Autor |
Wiadomość |
Coya |
Wysłany: Czw 23:43, 20 Sty 2011 Temat postu: |
|
Aragorn i Arwena to chyba jedyny poważny przypadek gdy jest na odwrot. W sumie to wyjątek potwierdzający regułę. A jak weźmie się pod uwagę, ze Aragorn spędzil te lata na wojnie (gdzie zdecydowanie szybciej się dojrzewa), a książkowa Arwena po prostu była i pachniała Chyba w Eragonie był podobny motyw, ale czytałam tylko drugi tom, więc nie wiem, jak to się kończy.
Pawlukiewicz jest the best Jak ktoś nie słuchał, to radze posłuchać |
|
|
Gość |
Wysłany: Czw 22:35, 20 Sty 2011 Temat postu: |
|
Jeśli chodzi o Daemona i Lucivara to chyba mieli koło 1700 lat, a nie 700., a Saetan 50 000 lat
Natomiast Aragorn miał koło 60-70, podczas gdy Arwena 1500+, co troszkę nie pasuje do teorii postawionej na poprzedniej stronie.
Ktoś kiedyś* stwierdził, że z ojcami jest taki problem, że dziewczęta potrzebują powtarzania "Jesteś najpiękniejesza.", "Moja małą księżniczka", itp. od ojca, a chłopcy akceptacji i potwierdzenia, że zachowują sie po męsku. I tego nie może dać dzieciom (czy nastolatkom) matka obecna na codzień, ale właśnie ojciec. Niestety nasi ojcowie w Polsce zostali wychowywani nieco inaczej i takie relacje raczej nie przeważają. A małe dzieci potrafią to dostrzec i potem kilkuletni chłopiec chce zostać w przyszłości mamusią**, żeby móc bawić się ze swoimi dziećmi
*Ksiąd Piotr Pawlukiewicz w konferencji "Seks:Poezja czy rzemiosło"
** Słyszałam to osobiście.(Nie wiem, czy da się słyszeć nieosobiście).
|
|
|
Mikka |
Wysłany: Nie 20:28, 02 Sty 2011 Temat postu: |
|
Wiecie, właśnie sie zorientowałam, ze ja ubóstwiam największego "staruszka" jakiego napotkałam w książkach XD W końcu Acheron ma plus-minus jedenaście tysięcy lat Poza tym, bo ja wiem czy szał na punkcie bohatera opiera sie na wieku czy jakoś tak. Według nie to zależy od czytelniczki - bo jasno widać, że jednej spodoba się ten z takiego powodu, innej tamten z innego. Autorka może mieć tylko nadzieję, że trafi w gusta większości i zdobędzie fanów Albo może mieć to w nosie i pisać dla samej opisywanej historii - co najbardziej lubię. |
|
|
Villka |
Wysłany: Nie 20:13, 02 Sty 2011 Temat postu: |
|
Strzyga napisał: | Villka napisał: |
Oj, nie, nie, nie. To nie tak, że "szał panował".
Ja szukałam postaci, którymi ktoś na forum w ogóle był zajarany.
Zgadnij kogo miałam w tym przypadku na myśli ... |
Ha, ha... Ja na tym forum chyba jestem jakimś wyznacznikiem tego, jak daleko może pójść fangirlizm *facepalm* |
Bez przesady!
Mikka ma Asha, ja Eda, kuszi i ferajna Irgę
Każdy ma jakiegoś bzika, prawda?
Villka napisał: | Swoją drogą, trzeba by rozdzielić, kiedy to jest "wina" czytelnika, a kiedy autora. No bo na przykład nie wierzę, żeby Sapkowski kreował Regisa na bożyszcze XD Za to większość fantastyki kobiecej i wszystkie książki paranormal romans opierają popularność właśnie na tym, że autorka wymyśliła faceta idealnego, który przyciągnie dziewczynki niespełnione w życiu realnym. |
Uuuu, ostro!
Ale wiesz, tu racja wielka. Dzięki, że zwróciłaś na to uwagę: wsio leży w rękach czytelnika.
Co do Regisa - wydaje mi się, że Sapkowski tworząc tę postać żywił do niej szacunek... tj. wykreował mentora, którego sam byłby skory słuchać i podziwiać.
Ale serio - nie znam nikogo (może ktoś na forum się teraz przyzna... kto wie?), kto po przeczytaniu "Wiedźmina" nie polubiłby Regisa.
Strzyga napisał: | Villka napisał: | "(...)Cóż, nie żebym znała w ogóle kogoś, kto ma dobry kontakt z własnym ojcem... Z reguły ojców nigdy niema, niczym się nie interesują i żądają szacunku za nie wiadomo co..." |
Jezu, to jest taka cholerna prawda... Zwłaszcza z tym szacunkiem nie wiadomo za co - jak wspominam dzieciństwo, to bez trudu przyszłoby mi stwierdzenie, że mama kochała mnie znacznie bardziej niż tata. Teraz oboje mnie nie znoszą |
Ja (dla kontrastu) nie mogę znieść moich...
