkole pracować nie będę, bo bardziej niewdzięczny zawód mają chyba tylko policjanci |
Rozumiem... :/
Praca nauczyciela może zniechęcić do tego, co nas pasjonuje...
Albo pasjonat pracuje z pasjonatem, albo będzie dnooo....
alicee napisał: | Villka, jak ja kocham twoje długaśne, napakowane treścią po brzegi posty |
Przydługie bym powiedziała... Chciałabym ująć coś jednym zdaniem, ale nie potrafię. Więc się rozpisuję, a jak się rozpiszę, co często mi coś umknie...
A później nie jestem pewna czy czytelnik odebrał te me liczne metafory, wedle mych intencji
alicee napisał: | Co do architektury - mnie właśnie trochę "inżynieryjność" cała odrzuca. Pomysł na architekturę zrodził się jako "coś twórczego, z rysunkiem, ale nie ASP". Wszystko, co w architekturze ścisłe, trochę mnie mierzi Wieje nudą |
Tfu!
Wypluj to!
To nie jest nudne!
To jest cholernie trudne!
Wiesz ile wieczorów mi to sen z powiek spędzało?
Studia, to nie szkoła. Przedmioty ścisłe to:
1 - matematyka - głównie całki i pochodne... na co nam one? Zobaczysz... ,
2 - geometria wykreślna - zadania skupiają się na rysowaniu przenikających się trójkątów, które w określony sposób rzucają na siebie cienie - chodzi rozwinięcie widzenia przestrzennego, żeby patrząc na rysunek dachu 2D wyobrazić go sobie w 3D - nadal nie potrafię tego zrobić z więźbą dachową, to jest bardzo trudne. Na tych zajęciach dowiadujemy się jak narysować odpowiednio perspektywę osiedla z lotu ptaka, z pozycji stojącego człowieka, tzw "wojskową perspektywę" oraz jak zaprojektować połacie dachowe, by woda z naszego dachu nie zalała ścian sąsiada xP. Na koniec wykonuje się makietę takiego zadanego domku (każdy ma inny domek... po nocach nie spałam, by ten cholerny dach odprowadzał wodę w odpowiedni sposób... ). Pracujemy z gumkami, ołówkami (HB - 3B polecam - łatwo je zetrzeć, nie zostawiają śladów na kartce i się nie rozmazują), masą ekierek, kilkoma linijkami, cyrklem i kątomierzem. Ćwiczenia trwają średnio 3 godziny.
3 - mechanika budowli - generalnie zadałam to, chociaż nie wiem dlaczego i jak xP (Profesor był seksistą, ciągle udowadniał nam, kobietą, że nie rozumniemy tego co mówi, nawet gdy przy tablicy pokazywałyśmy, że umiemy... większość ćwiczeń spędziłam na zawieraniu komitywy z M. i jego szerokimi plecami za którymi się chowałam przed psorkiem...)Na tych zajęciach korzystamy z tego, co na matematyce nas nauczono: całki i pochodne. Zadania się skupiają na tym, jak np: zaprojektować długi, cienki most, tak by się nie złamał. Gdzie go podeprzeć, gdzie zawiesić i na ilu linkach. Jest to dział fizyki - wicie jak na fizyce się rozwiązuje zadania. Tylko, że tym razem na przykładach mocno architektonicznych.
4 - konstrukcje budowli - jeżeli się nie uważa na mechanice to tutaj, będzie się miało problemy (to już wiadomo co mi spędza sen z powiek xP ). Konstrukcje są pomieszaniem praw fizyki z budownictwem i materiałoznawstwem. Dostajemy konkretny przypadek np: strop nad parterem o wymiarach 8 x 10, podaje się nam jakich materiałów używamy (belka typu takiego-a-takiego z firmy takiej-a-takiej rozłożona na takiej-a-takiej rozpiętości). I teraz korzystając ze specjalnych wzorów (dla każdego rodzaju surowca jest inny) i określonych zasad wyliczamy, czy ten strop ma prawo istnieć w rzeczywistości xP Jeżeli z obliczeń wynika, że po tym, jak na nim stanie dorosły człowiek - i go obciąży - strop się załamie, zaczynamy wprowadzać zmiany - inne belki, inny beton, albo jakiś słup (i tym właśnie architekt w swoim zawodzie się nie zajmuje - uważam, ze ten przedmiot jest obowiązkowy po to, by nam przypomnieć jaką ciężką pracę mają konstruktorzy budowlani, której zresztą im przysparzamy przez tworzenie nienaturalnych brył... )
Jak widzisz ta inżynieryjna część łączy się ściśle z zawodem. Nie jest nudna, ale na pewno nie jest przyjemna.
