|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
mroczna88
Bakałarz I stopnia
Dołączył: 01 Sie 2010
Posty: 977
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 14:51, 16 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Hmmm... Roszpunka, która walczy włosami to wcale nie jest element feministyczny =.=
Co do tego typu klasyki, to przy masie walczących księżniczek i jeszcze dzielniejszych bohaterów, którzy rzucają kiepskim sakrazmem na prawo i lewo (i to się odnosi do obu płci - "Księżniczka i żaba" mnie rozczarowała i to mocno), to z radością powitałabym sztampową opowieść, zwłaszcza w wykonaniu Disney'a, który - nie oszukujmy się - jest najlepszy gdy przychodzi do grafiki i muzyki
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Villka
Arcymag.
Dołączył: 28 Lut 2010
Posty: 2166
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z piątej gwiazdy na lewo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 16:01, 16 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Eee... walka włosami ma wymiar humorystyczny... Tak przynajmniej to widzę (znając jedynie trailer... może, jeżeli w filmie jej włosy będą równie żywe i ruchliwe rzeczywiście można w tym dostrzec na siłę jakiś podtekst feministyczny). Ze scena, dostępnych w sieci wynika, że Roszpunka raczej się ogranicza do pociesznych zabaw włosami (huśtawkę sobie robi) i do wykrzykiwania "uważaj Flynn!"... To Flynn jest od walczenia, pakowania się w tarapaty i ratowania się z nich...
Dodatkowo co jest tak niezwykłego w tym, że panna dzierży patelnię?
Kobiety przecież nie zawsze omdlewały na widok intruzów... Serio... Starały się bronic, tym co miały pod ręką i to wcale nie czyniło z nich feministek.
Co w tym feministycznego, ale tak serio?
Jeżeli chodzi o słaby sarkazm... eee.. Flynn przypomina mi w jakiś taki szarmancki sposób Alladyna. Tzn. sarkazm, lekka głupkowatośc i zapatrzenie w siebie... No i spryt.
A feminizm w "Księżniczce i żabie" to nie żaden manifest niezależności kobiet tylko przedstawienie realiów życia czarnych w Nowym Orleanie.
Główna bohaterka jest zaradna i przedsiębiorcza - co wcale nie czyniło z niej feministki. Wręcz przeciwnie: przecież ona chciała ślubu, chciała mężczyzny, nie starała się walczy z patriarchatem!
Ogólnie przyznaję, ze spodziewałam się czegoś lepszego (powtarzam to...), ale posta Tii nie była zła... głupkowaty był książę.
Prawdziwa historia Roszpunki (która w Polsce być może nie jest tak dobrze znana jak na Zachodzie przez fakt, że nasze państwo było pod silnym wpływem kościoła katolickiego, który po prostu uznał bajkę o Roszpunce za politycznie niepoprawną...) opowiada o dziewczynce, którą rodzice oddali Matce Chrzestnej ("Dame Gothel") na wychowanie (zresztą "oddanie" też nie było takie typowo baśniowe... starali się o dziecko bardzo długo, w końcu kobieta zaszła w ciąże i miała nocne zachcianki na kwiaty roszpunki [w innej wersji na rzodkiewkę ] rosnącą w ogrodzie zaczarowanych istot. Mąż i przyszły ojciec zakradał się po nocy do ogrodu i plądrował go, aż w końcu przyłapała go Dame Gothel i zawarła z nim umowę: ona pozwoli mu żyć i puści go wolno, a w zamian oddadzą jej to swoje upragnione dziecko... i głupcy oddali...).
Kiedy dzieweczka miała lat dwanaście Dame Gothel zamknęła ją w wierzy bez drzwi, bez schodów, jedno z jednym oknem nad którym wisiał hak.
Spędzała z dziewczynką całe dnie. Żeby się dostac do podopiecznej mówiła krzyczała: "Roszpunko, Roszpunko zrzuć swoje włosy żebym mogła wejść".
Dziewczę przerzucało warkocz przez hak i wciągało "ciotkę" na górę.
Któregoś dnia cały proces (poprzedzony anielskim śpiewem Roszpunki) podglądnął przejeżdżający obok książę. Poczekał aż Gothel sobie pójdzie, po czym stanął pod wieżą i wykrzyczał magiczną formułkę. Roszpunka spuściła warkocz i w całej swojej naiwności wpuściła intruza do wieży. A on się w niej tak mocno zakochał, że jakiś czas później Roszpunka zapytała cioci Gothel dlaczego jej własna sukienka zrobiła się tak bardzo przyciasna w okolicy brzucha.
Gothel naiwna nie była, wkurzyła się na pannę, odcięła jej warkocz, i wygnała z wieży do lasu (w jakiej kolejności się to stało - nie wiadomo. Roszpunka z wieży nie wychodziła, a Dame Gothel dostawała się i wydostawała z wierzy za pomocą rzeczonego warkocza... Czyli Gothel wywaliła ciężarną dwunastolatkę przez okno).
