|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Villka
Arcymag.
Dołączył: 28 Lut 2010
Posty: 2166
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z piątej gwiazdy na lewo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 20:11, 06 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Właśnie obejrzałam całość i cóż, film jest dobry, ale bez fajerwerków.
Brakowało mi w tym filmie tajemniczości i magii.
Było masę akcji, pościgów, wybuchów, ale... no bo co sprawiało, że książka trzymała w napięciu w takich scenach jak wydobycie przez Voldemorta różyczki z grobowca? W książce w tamtym momencie Harry musiał dokonać wyboru: albo horkruksy, albo insygnia. Adrenalina skakała, bo od tego wyboru zależała strategia walki dobra ze złem, ten wybór definiował czas i miejsce konfrontacji; dokonanie pośpiesznego wyboru rozmówcy - albo Gryfek albo Olivander. Albo działanie zgodnie z wolą Dumbledorea, albo wybór drugiej, dość niepewnej opcji jaką było uczynienie siebie Panem Śmierci. A w filmie tego nie było... Nie było tych niuansów...
Przdewszystkim obraz dla osoby pierwszy raz poznającej historię z "Insygniów Śmierci" może się wydać pozbawiony elementu kulminacyjnego. To zakończenie ewidentnie sugeruje "To be continued"... jakoś średnio wypointowano tą cześć filmu... Pojawiło się masę zagadek i pytań bez odpowiedzi... Ech...
Możliwe, że brakuje mi rozważań z narracji Harry'ego?
Czegoś co jasno poukłada natłok informacji?
Fabuła wyglądała w skrócie tak: coś się dzieje, uciekają, rozmawiają, relaks, uciekają, rozmawiają, melancholia, uciekają, coś wybucha, rozmawiają, coś wybucha znowu uciekają, rozmawiają w stresie, uciekają, coś jeszcze głośniej wybucha, więc uciekają...
Najbardziej mi się nie podobały moje ulubione sceny z Ronem, które... ech... no cóż, po interpretacji aktorskiej Rona w filmach rzeczywiście nie trudno go dopasować do charakterystyki, jaką przedstawiała sally: głupol.
Gdzie były te wszystkie jego iście męskie i dojrzałe wystąpienia z prozy?
Gdzie te jego rycerskie, opiekuńcze gesty wobec Hermiony?
Gdzie ten fragment:
Cytat: | - Zabierz więźniów do piwnicy.
- Czekaj - ostro rzuciła jej siostra. - Wszystkich poza… poza szlamą.
Greyback wydał z siebie pomruk rozkoszy.
- Nie! - krzyknął Ron - Możesz zatrzymać mnie, zostanę!
Bellatriks uderzyła go w twarz. Odgłos ciosu rozniósł się echem po pokoju.
- Jeśli umrze podczas przesłuchania, będziesz następny - powiedziała. - Zdrajcy krwi to prawie jak szlamy. Zabierz ich na dół i upewnij się, że nie uciekną, ale nic ponad to.
Rzuciła wilkołakowi jego różdżkę, a potem z kieszeni szaty wyjęła krótki, srebrny nóż. Odcięła Hermionę od reszty więźniów i wyciągnęła za włosy na środek komnaty, podczas gdy Greyback przepchnął pozostałych przez pokój w kierunku drzwi, prowadzących do ciemnego korytarza. Różdżkę trzymał przed sobą, wytwarzając niewidzialną siłę, której nie sposób było stawić oporu.
- Mam nadzieję, że dostanę kawałek dziewczyny, kiedy ona z nią skończy - wymruczał, kiedy wlekli się korytarzem. - Powiedziałbym kęs albo dwa, jak sądzisz, rudzielcu?
Harry mógł wyczuć, jak Ron się trzęsie. Pokonywali kondygnacje schodów, nadal przywiązani plecami do siebie, co sprawiało, że w każdej chwili mogli potknąć się i poskręcać karki. Na dole zobaczyli masywne drzwi. Greyback otworzył je za pomocą swojej różdżki, wepchnął jeńców do ciemnego i zatęchłego pomieszczenia, a potem zostawił w całkowitej ciemności. Dźwięk zatrzaskiwanych drzwi piwnicznych nie ucichł jeszcze, kiedy usłyszeli straszny, przedłużający się krzyk, jaki rozległ się dokładnie ponad nimi.