Ojca głównie za domaganie się szacunku... i za niepojmowanie, że rozmowa polega na tym, że mówią i słuchają się wzajemnie dwie strony. Według niego rozmowa jest zjawiskiem, które w słownikach figuruje pod pojęciem "układ totalitarny": on rozkazuje, a reszta słucha i posłusznie wykonuje.
... rzecz w tym, że nikt nie słucha...
Strzyga napisał: | Ano prawda... Dosyć grobowo poważne się zrobiły te rozważania. Takie potwierdzenie tego, że najgłupsza głupota jest tak naprawdę uwarunkowana jakimiś mrocznymi traumami, które siedzą w człowieku. |
No tak... ale chyba nie takie to znowu straszne traumy... Po prostu czasami trudno znaleźć kogoś z kim można o tych "traumach" porozmawiać. Kogoś, kto wesprze. |
|
|
Strzyga |
Wysłany: Nie 17:42, 02 Sty 2011 Temat postu: |
|
Villka napisał: |
Oj, nie, nie, nie. To nie tak, że "szał panował".
Ja szukałam postaci, którymi ktoś na forum w ogóle był zajarany.
Zgadnij kogo miałam w tym przypadku na myśli ... |
Ha, ha... Ja na tym forum chyba jestem jakimś wyznacznikiem tego, jak daleko może pójść fangirlizm *facepalm*
Villka napisał: |
Strzyga napisał: | Ja po prostu z zasady lecę na facetów po trzydziestce ^^ |
No nie gadaj! xD
Nie zauważyłam xD
|
No może jacyś nowsi użytkownicy jednak NIE zauważyli - jakkolwiek przyznaję, że jest to trudne
Villka napisał: |
Co to o nas, czytelnikach, mówi?
Uciekamy z problemami do świata wyobraźni, pozostając emocjonalnymi kalekami... ?
Pozornie zaspokajamy nasze potrzeby...? |
Swoją drogą, trzeba by rozdzielić, kiedy to jest "wina" czytelnika, a kiedy autora. No bo na przykład nie wierzę, żeby Sapkowski kreował Regisa na bożyszcze XD Za to większość fantastyki kobiecej i wszystkie książki paranormal romans opierają popularność właśnie na tym, że autorka wymyśliła faceta idealnego, który przyciągnie dziewczynki niespełnione w życiu realnym.
Villka napisał: | "(...)Cóż, nie żebym znała w ogóle kogoś, kto ma dobry kontakt z własnym ojcem... Z reguły ojców nigdy niema, niczym się nie interesują i żądają szacunku za nie wiadomo co..." |
Jezu, to jest taka cholerna prawda... Zwłaszcza z tym szacunkiem nie wiadomo za co - jak wspominam dzieciństwo, to bez trudu przyszłoby mi stwierdzenie, że mama kochała mnie znacznie bardziej niż tata. Teraz oboje mnie nie znoszą
Villka napisał: |
Smutne, że od wieków mężczyźni nawalali jako ojcowie swoich córek...
... całe pokolenia kobiet z kompleksem Elektry... a my się nadal niczego nie uczymy...
Tylko przenosimy własne kompleksy na kolejne pokolenia...
Czy nie trzeba byłoby walczyć z problemem u podstaw tj. wychowywać mężczyzn nie tylko na dzielnych, błyskotliwych i silnych, ale również na wrażliwych przyszłych ojców...
|
Ano prawda... Dosyć grobowo poważne się zrobiły te rozważania. Takie potwierdzenie tego, że najgłupsza głupota jest tak naprawdę uwarunkowana jakimiś mrocznymi traumami, które siedzą w człowieku. |
|
|
Villka |
Wysłany: Nie 15:09, 02 Sty 2011 Temat postu: |
|
Strzyga napisał: | Villka napisał: |
Hymmm...
Dominic Jordan miał bodaj 26 lat.
(...)
|
Kiedy panował szał na Domenica Jordana?... Albo ważniejsze pytanie: i gdzie ja wtedy byłam?!
W ostatnim opowiadaniu ma skończone 30, z tego, co pamiętam. I nie umiem stwierdzić, w jakim wieku jest fajniejszy - na pewno, im dalsze opowiadanie (czyli też im bohater starszy) tym opowiadania są ciekawsze |
Oj, nie, nie, nie. To nie tak, że "szał panował".
Ja szukałam postaci, którymi ktoś na forum w ogóle był zajarany.
Zgadnij kogo miałam w tym przypadku na myśli ...
Domenic jest supcio i kłócić się o to nie da rady.