Wiedźma poczekała sobie na nadejście nocy, usłyszała książęce wołanie z dołu, przerzuciła warkocz przez hak i wciągnęła młodzieńca na szczyt wieży.
Kiedy chłopak ja zobaczył i usłyszał połajankę (której sens był taki, że nigdy więcej Roszpunki nie zobaczy i koniec) przestraszył się i z całym dostojeństwem rzucił się do desperackiej ucieczki wyskakując przez okno [w późniejszych wersjach legendy to Gothel miała go z wieży wyrzucić... żeby na tchórza nie wyszedł].
U stóp budowli przywitał go ostrokrzew, którego ciernie wyłupały ksieciu oczy - oślepł.
Później ślepy księże błąkał się po lesie, w końcu spotkał równie zabłąkaną dwunastoletnią ciężarną Roszpunkę i żyli długo i szczęśliwie.
A Gothel gniła w wieży, bo nie mogła się z niej wydostać bezpiecznie... nie podzielając losu księcia...
Pytanie stanowi: dlaczego Roszpunka wyszła bez szwanku ze spotkania z wieżą... i ostrokrzewem?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
mroczna88
Bakałarz I stopnia
Dołączył: 01 Sie 2010
Posty: 977
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 15:37, 17 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Znam nie "ugrzecznioną" wersję tej baśni A on na ten ostrokrzew to nie nadział się jakoś później? No, ale mniejsza z tym. Te baśnie w ogóle są strasznie drastyczne w wersji oryginalnej xD Zobacz jaka jest różnica między oryginałem Małej Syrenki, a wersją Disney'owską Jedynie Piękna i Bestia jest w miarę zgodna.
Co do żaby - owszem, książę był głupkowaty (i nie przebija mojego nr1 wśród żab - tej z "Księżniczki Łabędzi" ) i to był Nowy Orlean, ale mimo wszystko... Nie wiem. Jakoś nie czułam w tym klimatu klasycznego Disney'a. Myślałam, że to może będzie coś w stylu "Bernarda i Bianki", gdzie też była Ameryka i ciężkie życie, ale w żabie nie czuło się tego magicznego klimatu. Jedyną postacią, która wydawała mi się iście Disney'owska była ta... no... ta egzaltowana blondi xD
A Alladyna nie lubiłam. Jego postać niezmiernie mnie irytowała. U mnie jest tak:
1.Bestia (jako Bestia, bo jako Adam... pomińmy milczeniem)
2. Shang (ach... te mięśnie )
3. Skaza (lubimy złych gości)
4. Milo (z Atlantydy, on jest... uroczy )
i dalej leci lista mniej lub bardziej lubianych postaci męskich, ale Alladyn jest na miejscu przedostatnim. Ostatnie niezmiennie zajmuje Piotruś Pan. Nie trawię gościa xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Villka
Arcymag.
Dołączył: 28 Lut 2010
Posty: 2166
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z piątej gwiazdy na lewo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 19:56, 20 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
"Nie ugrzecznioną" czyli jaką? jeszcze jakąś inną?
Chętni poczytam
Opisz
Ależ ja do "Księżniczki i żaby" wróciłam w kontekście przesłań feministycznych, które zarzucałaś świeższym produkcją Disneya.
Spoko - w kwestii braku klimaty - zgoda.
Aladyna lubiłam bo był uroczy i nieporadny, ale przy tym sprytny. Robił wszystko tak szorstko i ciamajdowato, chociaż miał dobre intencje.
Wiesz co...?
Ja chyba nie potrafię tak wartościować bohaterów Disneya... lubiłam Bestię bardzo (a najbardziej jego bibliotekę) ale... ech
Milo z "Atlantydy" jest uroczy, owszem, ale ja generalnie "Atlantydy" nie lubię, bo to plagiat. To znaczy w tamtym czasie uwielbiałam Gainaxową "Nadię" i jej bohaterów, a tu nagle Disney wyskakuje z produkcją tak łudząco podobną, że trudno mówić o przypadku.
Historia ta sama, jeno okrojona i dodano kilka iście amerykańskich scen z "kabum!".
Rózniste ujecia - takie same jak w "Nadii".
Nawet główny bohater wygląda identycznie (jeno ma na karku o jakieś 10 lat więcej).
Tak, główna bohaterka jest kontrastowo różna zewnętrznie - blada, białowłosa i pomalowana, a "Nadiowe" plemię antycznych Atlantydów było ciemnoskóre, ciemnowłose i niepomalowane. Ale oczywiście Nadia tak jak główna bohaterka "Atlantydy" miała wisiorek i podobne perypetie. Podobne, ale nei takie same - o Nadii widz się dowiaduje znacznie więcej, poznaje jej historię i ma więcej czasu by ją polubić.