- HERMIONA! - ryknął Ron i tak zaczął się mocować z linami, że Harry prawie stracił równowagę. - HERMIONA!
- Cicho! - powiedział Harry. - Zamknij się, Ron! Musimy znaleźć sposób…
- HERMIONA! HERMIONA!
- Potrzebujemy planu, przestań wrzeszczeć. Musimy pozbyć się lin.
- Harry? - spośród ciemności doszedł ich szept. - Ron? To wy?
Ron przestał krzyczeć. Usłyszeli gdzieś blisko szelest, a potem zobaczyli zbliżający się cień.
- Harry? Ron?
- Luna?
- Tak, to ja! O, nie! Nie chciałam, żeby was złapali!
- Możesz nam pomóc zdjąć te liny?
- Tak sądzę. Jest tu stary gwóźdź, którego używamy, kiedy musimy coś rozdzielić. Zaczekajcie chwileczkę.
Znowu ponad nimi ponownie rozległ się wrzask Hermiony, następnie krzyki Bellatriks, ale jej słów nie dało się rozpoznać, więc Ron znowu zaczął:
- HERMIONA! HERMIONA!
- Panie Ollivander? - usłyszeli, głos Luny. - Panie Ollivander, czy ma pan gwóźdź? Gdyby mógł się pan troszeczkę przesunąć… Wydaje mi się, że był obok dzbanka z wodą.
Wróciła po kilku sekundach.
- Musicie stać spokojnie.
Harry czuł jak Luna manipuluje przy linach, aby rozwiązać węzły.
Z piętra wyżej doszedł ich głos Bellatriks.
- Zapytam jeszcze raz! Skąd macie miecz? Skąd?
- Znaleźliśmy go, znaleźliśmy… PROSZĘ! - Hermiona ponownie wrzasnęła. Ron wiercił się jeszcze mocniej i zardzewiały gwóźdź prześlizgnął się po nadgarstku Harry'ego.
- Proszę, stój spokojnie - wyszeptała Luna. - Nie widzę, co robię.
- Moja kieszeń! W mojej kieszeni! Tam jest deluminator i ma w sobie mnóstwo światła!
Kilka sekund później usłyszeli kliknięcie i świetliste kule, które urządzenie zassało z lamp w namiocie, poszybowały w przestrzeń lochu. Nie mogąc znaleźć swoich źródeł, po prostu zawisły w powietrzu jak małe słońca, wypełniając światłem podziemne pomieszczenie. Harry zobaczył bladą, zafascynowaną twarz Luny oraz nieruchomego wytwórcę różdżek, Ollivandera, skulonego w kącie lochu. Obracając głowę, ujrzał swoich współwięźniów: Deana i goblina Gryfka, który wydawał się ledwie przytomny, podtrzymywany jedynie przez liny.
- O, to wielkie ułatwienie, dzięki, Ron! - powiedziała Luna i ponownie zabrała się za sznury. - Cześć, Dean!
Z pokoju ponad nimi doszedł ich głos Bellatriks:
- Wiem, że kłamiesz, plugawa szlamo. Byłaś w mojej skrytce u Gringotta! Mów prawdę! Mów prawdę!
Rozległ się kolejny straszny krzyk.
- HERMIONA!
- Co jeszcze zabraliście? Co macie? Mów prawdę, albo przysięgam, posmakujesz tego noża!
- Już.
Harry poczuł, jak liny opadają. Obrócił się, masując nadgarstki. Zobaczył biegającego po lochu Rona, który wpatrywał się w sufit w poszukiwaniu jakiejś klapy. Dean, którego twarz była posiniaczona i pokryta krwią, podziękował Lunie. Stał w miejscu, trzęsąc się. Natomiast Gryfek, który opadł na podłogę, wyglądał na zdezorientowanego i oszołomionego, a jego spocona twarz pełna była szram.
Ron próbował się deportować, choć nie miał różdżki.
- Stąd nie ma wyjścia - wyjaśniła Luna, obserwując jego bezowocne wysiłki. - Loch jest kompletnie zabezpieczony przeciw ucieczkom. Z początku też próbowałam. Pan Ollivander jest tu już od dłuższego czasu, sprawdził wszystko.