Tylko, że nie jest to absolutnie postać pokroju Lena czy Irgii (informuję tych, którzy nie mieli przyjemności poznać pana Jordana).
Niby pan inteligentny, przebiegły, pan w czerni, pan jedyny-w-swoim-rodzaju, ale w zupełnie inny sposób niż wyżej wspomniani.
Strzyga napisał: | Jak dla mnie postać nie musi być stworzeniem fantastycznym, "zamrożonym" w jakimś wieku. Nawet nie zachwyca mnie jakoś ta idea mądrości starca w ciele młodzieńca, bo jak się popatrzy na fantastykę, to zawsze jakoś to ciało młodzieńcze z wiekowym umysłem zwycięża i bohater zachowuje się jak szczeniak... |
Dokładnie...
Co innego "przepoczwarzanie" się na kartach powieści, gdy z rzeczonej "mądrości starca w ciele młodzieńca" wykluwa się następna do kolekcji cecha mądrości, wykuta kolejnymi życiowymi doświadczeniami, a co innego, gdy ten cały stary-młody chociaż żył lat tysiące nadal ma doświadczenia tyle, na ile wygląda (czyli nie dużo) i nie ma "zmiany" postaci, ale perfidne dojrzewanie: mentalny-chłopiec zmienia się w mentalnego-mężczyznę.
Strzyga napisał: | Ja po prostu z zasady lecę na facetów po trzydziestce ^^ |
No nie gadaj! xD
Nie zauważyłam xD
Strzyga napisał: | (Z wyjątkiem Domenica, w którym, mimo młodego jak na moje standardy wieku, zakochałam się od pierwszych zdań, kiedy tylko się pojawił w opowiadaniu w swoim szykownym czarnym kaftanie i białej koszuli z pianą koronek, z inkrustowaną szpadą i eleganckim powozem... *rozpływa się w mokrą plamę* *wystawia łapkę z mokrej plamy, żeby móc dalej pisać* Ale tam jest zachowany dosyć spory realizm epoki i ludzie w miarę szybko dojrzewają, poza tym Domenic ogólnie był poważnym, zdystansowanym do świata dziwakiem.) |
I teraz dochodzimy do momentu w którym klasyfikujemy bohaterów ze względu na "dobrze napisane, jedyne w swoim rodzaju postaci" i na "zlepek najbardziej lubianych cech, które zapewniają bohaterowi sympatię czytelnika" .
Strzyga napisał: | Villu, IMO to w tym jest duuużo kompleksu tatusia - z własnego doświadczenia i obserwacji mówię Nie twierdzę, że wszystkie autorki mają niefajne wspomnienia z życia rodzinnego, ale pewnie część ma - o ojcu wiecznym chłopcu i matce na której spoczywał ciężar domu i rodziny albo o ojcu, którego ciągle nie było w domu (praca, wyjazdy itd.) i trochę wzorca brakło (tu też mogę mówić z własnego doświadczenia). Wtedy się leci stereotypem społecznym i szuka mężczyzny-mentora. I to w normalnym życiu, a co dopiero mówić o świecie fantastycznym! Poza tym, pomijając ogólną dojrzałość, starszy mężczyzna zazwyczaj ma już ugruntowaną pozycję społeczną i ekonomiczną. A to się liczy, nie ściemniajmy, że nie. Władza i status materialny, to są afrodyzjaki - nie można się spierać z doświadczeniami całych pokoleń. |
Oj tak, nie można się spierać z doświadczeniem całych pokoleń, ale tez nie można przymykać oczu na to, jaką krzywdę związkowi czynili ludzie, którzy poza tymi afrodyzjakami nie widzieli osobowości człowieka...
Tego też historia uczyła...
Well... czy tylko kompleks tatusia?
Myślę, że za bardzo chcesz tutaj dopasować własne doświadczenia. Kompleks ojca w tym jest, ale również inne kompleksy i zawiłości psychologiczne...
Zauważyłaś, że wszystko co wymieniłyśmy do tej pory tyczy się tego, że problem jest ucieleśniony - mężczyzna/kobieta spełniający jakieś oczekiwania. Taki idealnie dopasowany kluczyk do zamka naszej duszy: absolutne odbicie naszych (czytelniczych) oczekiwań - czego tobie brakuje, tutaj otrzymujesz tego tyle, ile potrzebujesz. Tak akurat: ani za dużo, ani za mało.
Jakbyśmy wyrzucili problem poza własne ciało i jaźń.
Stworzyliśmy idealnie dopasowane do naszego inne (cudze) ciało i jaźń.
Co to o nas, czytelnikach, mówi?
Uciekamy z problemami do świata wyobraźni, pozostając emocjonalnymi kalekami... ?
Pozornie zaspokajamy nasze potrzeby...?