Nie chcę bluźni, podważać czy zgniatać Twojego dobrego mniemania na temat "Atlantydy", bo myślę, że jeżeli ten film odkrywa się jako pierwszy - może porwać.
Los chciał, że najpierw znałam "Nadię", przy której fabuła "Atlantydy" wygląda blado - ale nei dlatego, że jest gorsza, tylko dlatego, że robi się przewidywalna. Miałam cały czas uczucie deja vu...
Skaza był świetny
Lubiłam też Kuzko.
Fizjonomia Tarzana mnie zniewala - mój ulubiony design bohatera pociągła, poważna twarz, smukły, niemal posiada talię no i te jego dłonie... ech, co za dłonie ~fantazjuje na temat [link widoczny dla zalogowanych] fanarta~(poza tym film był taki... "phi!" )
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aga
Adept II roku
Dołączył: 04 Lis 2010
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 13:26, 21 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Muszę przyznać, że moim zdaniem kiedyś filmy animowane szczególnie Disneya były jakieś takie fajniejsze, może to dlatego, że byłam dzieckiem.
Uwielbiam Alladyna- dostałam również moją pierwszą książkę właśnie Alladyna, która nadal mam po prawie 20latach.... Piękna i bestia, Mała syrenka no i oczywiście Król Lew pamiętam jak płakałam w kinie jak Mufasa zginął to już klasyka. Z późniejszych to Herkules jest genialny (miałam nawet puzzle:))A z najnowszych bajek to kocham i wielbię Epokę Lodowcową. Sid jest bosssski o i Maniek i wiewiór ze swoją sysunią. Kuzko i te ich texty- zabójcze...
A jeśli chodzi o anime to będzie na pewno na pierwszym miejscu Czarodziejka z księżyca.... Leciała na polsacie i mam ogromny sentyment, kiedyś nawet obejrzałam wszystki odcinki i filmy
a jest samych odcinków 200. Lubię też Death Note, Ayashi no Ceres, Black lagoon, Blood +, Bokurano, DMC, Elfen Lied, Generał Daimos (też z dzieciństwa może niekórzy pamiętają), Ghost hunt, Hellsing, Kaichou wa Maid-sama! (najlepsze anime które ostatnio widziałam), Kuroshitsuji (pierwszy sezon był ciekawczy no ale Sebastian i jes yes my lord....), Lucky Star (Konata wymiata), Nana, Paradise Kiss, Samurai Champloo, xxxHolic. To część tych najciekawszych i najlepszych moim zdaniem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Villka
Arcymag.
Dołączył: 28 Lut 2010
Posty: 2166
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z piątej gwiazdy na lewo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 16:11, 21 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Sio mi stąd z serialami!
Seriale omawiamy w Multimedia->Seriale->Seriale animowane.
Istnieje osobny temat dla Czarodziejki z Księżyca i FMA.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aga
Adept II roku
Dołączył: 04 Lis 2010
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 17:57, 21 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Sorki! To było niechcący. Przyznam szczerze, że się tu jakoś gubię...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
mroczna88
Bakałarz I stopnia
Dołączył: 01 Sie 2010
Posty: 977
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 17:52, 22 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Vill, ja nie powiedziałam, że mi "Atlantyda" się podobała. Oprócz głównego bohatera (i zdecydowanie wolę Milo od Gainaxowego) tak naprawdę niewiele mi się podobało. Już "Planeta skarbów" była o niebo lepsza i zdecydowanie bliższa klasyce.
Co do "nie ugrzecznionej" to chodziło o to, że Disney mocno ugrzecznił te wersje. Żadnego mordowania, żadnego obcinania głów, wykłuwania oczu, przemiany w morskie bąbelki... Cud, miód i orzeszki
A jeśli chodzi o mocno nie ugrzecznioną wersję, to polecam trylogię Śpiącej Królewny autorstwa Anne Rice, przez którą osobiście nie przeszłam, nawet jak na wielką fankę opowieści o S&M [off-topowo- przypomniał mi się dowcip, który opowiedział mi kiedyś kumpel: "Śpiąca Królewna spała przez sto lat. Przez te sto lat wielu królewiczów sobie poużywało" koniec off-topa]
A ja umiem bohaterów wartościować, zwłaszcza tych ulubionych. Reszta jakoś mi się zlewa w jedno.
Aga - znajdź mi kogoś, kto nie ryczał jak głupi, gdy umarł Mufasa i była ta strasznie wzruszająca scena "Tato, obudź się! Tato!"
W "Tarzanie" uwielbiałam teksty słonia ("Mamo, czy ta woda jest aby na pewno czysta. Ale mi chodzi o bakteeeerieee" xD) i muzykę. Wielbię Phila Collinsa, a przy tej produkcji dał naprawdę wielki popis swoich umiejętności. Podobnie jak Elthon John przy "Królu Lwie".
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|