Autor |
Wiadomość |
Neit |
Wysłany: Nie 19:44, 26 Sie 2012 Temat postu: |
|
Kiedyś koleżanka z mojej książki wycięła obrazki bo jej były do jakiegoś referatu potrzebne. Była bardzo, bardzo zdziwiona, że ja się wściekam. No ale to przykład dość hardkorowy.
Też miałam problemy z plecami, też lekarze mi różne cuda i dziwy wymyślali. Ogólnie zalecenia można było streścić jako "mało się ruszać i jak boli łykać leki przeciwbólowe". Jak zaczęłam chodzić na siłownię i pizgać ciężarami wszelkie bóle minęły jak ręka odjął (No, zakwasy miewam, ale to inna bajka ). Normalnie cudowne ozdrowienie. Pływać też lubię, ale potem zeżarłabym konia z kopytami
Krwi nie oddaję bo mnie nie chcieli ze względu na wieczną alergię (jestem uczulona na słońce i albo mam napad, albo się leczę albo coś). A po za tym czasem biorę dziwne suple które nie koniecznie przy oddawaniu krwi są pożądane. |
|
|
Olsza |
Wysłany: Nie 19:25, 26 Sie 2012 Temat postu: |
|
Ooo, typ sportowy... Gratuluję samozaparcia w takim razie, też powinnam zadbać o kondycję, ale mi się nie chce... No dobra, uczciwie mówiąc po prostu nie wszystko mi wolno (miałam kiedyś dość poważne problemy z kręgosłupem), za to jeśli kiedykolwiek przeprowadzę się do miejscowości w pływalnią, wykupię karnet na bank. Pleckom zdrowo i bezpiecznie, sprawności ku uciesze - a przede wszystkim uwielbiam pływać, woda to moje drugie środowisko, najchętniej bym się w niej po prostu rozpuściła! ^^ A oddawanie krwi uprawiasz?
Neit napisał: | Na szczęście dojrzałam (czy jak to zwał), charakter mi się popsuł i z pełną zaciekłością mogę bronić księgozbioru własną piersią |
I bardzo słusznie! Koleżanka jeszcze z ogólniaka zawsze była bardzo miła, pomocna i w ogóle - tylko nigdy, nikomu nie pożyczała swoich notatek. Były one często rzeczą mocno pożądaną, to były bardzo rzetelne zapiski, ale koleżanka miała złe doświadczenia z pożyczaniem czegokolwiek, więc założyła, że mogą ja ludzie znielubić - nie pożyczy i koniec. I trudno, trochę mnie szlag trafiał (dopóki nie odpuściłam sobie przepisywania zaległości, naprawdę się nie opłacało), ale to była jedna z niewielu jej wad, a ja, pomimo mizantropii, nie umiem obrazić się o byle duperel. Zaś wyższości wartości książek nad jakimiś tam notatkami podkreślać nie muszę, powiedzmy zatem, że rozumiem i jesteś usprawiedliwiona. Trochę życiowego egoizmu się przydaje. |
|
|
Neit |
Wysłany: Nie 17:22, 26 Sie 2012 Temat postu: |
|
Mnie krew zalewa nawet jak mi ktoś moje książki przekłada Ogólnie jestem zdania, ze książek, majtek i męża to się nie pożycza Z bólem serca myślę o książkach które straciłam, bo kiedyś głupio mi było odmówić. Jakoś tym co mi je zagubili czy nie zniszczyli głupio nie było Na szczęście dojrzałam (czy jak to zwał), charakter mi się popsuł i z pełną zaciekłością mogę bronić księgozbioru własną piersią
Dieta i ćwiczenia to tez mój nałóg Obrałam sobie życie sportowe i co za tym idzie dążę do powiedzmy fitnesowej sylwetki (i końca nie widać, ale przynajmniej mam zajęcie ). W sumie nie patrzę na wagę, ale na % BF a on jest cokolwiek zbyt wielki tym bardziej, że w zeszłym roku mnie wizyta w szpitalu wybiła z rytmu i przez unieruchomienie dorobiłam się niezłej ciąży spożywczej Ogólnie o moje głodzenie nie ma się co bać, bo nawet przy ostrym "cięciu" nie schodzę poniżej 2000 kcal dziennie, czyli więcej niż niektóre nie na diecie jadają Głodna chodzić nie będę (no może nieco, ale to dlatego że im więcej żrę tym głodniejsza jestem), ale muszę węglowodany proste wywalić, bo mi nie służą ewidentnie (i nie tylko o odkładające się sadło chodzi) a kopytka ciężko bez ziemniaków i mąki zrobić |