Chociaż, z drugiej strony: nie ma na świecie ludzi normalnych - są tylko nieprzebadani.
Kim byśmy byli bez pragnień?
Czy bez pragnień czegoś... innego potrafilibyśmy marzyc?
Albo jeszcze głębiej: czy potrafilibyśmy być ludźmi?
Co to za człowiek, który nie narzeka, że mu czegoś brakuje?
Zabawne: wczoraj rozmawiałam z przyjaciółką o jej chłopaku. Opowiadała mi kim jest, skąd pochodzi, czym się zajmuje... i wspominała o tym, że martwi ją jego związek z matką: koleś uważa swoją mamę za czaderską czterdziestkę. Chłopak jest przekonany, że każdy - a już jego dziewczyna szczególnie - powinien uwielbiać jego mamę. Rozbawiona (rozbawiona byłam krzywą miną koleżanki ) zapytałam "Co na to jego tatuś?", a ona na to "Nie mówi o ojcu... Chyba nie ma z nim dobrego kontaktu. Nie wspomina o nim... Cóż, nie żebym znała w ogóle kogoś, kto ma dobry kontakt z własnym ojcem... Z reguły ojców nigdy niema, niczym się nie interesują i żądają szacunku za niewiadomo co..."
Tak sobie myślę, że to jest największy problem od wieków: miłość matki się zawsze otrzymywało bez gadania. Jedyna wymagana zasługa: być jej dzieckiem. Tyle... tym czasem na miłość ojca zawsze trzeba było sobie zasłużyć. Czy to czynami bohaterskimi, czy urodą, czy jeszcze czymś innym, co w społeczności świadczyło dobrze o rodzicielu.
Smutne, że od wieków mężczyźni nawalali jako ojcowie swoich córek...
... całe pokolenia kobiet z kompleksem Elektry... a my się nadal niczego nie uczymy...
Tylko przenosimy własne kompleksy na kolejne pokolenia...
Czy nie trzeba byłoby walczyć z problemem u podstaw tj. wychowywać mężczyzn nie tylko na dzielnych, błyskotliwych i silnych, ale również na wrażliwych przyszłych ojców...
|
|
|
Strzyga |
Wysłany: Pią 15:36, 31 Gru 2010 Temat postu: |
|
Villka napisał: |
Hymmm...
Dominic Jordan miał bodaj 26 lat.
Regis wyglądał na urzędnika skarbówki około 40 roku życia.
|
Kiedy panował szał na Domenica Jordana?... Albo ważniejsze pytanie: i gdzie ja wtedy byłam?!
W ostatnim opowiadaniu ma skończone 30, z tego, co pamiętam. I nie umiem stwierdzić, w jakim wieku jest fajniejszy - na pewno, im dalsze opowiadanie (czyli też im bohater starszy) tym opowiadania są ciekawsze
Regis. Jest. Mrau. Bez względu na wiek.
Jak dla mnie postać nie musi być stworzeniem fantastycznym, "zamrożonym" w jakimś wieku. Nawet nie zachwyca mnie jakoś ta idea mądrości starca w ciele młodzieńca, bo jak się popatrzy na fantastykę, to zawsze jakoś to ciało młodzieńcze z wiekowym umysłem zwycięża i bohater zachowuje się jak szczeniak...
Ja po prostu z zasady lecę na facetów po trzydziestce ^^
(Z wyjątkiem Domenica, w którym, mimo młodego jak na moje standardy wieku, zakochałam się od pierwszych zdań, kiedy tylko się pojawił w opowiadaniu w swoim szykownym czarnym kaftanie i białej koszuli z pianą koronek, z inkrustowaną szpadą i eleganckim powozem... *rozpływa się w mokrą plamę* *wystawia łapkę z mokrej plamy, żeby móc dalej pisać* Ale tam jest zachowany dosyć spory realizm epoki i ludzie w miarę szybko dojrzewają, poza tym Domenic ogólnie był poważnym, zdystansowanym do świata dziwakiem.)