Nie wiem jak zaliczyć budownictwo i materiałoznawstwo - nie jest to "ścisłe" w sensie potrzeby obliczeń i całkowania, ale z pewnością nie jest też artystyczne xP
Z tych zajęć dużo wyciągnęłam w stronę właśnie artystyczną, chociaż się nie łączą bezpośrednio... Może mam tak fajnego prowadzącego?
Możemy momentami pofolgować, ale na tych zajęciach doktor ściąga nas na ziemię xP np: okna w kiblu nie mogą być za nisko, a muszla ustępowa nie powinna być zamontowana pod parapetem bo - cytuję doktorka - "Dupą przez okno świecić nie chcemy"
Te zajęcia są bardziej techniczne... O! To jest tak, jakby ktoś pokazał nam różnice między farbami olejnymi i akwarelkami - teraz samemu wybierasz która technika bardziej odpowiada Twojej wizji dzieła xP
Artystyczna część to projektowania: architektoniczne i urbanistyczne (nie wiem jakie jeszcze będą w następnych latach), rysunek artystyczny, techniki plastyczne.
Jest jeszcze część humanistyczna: najróżniejsze historie sztuki i architektury. Ja mam historię rozłożoną epokami na kilka lat, kolega miał ją ściśnięta w jednym roku... wyobrażasz sobie siedmiogodzinny wykład? A najdziwniejsze, że się tego słuchało z zapartym tchem.
Jest jeszcze ekologia - dowiadujemy się jak zaprojektować budynki energooszczędne. Całkiem fajne rzeczy wychodzą. Mój best friend (filolog) miał okazję być na jednym z tych wykładów. Profesor szukał powiązań architektury z naturą. Porównywał proces powstawania budowli do cyklu znaków zodiaku (jakby horoskop studiowal od lat!).
Ominęłam kilka przedmiotów... np: grafika komputerowa itp... Ale tego... hymm...
Długo by mówić.
Staram się powiedzieć, że ta "inżynieryjność" wbrew pozorom nie jest przytłaczająca - wierz mi, myślałam podobnie jak Ty dopóki nie zaczęłam tego studiować.
Po AiU można robić magistra ukierunkowanego, czyli możesz być Architektem Wnętrz lub Krajobrazu. Albo możesz się nie ograniczać i pozostać przy AiU - po ukończeniu tego masz uprawnienia do wykonywania każdego rodzaju architektury: małej, dużej, wnętrz, krajobrazu, urbanistycznej. To zależy od Ciebie
alicee napisał: | ...A pewnie i tak będę pisać książki fantasy Jak się uda. |
Oj, tez bym chciała...
Przepraszam, że nie odpisałam wszystkim... urządzam dzień matki i czasu troszkę brak
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Coya
Bakałarz III stopnia
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 671
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 22:03, 26 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Alicee, po pierwsze - masz jeszcze dużo czasu i pewnie parę razy zmieni Ci się plan na życie. Więc się nie przejmuj.
A po drugie - czemu miałabys wybierać? Przecież można studiować dwa kierunki. Raczej nie od pierwszego roku (choć moja koleżanka studiowała dwa kierunki od razu i na obu miała stypendium naukowe), ale np. na drugim czy trzecim roku.
No i po trzecie - życie jest duuużo bogatsze niż nasze plany więc nie ma się czym zamartwiać
Korzystaj z bycia w liceum - to w końcu jeden z lepszych okresów w życiu
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Wijara
Dyniowata Dewiantka Arcymag
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 2101
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 22:24, 26 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Villka napisał: |
Oj wiem Wijaro, że to przykre... tzn ta interesowność ludzi =/ ...
Też przecież miałam powołanie, zapał, chęć pomagania... ale sobie zdałam sprawę, że nie znoszę szpitali. Ten zapach wzbudza we mnie panikę...