|
|
Olsza |
Wysłany: Nie 16:47, 26 Sie 2012 Temat postu: |
|
No przede wszystkim przez myśl mi nie przeszło, żeby potraktować okulary jak jakąś formę wstydliwej protezy. Wydaje mi się, że moje wymiernie do mnie pasują i nie wyobrażam sobie ślipienia bez, bo "co ludzie na mieście powiedzą". I tu z kolei ja mam oryginalne znajome. Jedna twierdzi, że bez okularów wcale nie jest tak źle, a potem, gdy mijają nas znajomi lub nie, jest tylko: "Kto to był, kto tam idzie?". Druga ostatnio stara się jak najbardziej być ostrą rockówą i okulary nie pasują jej do image'u, więc też nie poznaje ludzi na ulicy, tylko mruży oczy aż nie przejdziesz jej tuż przed nosem... Każde tego typu ograniczenie siedzi w głowie, w tym momencie te ich kompleksy to kalectwo, a za krótki wzrok to jeszcze nie najgorsze, co może się żywemu organizmowi przytrafić.
O tak, księgozbiór jest swoistym skarbcem... Pożyczałam parę razy w życiu swoje książki, przy czym nie z dobrego serca, tylko z chęci pożyczenia czegoś w zamian. Niby i ta trzymałam w swoich rękach cudze tomiszcza, ale jakoś tak mnie bolało, bo może oni je zniszczą, może czytają z brudnymi rękami, a z całą pewnością je dotykają!.. Moja książka jest prywatną wartością intelektualną należącą do sfery na swój sposób intymnej, w końcu doszłam do wniosku, że pożyczanie własnych książek to w pewnym sensie ekshibicjonizm...
Dieta? Oj, ale musisz, czy tylko nie lubisz swojej wagi?.. Kurczę, nie wiem, co tam Cię gnębi, ale warto tak się głodzić? Ja choćbym i chciała - nie mogę, na margines akceptacji dawcy krwi łapię się marnymi trzema kilogramami, trochę stracę na wadze i żegnaj, szlachetności!.. |
|
|
Neit |
Wysłany: Nie 16:30, 26 Sie 2012 Temat postu: |
|
Znajoma samoróbek palić nie może bo nie są wystarczająco prestiżowe i nie będzie mogła odpowiedniego wrażenia zrobić, poważnie
Chęć posiadania książek to chyba wszyscy tutaj rozumieją. Ci co nie zbierają na ogół ograniczeni są przez finanse, albo miejsce w domu. Ale dziwić się to chyba żaden nałogowiec czytający się nie dziwi. Ostatnio mi teściowa zasugerowała że mogłabym część książek sprzedać, bo to by sporo kasy było, ponoć miałam iście mordercze spojrzenie jak to usłyszałam. Chyba łatwiej byłoby mi się rozstać z własną nerką niż księgozbiorem Na szczęście męża mam w tym względzie bardzo wyrozumiałego, chociaż on literaturę informatyczną jedynie czyta i w dodatku w ogóle nie gra.
Ja też noszę okulary i było parę takich co mi usiłowało wmówić, że to od czytania. Akurat mam wrodzoną wadę wzroku a żebym w łonie mamusi czytała to sobie nie przypominam Okulary to wg mnie biżuteria a biżuterii nie ma się co wstydzić. Zresztą biorąc pod uwagę koszt takich (mam dość drogie szkła właśnie przez moją wadę) to one muszą być ozdobą i koniec
Dobra, uciekam robić kopytka, bo od jutra powrót na słuszną drogę dietetyczną i trzeba się najeść na zapas |
|
|
Olsza |
Wysłany: Nie 16:09, 26 Sie 2012 Temat postu: |
|
Heee, jak się ma odpowiedniego męża, to inna bajka, ech... *westchnienie niezamożnej singielki*
Poleć znajomej samoróbki, moi rodzice tak robią i wbrew pozorom faktycznie trochę taniej wychodzi.