Hermiona znowu krzyczała, co sprawiało Harry'emu niemal fizyczny ból. Ledwie świadom ostrego kłucia w bliźnie, także zaczął biegać po piwnicy. Obmacywał ściany, pomimo tego, że podświadomie doskonale wiedział, iż nie miało to najmniejszego sensu.
- Co jeszcze zabraliście, co jeszcze? Odpowiadaj! CRUCIO!
Wrzaski dziewczyny odbijały się echem od ścian na górze. Ron prawie płakał, uderzając pięściami w mur, a Harry w akcie desperacji sięgnął po sakiewkę Hagrida. Zaczął w niej grzebać na oślep. Wyciągnął znicz od Dumbledore'a i potrząsnął nim, sam nie wiedząc, na co ma nadzieję. Nic się nie stało. Machnął złamanymi połówkami różdżki z piórem feniksa, ale nie miały już żadnej mocy.
Połyskujący fragment lustra upadł na podłogę i Harry zobaczył w nim błysk jasnego błękitu.
Oko Dumbledore'a spoglądało na niego ze zwierciadła.
- Pomóż nam! - krzyknął w krańcowej desperacji - Jesteśmy w podziemiach Malfoy Manor! Pomóż nam!
Ale oko mrugnęło i zniknęło.
Harry nawet nie był pewien, czy rzeczywiście je zobaczył. Przechylił odłamek lustra w taki sposób, że nie odbijało się w nim nic, poza ścianami i sufitem ich więzienia. Na górze Hermiona wrzeszczała jeszcze bardziej niż przedtem, a tuż obok niego wył Ron:
- HERMIONA! HERMIONA! |
Przecież ta scena miała potencjał być TAK dramatyczna! A tu lipa...
Nie dość, że Hermiona nie wrzeszczała, to Ron ani się nie szarpał, ani nie panikował, ani nie zaproponował żeby wzięli na tortury jego samego, zamiast Hermiony...
Ja wiem, że twórców filmu mógł ograniczać czas, ale przecież Harry mógłby sobie spokojnie rozmawiać z Luną i Olivanderem podczas gdy w tle Ron wariował z rozpaczy...
Ron filmowy to taka - za przeproszeniem - cipa...
Książkowy Ron był zabawny, często zbyt uparty i obrażalski, ale mimo to odważny i inteligentny... może nie tak błyskotliwy jak Harry i Hermiona, ale mimo wszystko był całkiem kumatym facetem. Tym czasem cały humor jaki Ron serwuje w filmie jest na poziomie... bardzo słabym.
Gdzie te wszystkie jego żarciki?
Ech... później scena w której Harry kopał grób:
Cytat: | Harry stracił poczucie czasu. Zauważył tylko, że było trochę jaśniej, gdy dołączyli do niego Dean i Ron.
- Jak z Hermioną?
- Lepiej - odparł Ron. - Fleur się nią zajmuje.
Harry miał gotową odpowiedz na pytanie, dlaczego po prostu nie wyczarował idealnego grobu, ale nie musiał nic mówić. Jego koledzy wskoczyli do dziury, którą wykopał, i razem pracowali w milczeniu, aż mogiła była już wystarczająco głęboka.
Harry dokładniej owinął skrzata swoją kurtką. Ron usiadł na brzegu grobu, zdjął buty i skarpetki, i włożył je na bose stopy Zgredka. Dean wyczarował wełniany kapelusz, który Harry delikatnie nałożył na głowę skrzata.
- Powinniśmy zamknąć mu oczy.
Harry nie słyszał, kiedy przyszli pozostali. Bill miał na sobie płaszcz, Fleur duży, biały fartuch, z kieszeni którego wystawała buteleczka eliksiru, w którym Harry rozpoznał Szkiele - Wzro. Blada, opatulona pożyczonym szlafrokiem, Hermiona szła chwiejnie. Ron objął ją ramieniem. Luna, ubrana w jedno z palt Fleur, ukucnęła i delikatnie zamknęła oczy skrzatowi.