Villu, IMO to w tym jest duuużo kompleksu tatusia - z własnego doświadczenia i obserwacji mówię Nie twierdzę, że wszystkie autorki mają niefajne wspomnienia z życia rodzinnego, ale pewnie część ma - o ojcu wiecznym chłopcu i matce na której spoczywał ciężar domu i rodziny albo o ojcu, którego ciągle nie było w domu (praca, wyjazdy itd.) i trochę wzorca brakło (tu też mogę mówić z własnego doświadczenia). Wtedy się leci stereotypem społecznym i szuka mężczyzny-mentora. I to w normalnym życiu, a co dopiero mówić o świecie fantastycznym! Poza tym, pomijając ogólną dojrzałość, starszy mężczyzna zazwyczaj ma już ugruntowaną pozycję społeczną i ekonomiczną. A to się liczy, nie ściemniajmy, że nie. Władza i status materialny, to są afrodyzjaki - nie można się spierać z doświadczeniami całych pokoleń. |
|
|
Villka |
Wysłany: Pią 14:58, 31 Gru 2010 Temat postu: |
|
Coya napisał: | Ja przebrnęłam przez 1 tom Czarnych Kamieni i mimo wszystko nie zamierzam czytać dalej. Nie będę się za bardzo rozwodzić, dlaczego (nie ten wątek), ale w sumie czytanie tej książki nie sprawiło mi przyjemności i nie wzbudziło oczekiwania i chęci poznania końca. I nie bardzo mogę zrozumieć zachwyt na głównymi bohaterami... No cóz |
Mimo wszystko gdybyś znalazła chwilę by się nad tym porozwodzic, chętnie bym rozprawkę przeczytała. Oczywiście w odpowiednim temacie.
Coya napisał: | A wracając do głównego tematu. W większości książek fantastycznych (zwłaszcza paranormal romance) ona jest w wieku 16-30, a on powyżej setki, a czasem można mu wiek w tysiącach liczyć (nie mówię tu o wyglądzie, tylko o przeżytym czasie). Zastanawiałam się kiedyś, czemu tak jest no i wyszło mi, ze to po prostu dlatego, że faceci jednak dłużej dojrzewają. A my, kobiety, to jednak chciałybysmy spotkac na swojej drodze gościa, na którego zawsze można liczyć, a nie kolejne dziecko w rodzinie. Nie ukrywajmy, że autorki (bo to przecież głównie kobiety piszą) ukazują nasze - czytelniczek - najgłębsze marzenia. O mężczyźnie (nie chłopcu), który straci dla nas głowę, świata (a przede wszystkim innych kobiet) widział poza nami nie będzie i będzie umiał obronić nas przed wszystkim, zwłaszcza przed naszymi wewnętrznymi demonami. A żeby do tego dojrzeć, facet musi naprawdę sporo przeżyć |
O tak! O to chodzi!
W dodatku w tych książkach kolejnym elementem psychologicznym jest fakt, że czytelniczka -osoba normalna, pozbawiona wszelkich nadnaturalnych mocy, która znalazłszy się w świecie przedstawionym byłaby bezradna - może się utożsamiać z główną bohaterką, która częstokroć posiada te same cechy. I oczywiście trafia na mężczyznę-ucieleśnienie-wszelkich-ideałów, który widział wiele (więc jej pokarze wiele, nauczy ją nowych, ważnych rzeczy), przeżył wiele (zabierając bohaterkę do swojego świata jakby deklaruje, że i ona wiele przygód przeżyje), będzie dzielny, pewny siebie i oczywiście będzie zaślepiony miłością doń.
Według psychologii to troszkę taki kompleks "Calineczki" (jestem mała, biedna, śliczna, bezradna, troskliwa i urocza - niechże ktoś się mną zaopiekuje, bo brzydki świat może zrobić mi krzywdę) pomieszany z kompleksem "Kopciuszka" (ten jedyny wybierze tylko mnie - będę dla niego jedyna, najważniejsza, najpiękniejsza; pokarze mi bajeczny świat, pełen pięknych rzeczy, pięknych miejsc i pięknych uczuć! Zrobi dla mnie wszystko, ponieważ połączy nas prawdziwa miłość!)...
Troszkę taki najlepiej sprzedający się towar w supermarkecie...
Zauważcie, że kiedy książka jest pisana dla mężczyzny-czytelnika (pozbawionego nadnaturalnych mocy, całkiem śmiertelnego i bezradnego w świecie pełnym wróżek, elfów, goblinów itp), wtedy żeńskie bohaterki również stają się ideałami o wieku tak wielkim, że po prostu nieokreślonym - są pewne siebie, inteligentne, bystre, pełne seksapilu, zimne, gardzące, przepiękne, wszystko potrafiące...Takie famme fatal. W sumie często pomiatają bohaterem, żeby w kluczowych momentach okazać swe ciepłe uczucia.
Czyli niezależnie od płci - ludzie lubią ideały...
Prywata będzie: nie lubię ideałów. Są przewidywalni. Albo naiwni tak, że aż przewidywalni...
...chociaż od czasu do czasu, w małych dawkach, są poruszający... |
|
|
Meami |
Wysłany: Śro 19:10, 29 Gru 2010 Temat postu: |
|
Villko, rozumiem twój punkt widzenia, ale to nie zmienia faktu, że to nie świat, opisy i 'zawiłe opisy' mnie odstraszyły, ale główna bohaterka i praktycznie sama końcówka.