Wiesz, że to akurat rozumiem? Trochę mi to śmierdzi Gollumem, mój sssskarbie, ale też strasznie lubię mieć książki dla samego faktu ich posiadania. Mam to po rodzicach, nasz dom jest pełen książek, w tym fantastki sprzed lat. Gatunku uczyłam się na klasykach: Asimov, Silverberg, LeGuin... Teraz jest podobnie, mam tylko parę tomów, które okazały się niewarte zakupu (w tym tylko jeden głupio wybrany przeze mnie), w większości aż miło popatrzeć na pyszniące się komplety Gromyko, Kossakowskiej, Brzezińskiej, Wegnera, Rowling, Funke itd. itp. W życiu nie usłyszałam: "Nie czytaj tyle, wzrok sobie zepsujesz!" (analogiczne hasło odnośnie internetu się nie liczy), książka jest u nas prawdziwą wartością. Jeśli jest dość funduszy, dobra powieść to najlepszy prezent dla wszystkich domowników, "Wody..." Brzezińskiej dostałam na pocieszenie przy odebraniu moich pierwszych okularów (lekka krótkowzroczność, nie mam na tym tle kompleksów, po prostu przez pierwsze dwa dni od poprawionej ostrości widzenia paskudnie bolały mnie oczy i głowa), wyprawa o północy po VI część Pottera to jedno z moich najmagiczniejszych wspomnień... Dobra książka nie jest zła i nie jest marnowaniem pieniędzy. E - booki czy audiobooki to nie to samo. |
|
|
Neit |
Wysłany: Nie 15:46, 26 Sie 2012 Temat postu: |
|
O gry na konsolę głównie chodzi, ceny na ogół koło 200 zł za te nowsze (starsze koło 100 powiedzmy)/ Pożyczyć nie mam od kogo bo nie mam znajomych z xboxem, piraty nie chodzą, do używanych mam uraz więc pozostaje mi jedynie patrzyć sępiastym wzrokiem na męża
Z książkami też problem: znajomi mało czytający, już prędzej na mnie liczą (o co wieczna walka jest bo ja nie pożyczam książek i już). Tu gdzie mieszkam z bibliotekami bieda, w największej fantastyki mojej ukochanej jest niewielki regalik i nowości tam się rzadziej pojawiają niż ja w kościele. W dodatku bibliotekarki mają chyba zerowe pojęcie o książkach z tej tematyki bo mają zwyczaj kupowania kolejnych tomów na chybił trafił i ciężko z czegoś upolować całą serię. Ogólnie jeśli mowa o interesujących mnie gatunkach to w swojej domowej biblioteczne mam o wiele większy wybór. No i jak nałóg to nałóg, ja książki (oczywiście czytam je) muszę MIEĆ. Dlatego między innymi nie znoszę eboków
Jeśli chodzi o wydatki moich znajomych to przykładowo jedna z moich bliższych koleżanek pali 2 paczki dziennie. Licząc skromnie 10 zł paczka wychodzi miesięcznie przeszło 600 zł... Ale oczywiście 30 zł na książkę to wg niej rozrzutności
Na urlopie popadłam w nowego nałoga: od lodowych snicersów Na szczęście w Polsce na nie nie trafiam, więc mam przymusowy odwyk |
|
|
Olsza |
Wysłany: Nie 15:25, 26 Sie 2012 Temat postu: |
|
Nie mam pojęcia, nie orientuję się, po ile przeciętnie chodzą takie gry (masz na myśli komputerowe, tak?). Ty wiesz, że poniekąd możesz mieć rację?.. Chociaż po nowości czytelnicze mogłabyś chodzić do biblioteki. Ale faktycznie, nie znam częstotliwości twoich zakupów ani palenia oraz balowania Twoich znajomych, jednak w ogólnym rozrachunku to całkiem możliwe, że nie wydajesz więcej od nich...