- Proszę - powiedziała cicho. - Teraz mógłby spać. |
Co do Daniela Radcliffa - bez zarzutów, Luna Lovegood jest grana przecudownie i również w tej scenie w filmie wypadła świetnie (odgrywając rolę Fleur, ale ciii )... ale Ron?
Ja wiem, że reżyser starał się pokazać przede wszystkim poświęcenie i żal Harry'ego - czym tłumaczę to, że tylko Harry machał łopatą. Spoko, całkiem sensowna interpretacja.
Tylko, że później martwe ciało Zgredka niosła na rękach Hermiona... a nie Ron...
Noż nie mogłam! Chłop wielki, w barach szeroki - co mu szkodziło zanieść ciało skrzata na ostatni spoczynek? Tym czasem robił za orszak Hermiony z rękami wciśniętymi w kieszenie... =/
W ogóle w tym filmie największe jaja miała Hermiona - chyba pierwszy raz podobała mi się gra aktorska Emmy Watson. W poprzednich filmach mnie drażniła swoją sztucznością, a tutaj... świetna była
No... poza jednym momentem kiedy Hermiona twierdziła, że nie ma pojęcia przez jaki czas działa eliksir wielosokowy... wina scenarzystów
Winą scenarzystów była też wiedza Harry'ego o Szmalcownikach, która się chyba wzięła z powietrza. Tyle dobrego, że obecność Szmalcowników była zaznaczona wyraźnie już we wczesnych fazach filmu - wiadomo było, że węszą gdzieś po lasach, chociaż nie wiadomo było za czym tak namiętnie węszą.
Gdybym nie czytała książki byłabym przekonana, że siedzą na ogonie Potterowi, a nie szukają uciekinierów wszelkiej maści.
Kolejna, wręcz śmiechorodna wina scenarzystów, której po prostu inaczej się nie dało załatwić (uroki ekranizowania książek bez brania poprawki na to, że niektóre postaci i wątki wycięte wcześniej, mogą być istotne później) - pojawienie się Billa Weaslaya...
Po prostu parsknęłam śmiechem, kiedy się przedstawiał i tłumaczył blizny na twarzy. To było tak sztuczne, że aż bolało. Ale inaczej się nie dało...
Kolejna wina scenarzysty - skąd do jasnego pioruna Snape wiedział, gdzie szukac Pottera, skoro ani razu nie pojawił się obraz Fineasa Nigellusa Blacka? Telepatia?
Ciekawe jak to wytłumaczą w następnej części...
W każdym razie kompletnie nie czulam mistycyzmu w scenie ze srebrną łanią. Emocje jakie odczuwałam oglądając tą scenę to "no i gdzie go ona w końcu doprowadzi?" - jakby była etapem w drodze do czegoś. W książce natomiast czuło się, że to właśnie łania jest najbardziej niezwykłą rzeczą, jakiej doświadczył Harry, a miecz, był intrygującym dodatkiem do zagadki jaką stanowił ten osobliwy patronus i osoba, która go wyczarowała.
Mam wrażenie, że znowu osoba Księcia (czy też "tajemniczego właściciela srebrnej łani") została zepchnięta na drugi plan. Nikt nie pyta "jak", "skąd", "kto", istotne jest tylko to, co mogą zrobić z mieczem...
Wracając do rzeczy, które mi się w filmie podobały:
Snape!
Pierwsza scena z jego udziałem... mrrrr
Koleś jest dobry.
Siedmiu Potterów - po prostu Daniel pokazał klasę!
Ubawiłam się na tej scenie przednio (szczególnie kiedy się wcielał we Fleur ).
Polowanie na Mungundusa i generalnie charakteryzacja Mungundusa - po prostu misio. Lepiej się tego pokazać nie dało.
Opowieść o trzech braciach:!: Wyborne!
Można oglądać jako osobny, krótki film.
Animacja pierwsza klasa, bardzo sugestywna, baśniowa, a przy tym mroczna i wciąż bardzo magiczna.
Gellerta było za mało... buuu....