Coya napisał: |
A wracając do głównego tematu. W większości książek fantastycznych (zwłaszcza paranormal romance) ona jest w wieku 16-30, a on powyżej setki, a czasem można mu wiek w tysiącach liczyć (nie mówię tu o wyglądzie, tylko o przeżytym czasie). Zastanawiałam się kiedyś, czemu tak jest no i wyszlo mi, ze to po prostu dlatego, że faceci jednak dłużej dojrzewają. A my, kobiety, to jednak chciałybysmy spotkac na swojej drodze gościa, na którego zawsze można liczyć, a nie kolejne dziecko w rodzinie. Nie ukrywajmy, że autorki (bo to przecież głównie kobiety piszą) ukazują nasze - czytelniczek - najgłębsze marzenia. O mężczyźnie (nie chłopcu), który straci dla nas głowę, świata (a przede wszystkim innych kobiet) widział poza nami nie będzie i będzie umiał obronić nas przed wszystkim, zwłaszcza przed naszymi wewnętrznymi demonami. A żeby do tego dojrzeć, facet musi naprawdę sporo przeżyć |
Podoba mi się twoja opinia ^^ Chciałabym jeszcze dodać, że jeśli postaci są dobrze wykreowane to widać różnicę wieku. Uwielbiam w takich przypadkach, gdy mają 'pozostałości' z 'żywego' życia np. naleciałości językowe, broń oraz oczywiście bagaż doświadczeń (z dawno zapomnianych bitew). |
|
|
Coya |
Wysłany: Śro 13:56, 29 Gru 2010 Temat postu: |
|
Ja przebrnęłam przez 1 tom Czarnych Kamieni i mimo wszystko nie zamierzam czytać dalej. Nie będę się za bardzo rozwodzić, dlaczego (nie ten wątek), ale w sumie czytanie tej książi nie sprawiło mi przyjemności i nie wzbudziło oczekiwania i chęci poznania końca. I nie bardzo mogę zrozumieć zachwyt na głównymi bohaterami... No cóz
A wracając do głównego tematu. W większości książek fantastycznych (zwłaszcza paranormal romance) ona jest w wieku 16-30, a on powyżej setki, a czasem można mu wiek w tysiącach liczyć (nie mówię tu o wyglądzie, tylko o przeżytym czasie). Zastanawiałam się kiedyś, czemu tak jest no i wyszlo mi, ze to po prostu dlatego, że faceci jednak dłużej dojrzewają. A my, kobiety, to jednak chciałybysmy spotkac na swojej drodze gościa, na którego zawsze można liczyć, a nie kolejne dziecko w rodzinie. Nie ukrywajmy, że autorki (bo to przecież głównie kobiety piszą) ukazują nasze - czytelniczek - najgłębsze marzenia. O mężczyźnie (nie chłopcu), który straci dla nas głowę, świata (a przede wszystkim innych kobiet) widział poza nami nie będzie i będzie umiał obronić nas przed wszystkim, zwłaszcza przed naszymi wewnętrznymi demonami. A żeby do tego dojrzeć, facet musi naprawdę sporo przeżyć |
|
|
monika78 |
Wysłany: Śro 11:37, 29 Gru 2010 Temat postu: |
|
Co do Bonesa, to miał 24 lata jak został przemieniony, sam jednak stwierdził, że ludzie w czasach kiedy on się urodził, starzeli się dużo szybciej. |
|
|
Villka |
Wysłany: Wto 23:06, 28 Gru 2010 Temat postu: |
|
Meami napisał: | Przeczytałam pierwszą część tej książki (Bishop) i nie istnieje takie coś co by mnie przekonało do przeczytania dalszych części. Wykreowany świat jest ciekawy nie przeczę, ale główna bohaterka i stojąca za nią historia jest dla mnie niezwykle odrzucająca. |
Khem... wierz mi na słowo: każdego odrzuca po połowie pierwszego tomu.
Nie dość, że jest tam mnóstwo przemocy i wyuzdania, to jeszcze nie wiesz w sumie o co chodzi...
Ale jak już przebrniesz... czyta się świetnie.
Historia jest coraz ciekawsza, coraz więcej rzeczy się rozjaśnia... chyba drugi tom jest najlepiej napisanym tomem z całego cyklu...
Wiesz, zacytuje fragment swojego posta z wątku Bishop:
Villka napisał: | [...]
Nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że świat jest dobrze OPISANY.
Jest opisany na opak - przynajmniej do połowy pierwszego tomu.
Niby na pierwszej stronie pojawia się wyjaśnienie czym są Wiatry i Ebon Askavi, ale nazwy : Terrielle-Kaeleer-Hell rażą po oczach w nagłówkach kolejnych akapitów i nic nie mówią...
Albo autorka zbyt swobodnie czuła się w swoim świecie, albo nie chciała prowadzić infantylnych dialogów typu "i tak, siódmego dnia, powstał świat", albo chciała wprowadzić element tajemniczości... że niby wiemy tyle co Jaenelle na temat świata.