Tak nawiasem przyznam się wam, że książki to moja pięta achillesowa jeśli chodzi o zakupy. Sam fakt ich robienia niespecjalnie mnie rajcuje, od paru lat w domu mi się nie przelewa i odwykłam od potrzebowania czegokolwiek. Przez to zakup czegoś, co nie jest niezbędne do życia, np. nowego ciuchu czy butów (a to przecież też bywa fizyczna konieczność!), boli mnie okrutnie i robię sobie przezeń straszne wyrzuty, bo "szastam pieniędzmi, a w ogóle to mogłam wybrać coś tańszego!". Wyjątek stanowią książki. Jeśli już jest coś warte zakupienia, nie czuję żadnych oporów ni wyprysków na sumieniu. Aż dziękuję wszystkim bogom na Olimpie, że księgarnia w mojej mieścinie jest tak kiepsko zaopatrywana... Gdyby mieli ciekawsze dostawy pewnie wolałabym czytać niż jeść. |
|
|
Neit |
Wysłany: Sob 21:54, 25 Sie 2012 Temat postu: |
|
Mój nałóg chyba niewiele ma wspólnego z marketingiem. Ja się budzę z ogromną, nieodpartą potrzebą posiadania czegoś nowego do czytania/grania i w wyniku tego ląduje w sklepie. Tv nie oglądam (po za discavery), gazet nie czytam (po za informatycznymi), tam ani książek które czytuje ani gier w które grywam nie reklamują. W sklepach w sumie też nie bardzo ta reklama działa, najciekawsze książki tak przykładowo, często upchnięte gdzieś na półce tak, że nawet jak człowiek specjalnie szuka to ma problem żeby znaleźć. Druga sprawa, że ja chyba wyglądam na taką co to romansidła i dramaty obyczajowe czytuje, bo jak ktoś mi coś poleca, to zawsze z takiej tematyki. W ostatnich latach tylko raz trafiłam (w Matrasie) na sprzedawcę z którym sobie na temat s-f i fantastyki podyskutowałam A tak to dno i wodorosty.
Ale jak się tak zastanowić: nie palę, nie piję prawie (ostatnio to nawet w ogóle) to mi się jakieś przyjemności od życia należą nie? Pewnie i tak na dłuższą metę mniej na moją manię książkowo-grową wydaję niż moi znajomi którzy palą i lubią sobie pobalować |
|
|
Olsza |
Wysłany: Sob 18:27, 25 Sie 2012 Temat postu: |
|
To jest wrażliwość na manipulację marketingową! Nie mniej fakt, trzeba to leczyć (bez obrazy). ^^ Chociaż ostatnio ja nie lepsza, może to zjawisko o mniejszej skali szkód w zasobności portfela, ale mam ja taką koleżankę Jolę, z którą blisko mi do Biedronki. Kiedy przechodzimy przez przepastne jej zasoby Jola pyta mnie, co sądzę np. o krokietach ze szpinakiem i czy uważam, że ten ser w plasterkach jest dobry. Przyznam, że nie mam pojęcia, wrażliwa na wszelkie próby manipulowania moją skromną osobą konsekwentnie ignoruję wszelkie reklamy i promocje, kupuję zawsze zgodnie z listą. Tylko ta Jola mnie psuje, bo im dłużej łazimy między pułkami, im dokładniej Jola analizuje (na głos) zawartość tych półek, tym bardziej chce mi się coś kupić... Zaczęłam się łamać na jakieś drobiazgi za 2zł (bez grosza), niby niedużo, ale też zło. Wszak grosz do grosza, a majątek uzbierasz. Wpływ Joli robi się coraz bardziej niebezpieczny!.. |
|
|
Neit |
Wysłany: Czw 21:51, 23 Sie 2012 Temat postu: |
|
Pojechałam do Media Markt po baterię do wagi kuchennej, wyszłam z 2 grami i 2 książkami. To zdecydowanie jest nałóg i chyba trzeba zacząć się leczyć |
|
|
Tradonix |
Wysłany: Nie 15:48, 05 Sie 2012 Temat postu: |
|
Nałogi? Nie palę. Piję, ilość trunku i jego rodzaj zależy od okazji, od piwa przez wódkę po tanie wina ( były takie czasy... ). Rzadko, naprawdę rzadko ( może raz na pół roku ) zapalę trochę trawki ( w sumie nie wiem po co, nigdy jakichś halucynacji czy innych objawów nie miałem ). Czytam często i dużo, najczęściej fantastykę. I największe uzależnienie: komputer ( chociaż nie do końca, chodzę do technikum na profilu technik informatyk więc często po prostu muszę długo "siedzieć na komputerze" ) w tym: gry (MMORPG, RPG, strategie ), anime, filmy, e-booki, serfowanie po internecie.