Scena w której Harry pociesza Hermione - tak urocza i słodka, że aż miło było patrzeć. Te wszystkie niezdarne ruchy taneczne Daniela he he he
Scena niby dziwna i sugerująca, że rzeczywiście Harry darzy uczuciem Hermionę, a nie Ginny... ale pomimo licznych słów krytyki, jakie pod jej kątem padają, uważam, że była bardzo ładna. Pokazywała przyjaźń, troskę i delikatność... jeżeli chciało się zobaczy coś ponad to, to cóż... ktoś ma problem
Podobała mi się również scena w której Ron niszczył horkruksa.
Oczywiście jest to Ron filmowy i coś o jego ciapowatości już nabazgroliłam, ale ta scena mi się bardzo podobała. Głównie dlatego, że oprócz tych ostrych słów ujawniających kompleksy rudzielca, oprócz tej podłej wizji tego, o co jest zazdrosny, pojawiły się iluzje pająków ("wiem czego się boisz!").
Bardzo dobra scena.
Brakowało mi tylko książkowego dialogu:
Cytat: | Miecz brzęknął, gdy Ron go upuścił. Opadł na kolana i objął rękami głowę. Trząsł się, ale - jak uświadomił sobie Harry - nie z zimna. Harry wepchnął strzaskany medalion do kieszeni, ukląkł koło Rona i ostrożnie położył dłoń na jego ramieniu. Za dobry znak uznał, że Ron jej nie strząsnął.
- Kiedy odszedłeś - powiedział cicho, wdzięczny, że twarz Rona jest schowana - płakała przez tydzień. Pewnie dłużej, ale nie chciała, żebym widział. Całymi nocami nawet ze sobą nie rozmawialiśmy. Kiedy cię nie było...
Nie był w stanie skończyć. Dopiero teraz, gdy Ron znów tutaj był, Harry zdał sobie sprawę, jak wiele kosztowała ich jego nieobecność.
- Jest dla mnie jak siostra - kontynuował. - Kocham ją jak siostrę i myślę, że ona czuje to samo do mnie. Zawsze tak było. Myślałem, że wiesz.
Ron nie odpowiedział, tylko odwrócił twarz i głośno wytarł nos w rękaw. Harry wstał i poszedł do miejsca, gdzie leżał wielki plecak Rona. Musiał go tam rzucić, gdy biegł ku sadzawce, by ratować przyjaciela przed utonięciem. Harry zarzucił go sobie na plecy i wrócił do Rona, który dźwignął się na nogi. Jego oczy były zaczerwienione, ale spokojne.
- Przepraszam - powiedział grubym głosem. - Przepraszam, że odszedłem. Wiem, że byłem...
Popatrzył na otaczającą ich ciemność, jakby z nadzieją, że odpowiednio potępiające określenie samo rzuci się na niego, a on je złapie.
- Jesteśmy kwita - stwierdził Harry. - Zdobyłeś miecz. Pozbyłeś się horkruksa. Uratowałeś mi życie.
- Gdy tak mówisz, to wydaje się, że byłem o wiele fajniejszy niż w rzeczywistości - wymamrotał Ron. |
Myślę, że on by rozjaśnił sytuację... tym czasem z filmu nie wynika jednoznacznie co czuje Harry wobec Hermiony...
Ani Ron nie poddał się samokrytyce...
Wiem, ograniczenia czasowe i wolna interpretacja reżysera, ale jednocześnie masę niedopowiedzeń. Nie wiem co o tym myśleć.
W ogóle te relacje Harry - Hermiona i Ron - Hermiona są jakoś tak niewyraźnie zaznaczone w filmie. W książce przykładowo obydwoje Hermionę komplementowali "jesteś cudowna", "jesteś niesamowita", przy czym jasno było czuć, że taka pochwała w ustach Rona znaczyła dla dziewczyny może nie tyle "więcej" co "coś innego". Natomiast w filmowej wersji te słowa padają tylko z ust Harry'ego... Ron ma okazję tylko do jednorazowego "skomplementowania", czy też stanięcia po stronie Hermiony... przy czym robi to jakoś tak kretyńsko...
Nie wiem czemu, ale ta scena mogła się mocno nie różnic od książkowej odpowiedniczki, a jednak różniła się diametralnie.
Filmowy Ron-kretyn, kontra książkowy Ron-cwaniak...
Cytat: | - Jestem pewna, że to jest istotne! - wtrąciła Hermiona z uporem.
