|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Olsza
Adept VI roku
Dołączył: 24 Lip 2012
Posty: 250
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 15:47, 27 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Temat zasechł na ponad rok, a ja mam dylemat. Do bab, o facecie (to nic, że forum podupadło na zaludnieniu). Miałam ci ja całego jednego partnera w życiu, wytrzymał ze mną aż miesiąc. Wbrew pozorom nie była to znajomość w wieku lat 12, kiedy "Będziesz ze mną chodzić?" oznaczało etykietkę chłopaka / dziewczyny, a potem ona wracała do zabawy w dom, a on dalej "grał w nogę". Dwa lata temu zainteresował się mną zatraceńczo basista lokalnego zespołu rockowego. Nie wzruszyło mnie to za szczególnie, na wszelkie okazywane mi zainteresowanie przez płeć brzydszą reaguję niczym Misaki z "Kaichou wa Maid - sama", udało mu się jednak cierpliwością wychodzić u mnie cień zainteresowania zwrotnego. Poza tym było to coś nowego, wiecie, pierwsze pocałunki, trochę szarmancji, na ogół faceci się mnie boją, nie adorują. W każdym razie nad szczegółami tego toksycznego tzw. związku nie ma się co rozwodzić, było miło, ale burzliwie (swoje zasady mam dość kategoryczne, starłam się z jego stylem życia bohemy i vive versa), więc chłopak po miesiącu się poddał.
Przyznaję, ciężko to przeżyłam i zbierałam się długo. Nie ułatwił mi drań sprawy mówiąc, że "nie pasujemy do siebie", "nie chce mi zmarnować życia" i "musimy to zakończyć, bo on kiedyś wyskoczy przez okno i zostawi mnie z dzieckiem" (żeby nie było, bezdzietna jestem, po prostu przytoczył mi historię Magika z Paktofoniki). Summa summarum rzuca mnie dla mojego własnego dobra, kiedyś przekonam się, że miał rację. Już byłoby mi łatwiej, jakbym usłyszała proste: "Przykro mi, nie wyszło nam, tak się czasem zdarza.". Gdybym nie wierzyła w jego pseudo - szlachetne intencje, szybciej bym się pozbierała. W każdym razie z czasem jednak udało mi się ogarnąć, zrozumiałam, że faktycznie trochę racji miał, bo właściwie nie mam już pojęcia, co mi się w nim podobało poza okazanym mi po raz pierwszy przez płeć przeciwną zainteresowaniem.
I tu przechodzimy do sedna sprawy. Znam go ładnych parę lat, wiem, że swoje byłe dziewczyny po prostu ignoruje albo przeszedł nad nimi do porządku dziennego i urzędowego "cześć". Jest teraz z kimś (dowód na to, że jednak komuś może nie zniszczyć życia, wszak gdyby był taki zły, za jakiego starał się uchodzić, już nigdy nie powinien się z nikim wiązać). I mimo to nie potrafi zachować się wobec mnie normalnie. Albo bardzo wyraźnie udaje, że mnie nie widzi, albo wykazuje wobec mnie jakąś niechętną rezerwę (nie umiem tego nazwać), a najdziwniejsze są jego chwile sympatii i swoistej czułości wobec mnie. (Jeśli kogoś dziwi, skąd okazje ku temu - jego zespół działa przy MDK, tam też pracuje moja grupa wokalna.) Jego najlepszy przyjaciel jest kuzynem mojej kumpeli, ponoć nieszczęsny basista przyznał mu się, że czasem za mną tęskni. Teraz to ja już nic nie rozumiem. Coś mi się tam o uszy obiło, że wbrew pozorom faceci zakochują się szybciej i mocniej wierzą w miłość do grobowej deski, ale on? Po takim czasie i kilku moich następczyniach? Znam go, nie będzie próbował do mnie wrócić i dobrze, bo dawno już utracił do tego prawo. Ale co to wszystko, u licha, ma znaczyć?! Czyżby naprawdę myślał, że poświęcił swoje uczucie do mnie dla mojego spokoju? Tak mnie kochał, że był w stanie pozbawić się mnie dla mojego dobra, ale na prostą zmianę zachowania w mniej toksycznym kierunku już nie było go stać? Litości, obwody się przepalają po prostu! A podobno to do kobiet potrzebna jest osobna instrukcja obsługi!..
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Katarzyna
Arcymag
Dołączył: 07 Kwi 2010
Posty: 1038
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 21:11, 27 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Faceci... Oni wszyscy są dziwni. Przedwczoraj jak wracałam z pracy próbował mnie poderwać jakiś taksiarz... Ok, próbował, to próbował, ale co jest niezrozumiałego w słowie "nie"? Byłam zmęczona, a ten mnie na piwo chciał zaprosić (nie dość, że w sierpniu nie piję, to alkoholu na leki też wolę nie stosować). Jakby nie było, kulturalnie odpowiedziałam "nie, dziękuję, nie piję" i usłyszałam, że jestem zacofana, głupia a moja odpowiedź to już zupełnie "ciemnogród". Heloł, o co mu niby chodziło? Że podstawy kultury zachowałam mimo zrycia?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|