Jaki nie byłby jej zamysł - początkowo czytelnik czuje się zagubiony.
Nie wiadomo kto z kim i dlaczego. Mamy świetnych bohaterów - bo postacie są genialne!!! - ale gdzie oni się znajdują i dlaczego tak daleko od siebie?
Nie czuliście się zagubieni czytając?
Wiem - z komentarzy na stronie polskiej oficyny wydawniczej - że wiele osób czuło się tak miej więcej do połowy I tomu.
Tym czasem wystarczyłoby, gdyby autorka wyjawiła to, co powiedziała w wywiadzie:
Świat Czarnych Kamieni jest warstwowy:
Terrielle - Kraina Jasności (o ile słowo "jasność" jest adekwatne do konceptu, o tyle nie jest w stosunku do rzeczywistości ;P )
Kaeleer- Kraina Cieni
Piekło - Kraina Mroku
We wszystkich funkcjonują Wiatry, linie o strukturze pajęczej sieci, które zbiegają do centralnego punku, którym jest Ebon Askavi, Czarna Góra, na której znajduje się Stołp, siedziba Czarownicy.
Między światami można się poruszać za pomocą Ołtarzów Kasandry.
Dodatkowo - w obydwu, Terrielle i Kaeleer, znajdują się Terytoria które noszą tą samą nazwę: Askavi and Dhemlan. To może być mylące, oczywiście do czasu aż się nie pozna obyczajów tam panujących w poszczególnych Krainach.
Nie staram się przez to powiedzieć, że Trylogia jest ZUA. Wręcz przeciwnie - jest warta przeczytania, nawet jeżeli się nie ma pojęcia czym są nazwy w nagłówkach. To tylko taki szczegół. ;P
Naprawdę - genialna, dojrzała literatura.
Książkę poleciła mi przyjaciółka, która jest prawdziwym molem książkowy - jeżeli coś poleca, jest to zwykle cudeńko.
Ściągnęłam sobie eBooka i po siedemnastu stronach zbaraniałam. 17 stron, a pojawiła się dziwna śmietanka towarzyska, scena orgii, scena tortur, zostało wprowadzonych czworo świetnych bohaterów, przedstawiono świat, jego legendę i jeszcze starczyło informacji żeby zdążyć wyrobić sobie zdanie na temat obyczajów...
Wartka akcja?
Odrzuciło mnie.
Ale się przemogłam i czytałam dalej. Całe szczęście - na początku świat atakował zbyt agresywnie. Później się wyciszył , okazało się, że głowni bohaterowie nie są draniami pozbawionymi skrupułów.
Fajne zaskoczenie.
A później było coraz lepiej .
Jeszcze jedna ważna informacja: w wersji eBook nie ma wprowadzenia napisanego przez autorkę!
Bez wprowadzenia można doznać lekkiego szoku (tak jak ja doznałam xP ) - Anne Bishop wyjaśnia tam w kilku słowach jak konstruowała książkę. O tym, że fabułę osadziła w ciemnej stronie fantazji i jak kobiety uczyniła płcią dominującą.
Warto przeczytać, bo nie dość, że przygotuje czytelnika do wkroczenia w jej szokujący uniwersum, to jeszcze do refleksji skłania. Podaje nam na talerzu tematy swoich rozważań, a my w trakcie czytania możemy przemyśleć czy do podobnych wniosków byśmy doszli. |
Naprawdę - trudno tych postaci nie polubić.
Cytat: | Nie można stwierdzenia lubię/nie lubię opierać wyłącznie na wieku postaci, ale czy to nie wpływa na jej charakterystykę (przykład: Jean Claude) ? |
Są postaci na których być lub nie być wiek wpływa, ale gdybyśmy nie rozmawiali o postaciach fantasy, tylko bohaterowie literaccy z realnego świata wtedy również różne dramaty z przeszłości czy inne doświadczenia wpływałyby na ich charakter.
Nie staram się powiedzieć, że postaci się nie zmieniają - jedynie, że to bardzo indywidualna sprawa (i bez względu na ilość świeczek na torcie!) ich ewolucja przebiega zgodnie z życzeniami autora. Albo z perspektywy bohaterów: rozwijają je przeszkody, które spotykają na drodze życia.
Co jest niespotykane i nie do przekazania w innym gatunku: bohaterowie mogą wspomnieniami wracać do różnych epok i prowadzić nas -czytelników - przez ówczesne obyczaje, trendy w modzie i język.