- Gdyby tak było, to Dumbledore powiedziałby mi przed śmiercią, nieprawdaż?
- Może… może to coś, co musimy odkryć na własną rękę?
- Tak - przyznał usłużnie Ron. - To ma sens.
- Nie, nie ma - rzuciła Hermiona. - Ale nadal sądzę, że powinniśmy zobaczyć się z panem Lovegoodem. Symbol, który łączy Dumbledore'a, Grindelwalda i Dolinę Godryka? Harry, jestem pewna, że powinniśmy się czegoś o nim dowiedzieć!
- Myślę, że powinniśmy zagłosować - powiedział Ron. - Kto za wizytą u Lovegooda…?
Podniósł rękę, zanim Hermiona zdążyła się poruszyć. Spojrzała podejrzliwie na Rona, nim uniosła dłoń.
- Przegłosowany, Harry. - Ron poklepał go po plecach.
- Dobra - odparł Harry, na wpół zdenerwowany, na wpół zaskoczony. - Ale kiedy już będziemy mieli to z głowy, zabierzemy się znowu do szukania horkruksów, zgoda? Gdzie właściwie mieszkają Lovegoodowie, wiecie?
- Taa, niedaleko mojego domu - powiedział Ron. - Nie wiem, gdzie dokładnie, ale mama i tata zawsze wskazują na wzgórza, kiedy o nich mowa. Nie powinniśmy mieć problemów ze znalezieniem.
Kiedy Hermiona wróciła na swoją pryczę, Harry powiedział do Rona zniżonym głosem:
- Zgodziłeś się tylko po to, żeby wrócić do łask!
- W miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone - odrzekł Ron, zadowolony z siebie. - A to jest po trochu jedno i drugie. Głowa do góry, są święta, Luna będzie w domu! |
Hymmm... co jeszcze...
Wszystkie sceny z udziałem bliźniaków i Luny prawdziwie cieszyły
Pięć minut Longbottoma też było całkiem niczego sobie
Generalnie wrażenia pozytywne, chociaż brakowało mi momentu kulminacyjnego. Wydaje mi się, że gdyby końcówka była rozegrana wzorem książki (tj. obraz "skacze" od Voldiego do Harry'ego, pierwszy leci rozmawiać z Gellertem, później leci do Hogwartu, zamienia dwa słowa ze Snapem - którego aż się chce oglądać na ekranie, ach, ten cudowny Alan Rickman - , a drugi w tym czasie podejmuje decyzję o tym, co jest dla niego najważniejsze: rozmawia z Gryfkiem, później z Olivanderem i w końcu to z ust Harry'ego pada nazwisko pana Czarnej Różdżki i w tym momencie Voldi dobiera się do trumny i the end!) wtedy byłoby lepiej.
Aha - Bellatrix, Draco i Lucius byli świetni!
Tutaj recenzja żula - jak będą polskie napisy uzupełnię
Na razie tylko po angielsku, ale zabawnie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Meami
Adept VIII roku
Dołączył: 21 Gru 2010
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 20:04, 07 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
Film ma swoje niedociągnięcia, ale muszę przyznać, że w moim odczuciu jest to najlepiej zrobiona część z całej serii.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zelka
Bakałarz II stopnia
Dołączył: 28 Lis 2010
Posty: 718
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: tam, gdzie kwitnie cytryna Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 0:03, 08 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
Szczerze powiedziawszy... To pierwszy HP jakiego oglądałam (tak tak... wiem, ale wolę czytać)...