Gdybym została lekarzem cieszyłabym się z pomagania ludziom, ale byłabym zdołowana świadomością, że muszę powrócić do tego strasznego miejsca jakim jest szpital...
Z mojej klasy biol-chem-fiz tylko pięcioro ludzi zdawało sobie sprawę, że bycie lekarzem to konieczność styczności z cierpieniem... i świadomość, że jest się być może czyjąś ostatnią deską ratunku... Tylko ja i moja najdroższa przyjaciółka z tej piątki się dostałyśmy...
Ja zrezygnowałam. Ona nadal jest na stomatologii (jak ja ją kocham xP będzie leczyć ludzi najlepiej na świecie, ale jeżeli się nie nauczy co to "takt" nie będzie miała pacjentów... chociaż w gruncie rzeczy nikt dentystów nie musi lubić )
Reszta osób się starała... kilka razy. Mili taaakie powołanie. Tylko z matury za mało punktów... i to przeważyło...
Moja przyjaciółka twierdzi, że na zapał do nauki ludzi z jej roku boi się chodzić w przyszłości do lekarza.
Powodzenia Wijaro!
Niech Ci się uda |
Osobiście nie mam żadnych prywatnych przeżyć związanych ze szpitalem (nigdy w takowym nie leżałam, jedynie odpowiedzałam chorych), więc trudno mi coś powiedzieć o atmosferze, ale zdaję sobie sprawę, że to jest bardzo przytłaczająca emocjonalnie praca. Ale o czym tu mowa, mam jeszcze prawie trzy lata przed sobą, może mi się wszystko zmienić o 180 stopni No i także obawiam się, że mogłabym się nie dostać albo wypaść przy pierwszej, drugiej sesji... Zobaczymy Dzięki za wiarę, Villuś
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
cicha 21
Adept V roku
Dołączył: 12 Kwi 2010
Posty: 227
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 10:44, 27 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Ja na szczęście nie musiałam wybierać, od małego wiedziałam, że pójdę na wychowanie fizyczne, nawet nauczyciele od podstawówki zawsze powtarzali, że sport mam we krwi. I proszę, właśnie kończę 3 rok i jest fajnie. Uważam, że właśnie na studiach jest najpiękniejszy okres życia, imprezy, zero kontroli ze strony rodziców, żyć nie umierać
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Coya
Bakałarz III stopnia
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 671
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 10:54, 27 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Najpiękniejszy okres życia... to chyba zależy dla kogo
Ja nadal twierdzę, że najlepsze jeszcze przede mną
Co do studiowania - rzeczywiście, bardzo miły okres, ale jak dla mnie już za dużo odpowiedzialności - tęsknię za beztroską liceum, gdzie oceny były najważniejszym problemem. Ja od trzeciego roku studiów utrzymuję w sumie cały dom, bo emerytury mojej mamy nie starcza nawet na opłaty, więc o większym imprezowaniu należy zapomnieć
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Juny
Bakałarz IV stopnia
Dołączył: 12 Paź 2009
Posty: 521
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 13:46, 27 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Mam całe oczy zapuchnięte od tego imprezowania, ale spróbuję się dołączyć do dyskusji:)
A propos języków i nauczycielstwa. Jest to trudne ze względu na niskie zarobki. Właściwie moja rodzina jest nauczycielska całkiem, więc mniej więcej wiem jak to wygląda:) Pracuje się te kilka godzin w szkole, to prawda, ale ogromną ilość czasu pochłania poprawianie sprawdzianów, przygotowywanie lekcji itp.
Korepetycje to niezła sprawa:) Jestem całkiem dobra z angielskiego- więc pomyślałam, czemu nie- i ogłosiłam swoje usługi na lokalnej stronie internetowej. Biorę 10 zł/45 min, co jest skandalicznie niską ceną, ale w sumie mam doświadczenie licealistki. Te lekcje- które udzielam już od dwóch lat ( w tej chwili mam dwóch chłopców z podstawówki ), dały chyba mnie jeszcze więcej niż moim uczniom:) Wyleczyłam się z pewnej nieśmiałości, zaczęłam tłumaczyć dobrze i jasno- tak, żeby te dzieciaki załapały Dużo mi jeszcze brakuje do bycia dobrym korepetytorem- ale wiem, że w przyszłości zalegalizuję się (na razie mam za małe dochody:D) i pewnie będę udzielać lekcji.