To chyba tyle aczkolwiek wielce prawdopodobne jest, że coś pominąłem. |
|
|
Olsza |
Wysłany: Pią 16:33, 03 Sie 2012 Temat postu: |
|
Przyszedł czas na rachunek sumienia?
Cóż, ja niewiele mam chyba do dodania jeśli chodzi o średnią nałogów na tym forum, a próbowałam wielu rzeczy. Papierosy nie są w ogóle atrakcyjne, śmierdzi to, dusi, trzeba chyba mnóstwo cierpliwości i chęci przywyknięcia, żeby to świństwo polubić. Alkohol - właściwie też nie dla mnie, po nieśmiałych próbach robi mi się dosłownie niedobrze na widok tych mocniejszych, wino to dla mnie taki jadący octem sok (też fakt, że nie miałam jeszcze styczności z winem naprawdę dobrej jakości), ewentualnie piwo toleruję, więcej - smakuje mi nawet, ale tylko mocne i niektóre gatunki, produkty piwopodobne nie wchodzą w grę , to też raczej forma soczku. Używki chemiczne - miałam kontakt z dwiema, jeden przypadkowy (przy mnie palono trawkę), jeden przymusowy (morfina po operacji to norma). Tyle wam powiem, że ani odjazdu nie było, ani niczego podobnego... Wręcz przeciwnie, po trzecim dniu przyjmowania morfiny dostałam tak przerażających halucynacji, że nie ciągnie mnie do żadnej formy substytutu fantazji. Bo, na marginesie mówiąc, gardzę ludźmi biorącymi narkotyki w ramach chęci polepszenia nastroju czy samopoczucia - witamy w świecie, gdzie najlepsze dragi, darmowe i niegroźne - wyobraźnia - są zapomniane i niedoceniane.
Poza tym nałogowo czytam szczególnie fantastykę, nie umiem żyć bez muzyki (słucham wielu gatunków, toleruję wszystkie oprócz disco - polo), również w formie niekontrolowanego, codziennego nucenia (trochę śpiewam) i ironii. Tak, od tego też można się uzależnić, koleżanka raz wytknęła mi, że "Ty to tylko ironizujesz i ironizujesz!" - zaskoczyła mnie, wcześniej nie zdawałam sobie z tego sprawy. Do tego zielona herbata o smaku kaktusa/ opuncji, co najmniej jeden kubek dziennie. Więcej grzechów nie pamiętam.
A raczej nie skupiam się na doszukiwaniu następnych, bo prawdopodobnie sporo by się tego nazbierało... |
|
|
madzikk86 |
Wysłany: Pon 22:17, 09 Kwi 2012 Temat postu: |
|
A ja ostatnio jestem uzależniona od pudelka , muszę być na czasie z naszymi "celebrytami".
Poza tym książki pochłaniam tonami...
Uwielbiam lody...złooooooo...
Do niedawna słodycze (niestety próchnica - moje zęby 1-0)
Wszelkie newsy o znajomych - muszę być na bieżąco
Ostatnio pochłania mnie oczekiwanie na nowe rozdziały różnych tłumaczeń....
Taaaaaaa, jestem słaba........ |
|
|
Katarzyna |
Wysłany: Pon 15:31, 09 Kwi 2012 Temat postu: |
|
kuszumai napisał: |
fizyka - magnes
chemia - magnez |
Magnes/magnez... w sumie nie wielka różnica... (i to mówi chemik) już się przyzwyczaiłam do tych "pomyłek" u moich uczniów... Szczególnie jak się do egzaminu gimnazjalnego przygotowują i słyszę: "Magnez-struktura krystaliczna, biegun S i N,..." |
|
|