I... mimo swoich niedociągnięć i faktów, które były niedociągnięte to film świetny
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Strzyga
Master of Disaster Arcymag
Dołączył: 25 Lut 2008
Posty: 3948
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Sob 1:40, 08 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
mroczna88 napisał: |
Co do gościa, który gra Gellerta - On. Jest. Okropny. W każdej roli. Personifikacja metroseksualizmu. |
NO CO TY?! Ja go nie widziałam w żadnej innej roli, ale uważam, że, tak jak się przez chwilę w Insygniach pojawił, był śliiicznyyy... ^^ Kurde, pożyczyłam książkę ojcu, więc nie sprawdzę nawet czy i ewentualnie jak on był opisany, ale... rany, mnie taka, jak to powiedziałaś, metroseksualna uroda pasuje. W końcu Rowling w którymś tam wywiadzie przyznała, że Dumbledore to jedyna postać z serii, która rzeczywiście ma skłonności homoseksualne - i w obrębie tej koncepcji wszystko mi się zgadza
Villka napisał: |
- Bardzo, bardzo podobała mi się scena w której Hermiona zmienia pamięć rodzicom. Emma świetnie ją zagrała, chociaż wciąż uważam, że jest zupełnie inną Hermioną niż ta książkowa - i to nie tylko zewnętrznie, ale przede wszystkim w sposobie bycia. Bardzo mnie drażni jej kreacja Hermiony - bo książkową Hermionę lubię (przemądrzałą, inteligentną, pewną siebie i nawet toleruje to płaczliwe oblicze Hermiony... tylko toleruję ), a tą jej Grengerównę jakoś nie bardzo lubię. Podsumowując wszystkie filmy - jak dotąd najlepiej oddała Hermionę książkową. |
Mnie scena rozwaliła logicznie, przyjaciółkę, z którą oglądałam, zresztą też - na kiego człowiek ma mieć zdjęcie pustej ściany? Nawet przy założeniu, że takiego hardkora nie było, to na pewno było przynajmniej jedno zdjęcie na którym mała Hermionka zajmowała połowę kadru - i jak zniknęła ze zdjęcia, to troszku kicha... No, nie wiem, takie zagrania ze zmienianiem pamięci w filmach/serialach zawsze wychodzą trochę dupnie... (chociaż, z tego co pamiętam, to w "Czarodziejkach" zdjęcia się automatycznie kadrowały po zniknięciu odpowiedniej osoby ^^)
I mnie Emma jednak nadal średnio przekonała, ale to już chyba czyste uprzedzenie. No, istotnie fajnie, że się w sumie nie mazała - bo tu łatwo byłoby przeszarżować i polecieć w egzaltację.
Pytanie: czy w oryginale - jeśli ktoś widział - też był ten hit "Wyczuł moje perfumy"? Bo mój WTF w tym momencie rozpierdolił sufit. Na co jej perfumy w głuszy, kiedy są ścigani i nawet średnio jest się jak umyć i przebrać?! I tak, mówię to ja, popylająca po lasach w spódnicach i pełnym makijażu. (Ale mnie nie ścigają szmalcownicy i mogę sobie do parku założyć buty na obcasie, bo raczej nie będę musiała nagle spierdalać na łeb na szyję.)
Villka napisał: |
Mam takie pytanie - czy kiedy czytacie książkę "Harry Potter i..." wyobrażacie sobie twarze np: Ruperta Grinta czytając o Ronie?
W moim wypadku zaczęło się od przygody z książką - później był film, więc nie utożsamiam fizjonomii aktorów z wyglądem postaci opisanymi przez Rowling.
Ron jest smukły i wysoki. Do tego piegowaty. A bliźniacy są od niego niżsi i krępi - tak jak opisała Rowling (czyli odwrotnie w stosunku do tego, co prezentuje sobą obsada filmowa ).
|
Tak, u mnie też własne wyobrażenie z dzieciństwa trzyma się pazurami i nie chce puścić. Jakbym wyobrażała sobie Emmę Watson jako Hermionę... Cóż, to by nie przeszło. Ja nadal, po siedmiu filmach, mam wrażenie, że to jakaś obca dziewucha z pełnym make-upem i farbowanymi, perfekcyjnie ułożonymi włosami za nimi lata, a nie dobrze znana Hermiona.
Villka napisał: |
Było masę akcji, pościgów, wybuchów, ale... no bo co sprawiało, że książka trzymała w napięciu w takich scenach jak wydobycie przez Voldemorta różyczki z grobowca? W książce w tamtym momencie Harry musiał dokonać wyboru: albo horkruksy, albo insygnia. Adrenalina skakała, bo od tego wyboru zależała strategia walki dobra ze złem, ten wybór definiował czas i miejsce konfrontacji; dokonanie pośpiesznego wyboru rozmówcy - albo Gryfek albo Olivander. Albo działanie zgodnie z wolą Dumbledorea, albo wybór drugiej, dość niepewnej opcji jaką było uczynienie siebie Panem Śmierci. A w filmie tego nie było... Nie było tych niuansów... |
Tu mój osobisty fail na całej linii, bo ja tego z książki nie pamiętam...