A w wolnym czasie podróżować Tak, V.- też jestem pro zwiedzanie:) I wspomniałaś o Pradze- najpiękniejszym mieście jakie miałam przyjemność zobaczyć. Klimat, starówka obejmująca chyba całe miasto:)... TAK bardzo mi się podobało. Również trzymałam się w pierwszym rzędzie- musiałam się skupić, bo przewodnik był angielskojęzyczny, jak dopisało szczęście:) Jak nie- trzeba było wysilić wyobraźnię i tłumaczyć prosto z czeskiego, na podstawie podobieństwa do polskiego:)
Przewodnik nie był akurat porywający- do teraz się śmieję na wspomnienie pani, która każdą sylabę kończyła szerokim uśmiechem do publiczności. Jej "John /wink/ Nepamo died /uśmieeech!/".
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kuszumai
Królowa Offtopiarstwa Arcymag
Dołączył: 24 Maj 2009
Posty: 7089
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 3/5 Skąd: z podlasia... Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 15:35, 27 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Ja tam zamierzam zrobić tłumacza z ruskiego.
Przed chwilą poprawiłam podanie i wydrukowałam je:
1. 2lo - klasa bio-chem-fiz
2. 5lo - klasa medyczna
3. 6lo - klasa medyczna
4. 2lo - klasa biotechnologiczna (co tam, że w zach-pom nie ma dla takich pracy)
5. 2lo - klasa mat-chem-fiz
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Wijara
Dyniowata Dewiantka Arcymag
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 2101
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 16:27, 27 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
W łódzkim nie ma klas medycznych- znaczy przynajmniej w tych dobrych liceach Co potem, kuszumku? Weterynaria, chirurgia, dermatologia, inżynieria genetyczna?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
alicee
adwoKat Strzygi Arcymag
Dołączył: 06 Maj 2009
Posty: 3450
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 17:36, 27 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
W Krakowie też nie ma ani medycznych, ani biotechnologicznych ^^ Dobrze, że ja to w ogóle nie w tą stronę zmierzam Biologia mnie jakoś nudzi, chemia toże.
I naprawdę tylko 5 klas wybrałaś? Jej, u nas większość osób miała ich na liście po kilkanaście Ale nie, bardzo dobrze, moim zdaniem bez sensu robić sobie długaśną listę, i tak przecież nikt nie celuje w miejsce, gdzie się na pewno nie dostanie. Jakąś rezerwę trzeba mieć, ale rozsądną... Ja też mam ich mało
Kuszi zostanie chirurgiem. Takim od amputacji kończyn, ja to wiem!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Wijara
Dyniowata Dewiantka Arcymag
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 2101
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 17:45, 27 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
A ja będę grzebała Wam w serduszkach i łyżkowała smołę z płuc, wstętni palacze
Ja wybrałam sporo klas- wolę iść do mat-fizu w świetnej szkole, niż do biol-chemu w niezłej
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kuszumai
Królowa Offtopiarstwa Arcymag
Dołączył: 24 Maj 2009
Posty: 7089
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 3/5 Skąd: z podlasia... Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 18:57, 01 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
alicee napisał: |
Kuszi zostanie chirurgiem. Takim od amputacji kończyn, ja to wiem! |
A jakże.
Kiedyś chciałam zostać wampirem, demonem, gimnastyczką, malarzem, grabarzem... Teraz stawiam na medycynę i translatorykę.
A oto zdjęcia mojej płatje...
(twarz została zamazana - jakoś mi tak na duszy raźniej)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Wijara
Dyniowata Dewiantka Arcymag
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 2101
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 19:12, 01 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
kuszi, za 3 lata się skonsultniemy- a nuż nam się jeden uniwerek trafi, jednak wspólne zabiegi na martwym kurczaku to jest to
Sukienka bardzo ładna, to coś błyszczącego po środku jest oryginalne I czemuś buzię zamazała? Gdzie uśmiech? Oszukane jakieś
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kuszumai
Królowa Offtopiarstwa Arcymag
Dołączył: 24 Maj 2009
Posty: 7089
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 3/5 Skąd: z podlasia... Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 19:14, 01 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
Toż to dziura bordowa...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|