I to lubię: kiedy ta długowieczność jest zaznaczona również w detalach historii: jak "kiedy byłem młody moda wymagała tego-a-tego". Co kreatywniejsi pisarze mogą zaprezentować ciekawe rzeczy np: Cian i jego instrument (którym po przeczytaniu książki ekscytowałam się okropnie). |
|
|
Meami |
Wysłany: Wto 21:57, 28 Gru 2010 Temat postu: |
|
Przeczytałam pierwszą część tej książki (Bishop) i nie istnieje takie coś co by mnie przekonało do przeczytania dalszych części. Wykreowany świat jest ciekawy nie przeczę, ale główna bohaterka i stojąca za nią historia jest dla mnie niezwykle odrzucająca.
Nie można stwierdzenia lubię/nie lubię opierać* wyłącznie na wieku postaci, ale czy to nie wpływa na jej charakterystykę (przykład: Jean Claude) ?
Jakoś nie po polsku mi zabrzmiało, że "nie można stwierdzenia bazować". Stwierdzenia nie można "opierać", raczej. |
|
|
Villka |
Wysłany: Wto 21:25, 28 Gru 2010 Temat postu: |
|
Generalnie w fantastyce postaci bywają wiekowe!
Uroki fantastyki!
Tylko w tym gatunku jest szansa na spotkanie z takimi przypadkami długowieczności...
Czyli w sumie trudno to-to rozpatrywać...
Nie można powiedzieć, że np: wolę starsze/wiekowe/wyłącznie fantastyczne postaci i teraz przeżywać, że wolę ponad -setletnich bohaterów i jakoś to przekładać na własny wiek.
Przecież proces starzenia owych postaci jest rozciągnięty po prostu na czas dłużysz, nie wchodzą na "kolejny poziom ewolucji", czy coś w ten deseń.
Ba! Niektórzy pomimo setek lat wciąż zachowują się jak niedoświadczone podrostki, chociaż mieli okazję do zdobywania doświadczenia...
Meami napisał: | 'Deamona i Lucivara' czy oni są z serii A. Bishop czy jakoś tak?
Tak z innego świata, ale tam też często są wiekowe postaci. Moje pytanie brzmi co w nich takiego jest? |
Oj, co w nich jest...
Hymm...
Wiesz, najlepiej opisuje ich jedno z ulubionych sformułowań autorki(które ciągle się przewija w różnych zdaniach i akapitach): "są namiętnie niebezpieczni i niebezpiecznie namiętni".
Do nich przyciąga o dziwo... ich chłód, oziębłości, obojętność, nieobliczalność, seksualność i znudzenie (w przypadku Deamona) oraz gorący temperament, brutalność, szorstkość, fizyczna męskość i buntowniczość (w przypadku Lucivara).
Oni po prostu wybijają się na tle świata nakreślonego przez autorkę.
Obydwaj są jednocześnie bardzo odmienni i bardzo podobni.
Przyciąga też fakt... hymmm zwykle czytając książkę znasz od samego początku reguły: wiesz, co jest moralne, a co jest nie moralne. Rozpoznajesz te zasady, bo świat książki funkcjonuje tak samo, jak nasz (zazwyczaj), pewnie są jakieś wyjątki, ale ogólnie wiesz za jakie uczynki główny bohater będzie uznawany za prawego człowieka, a za jakie czyny stanie się w Twoich -czytelnika- oczach czarnym charakterem.
Tym czasem Anka Bishop przewraca te zasady do góry nogami.
Ani Deamon, ani Lucivar nie zachowują się jak typowi pozytywni bohaterowie... są brutalni...
Szczególnie Deamon, który zadaje się być zły... i zniszczony. Prowadzi intrygi, które mają mroczny finał, ale wykorzystuje do tego niebanalne, zmysłowe, zabójcze środki...
Hymm... po prostu świat Bishop nie jest bezpośredni... czy raczej "nie prostacki" (?). Nawet starcia czysto fizyczne, kiedy w ruch idą pięści i wszelka broń biała przechodzą jakoś tak elegancko...
...
Hym...
Poza tym bohaterowie są złożeni, na kartach powieści ewoluują... Nigdy nie są statyczni, momentami -być może - z punktu widzenia czytelnika są przewidywalni, ale akcja tak porywa, że nie da rady narzekać...
Po prostu postaci pióra Boshop nie są jak nagie miecze.
Nie są też jak kindżały, wysadzane kamieniami, schowane w pięknej, złotej pochwie.
Nie.
Oni są jak najwyborniejsze wino, z elitarnej winnicy, które wypiwszy nie rozpoznajesz domieszanego doń cyjanku, dopóki nie umrzesz.
Taka słodka trucizna.
W sumie nie pamiętam gdzie to Strzyga pisała, ale chciałabym się dowiedzieć co jej się w Deamonie Sadim nie podobało.
Strzygo!
Mogłabyś? |
|
|
Zelka |
Wysłany: Wto 21:22, 28 Gru 2010 Temat postu: |
|
Te "+" to wygląda, jakby w tym wieku byś im postawiła krzyżyk koło imienia |
|
|