Villka napisał: |
Fabuła wyglądała w skrócie tak: coś się dzieje, uciekają, rozmawiają, relaks, uciekają, rozmawiają, melancholia, uciekają, coś wybucha, rozmawiają, coś wybucha znowu uciekają, rozmawiają w stresie, uciekają, coś jeszcze głośniej wybucha, więc uciekają... |
No, czyli kanon
Villka napisał: |
W każdym razie kompletnie nie czulam mistycyzmu w scenie ze srebrną łanią. Emocje jakie odczuwałam oglądając tą scenę to "no i gdzie go ona w końcu doprowadzi?" - jakby była etapem w drodze do czegoś. W książce natomiast czuło się, że to właśnie łania jest najbardziej niezwykłą rzeczą, jakiej doświadczył Harry, a miecz, był intrygującym dodatkiem do zagadki jaką stanowił ten osobliwy patronus i osoba, która go wyczarowała.
Mam wrażenie, że znowu osoba Księcia (czy też "tajemniczego właściciela srebrnej łani") została zepchnięta na drugi plan. Nikt nie pyta "jak", "skąd", "kto", istotne jest tylko to, co mogą zrobić z mieczem... |
Może ze mną coś nie tak, ale jak czytałam książkę, to lałam na łanię i piszczałam, żeby rozpieprzyli horkruksa.
Villka napisał: |
Opowieść o trzech braciach:!: Wyborne!
Można oglądać jako osobny, krótki film.
Animacja pierwsza klasa, bardzo sugestywna, baśniowa, a przy tym mroczna i wciąż bardzo magiczna. |
Ojjj, taaak... To było tak prze-przegenialne... Animacja, zwłaszcza postaci Śmierci, była tak epicka...
I kocham to w tej wersji muzycznej...
Villka napisał: |
Scena w której Harry pociesza Hermione - tak urocza i słodka, że aż miło było patrzeć. Te wszystkie niezdarne ruchy taneczne Daniela he he he |
Cudne to było XD
Villka napisał: |
Podobała mi się również scena w której Ron niszczył horkruksa.
Oczywiście jest to Ron filmowy i coś o jego ciapowatości już nabazgroliłam, ale ta scena mi się bardzo podobała. Głównie dlatego, że oprócz tych ostrych słów ujawniających kompleksy rudzielca, oprócz tej podłej wizji tego, o co jest zazdrosny, pojawiły się iluzje pająków ("wiem czego się boisz!").
Bardzo dobra scena.
|
A mnie jakoś nie pasowała straszliwa filmowość i przeładowanie tej sceny efektami. Nie wiem, moja wyobraźnia jest trochę bardziej oszczędna. Ale było naprawdę ok... Tylko już te opary i cuda na kiju, jakby tam kurde zaraz miał Przedwieczny wychynąć, to trochę za dużo.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Strzyga dnia Sob 1:44, 08 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Meami
Adept VIII roku
Dołączył: 21 Gru 2010
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 1:56, 08 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
Tu popieram Strzygę Gellert był świetny, co prawda jak wróciłam do domu i przejrzałam jego zdjęcia to mi przeszło, ale w tej roli jest śliczny. *.*
Zdecydowanie najlepszym fragmentem w całym filmie jest opowieść o braciach. Cudo! Nie spodziewałam się, że zrobią coś tak świetnego.
Nieziemską sceną był taniec Hermiony i Harry'ego. Praktycznie z fotela w kinie zjechałam! Dosłownie. Nie byłam w stanie się powstrzymać
Ron opisujący o białym świetle które przeszło mu przez serce również zakończyło się salwą śmiechu na sali.
Ogólnie film potraktowałam z bardzo dużym przymrużeniem oka, bo wyleczyłam się z potterowego fanatyzmu i już mi specjalnie nie zależało na idealnej zgodności książki i filmu. Może dlatego jestem z niego zadowolona?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|