Autor |
Wiadomość |
Miriam |
Wysłany: Pią 22:45, 29 Paź 2010 Temat postu: |
|
Eee, no z tym Windowsem to nie wiem.
UUU Villuś jesteś aktywna społecznie To się chwali. Może ten twój kolega tutor tak tylko chwilowo się o ciebie zamartwia. Wiesz wprowadza cię w tajniki pracy, pomaga, żeby cię zachęcić i żebyś nie zrezygnowała. A może z drugiej strony taki po prostu jest, że wszystkim pomaga. Albo.. ...wpadłaś mu w oko
U mnie: właściwie to jeszcze nie wiem. Poczekam z opinią. Ogólnie miałam już dwa koła, jedną prezentację i kolejne 5 czekają w poczekalni. W tym jedna taka beznadziejna, że nic nie mogę na nią znaleźć. Od poniedziałku do wtorku cały dzień jestem na uczelni (we wtorek nawet do 20.25, gdzie mój ostatni autobus już odjeżdża i muszę jechać innym przez całe miasto), a w środy mam na 7.30 (kutwa muszę wstawać przed 6-tą) |
|
|
Villka |
Wysłany: Pią 21:39, 29 Paź 2010 Temat postu: |
|
U mnie będzie ostro... zgłosiłam się na tutora programu Erasmus xD
Mam się zajmować osobami, które przyjechały do naszego kraju.
Mój podopieczny jest Turkiem (ma ładne imię, którego nie potrafię jeszcze powtórzyć ) i mnie nie potrzebuje.
Potrzebuje natomiast kolegów, imprez i wódki
Uważam, że to niesprawiedliwe, bo chłopak, który mnie namówił na tutora, student anglistyki (poznaliśmy się na spotkaniu osób chętnych na wyjazd na stypendium do innego kraju - okazało się, że trzeba sobie pozbierać punkty kwalifikujące do wyjazdu na stypendium w różnistych dziedzinach, w tym w dziedzinie aktywności społecznej. On - ten chłopak, z którym piszę od początku tygodnia, a którego imienia w sumie nie znam - chce jechać do Hiszpanii i zbiera punkty jako tutor) on nie doś, że jest codziennie komuś potrzebny, to jeszcze jest zapraszany na impreski.
Ba!
Jedna z Turczynek uparła się, że nie pójdzie do fryzjera, jeżeli on nie będzie jej towarzyszył
Ja wiem, że się pieklę o głupotę (bo w sumie nic nie robię, a licznik z punktami bije, natomiast gdybym musiała coś robi to już kompletnie brakowałaby mi czasu na życie ), ale jakoś mi z tym źle, że z mojego telefonu alarmowego korzysta tylko ten student anglistyki, który - co gorsze - się o mnie troszczy np: "jadłaś coś?" albo "Smutno tobie, że nie poszłaś z Turkiem na imprezę? Nie martw się, nie robiliśmy nic ciekawego, w sumie było nudno. Przynajmniej się wyspałaś" albo "może czegoś potrzebujesz ze sklepu, bo za chwilę będę przejeżdżał przez twoje rewiry?"... W sumie koleś jest bardzo, bardzo spoko i nie wysyła takich smsów jakoś strasznie dużo, ale denerwuje mnie, że zamiast stać się jego wsparciem (w końcu gramy w tej samej drużynie - tutor) stałam się jego dodatkową podopieczną.
Ech...
Lapka mam i chyba wcale nie jest tak różowo...
Powiedźcie mi, co znaczy taki komunikat, który wyskakuje podczas instalowania programu, który obwieszcza "To jest 32 bitowy program, którego nie można zainstalować na 64 bitowym Windowsie" O,o... Czy to znaczy, że mój Windows jest zbyt dobry jak na ten program, czy zbyt lamerski, by tak wypasiony program mógł się na nim zainstalować?
Ale co u Ciebie Miriam! Chcę pikantnych szczegółów |
|
|
Miriam |
Wysłany: Pią 20:05, 29 Paź 2010 Temat postu: |
|
Ulalal, zapowiada się u Ciebie ciekawy semestr
Doktorek zaminusował, ciebie nie pamiętać? Nieładnie
I masz laptopa, ty szczęściaro, przynajmniej tobie się udało. |
|
|
Villka |
Wysłany: Sob 20:41, 23 Paź 2010 Temat postu: |
|
Wiem, że mnie nie było długo...
Przeprusiam, drobne problemy... tzn. wdrążałam się w życie studenckie
Mam już 4 projekty do oddania w przyszłym tygodniu, z czego tylko na jeden mam rzeczywisty pomysł, jeden nie wiem jak zrobić (projekt typowo budowany = nie ważne czy ładne wygląda z zewnątrz, ważne, że właściwie mu zaprojektuje bebechy = zero kreatywności, multum zasad i przepisów, których ogarnięcie mnie przerasta... to tak jakby naraz ułożyć wszystkie ścianki Kostki Rubika najtrudniejszy zawsze jest ten pierwszy raz ), a z dwoma pozostałymi totalnie nie wiem co zrobić...
Dodatkowo pozapisywałam się na różniste kursy(za darmo były, więc zapisywałam się na wszystko, co dawali! ): kurs specjalistycznego języka branżowego... w praniu wyszło, że to kurs dla osób biegłych w języku niemieckim, jak się wyda, że ja tylko szprecham iś byn Villka und iś byn achcin jare alt. Kom na hałze kinder machen będzie gorąco - ale ciii Papierek ukończenia kursu będzie i dobrze!
... i jeszcze takie tam inne
Mam angielski ze straszną kobietą O,o ostra, sroga i wymagająca... przy niej nie da się zapomnieć angielskiego, wiec na razie nie narzekam... zobaczymy co kobitka wymyśli w sesji
Zabawne jazzy odchodzą z moim nazwiskiem
Mogę się zapisać do jakiej grupy mi się podoba - dostałam takie fajne, magiczne, pisemko z dziekanatu, które ma Moc Dziekana przez co daje +50 do siły przekonywania i +30 do pancerza obronnego (gdyby komuś na myśl przyszło mnie wywalić z laboratorium ).
Oczywiście wykorzystałam to pisemko bezczelnie zapisując się na wszystkie możliwe zajęcia prowadzone przez mojego ulubionego doktorka od czarnego parasola . Wyobraźcie sobie, że on mojego nazwiska nie pamięta!
Pierwsze zajęcia wyglądały tak:
dr. K: *sprawdza obecność*
Ja: Jeszcze ja! Proszę pana, jeszcze ja!
dr. K: Ty? Ale nie mam ciebie na liście... Co ty w ogóle tutaj robisz? O,o
Ja: Wiem, że mnie nie ma. *piękny uśmiech* Ale mam tutaj takie pisemko...
dr. K: *odsuwa się od mojej wyciągniętej ręki z pisemkiem* Wsadź to sobie gdzieś! Zabierz to stąd ! Weź ten papierek!
Ja: ... (ale zabrałam papierek.. O,o... papierofobia?)
dr. K: Dobra, jak ty się nazywasz? *wyciągnął karteluszek z listą, uśmiecha się uroczo i czeka, aż mu podam moje pełne nazwisko*
... podałam... Borze Szumiasty!... podawałam 5 razy. Literowałam. No tragedia, nie potrafił tego zapisać, cała grupa się z niego śmiała.
To raptem kilka literek, ale głównie spółgłoski, więc w sumie problem mógł by, ale nie tak wielki...
Tego samego dnia, dwie godziny później, na kolejnych zajęciach prowadzonych przez dr. K. - weszłam do sali i usiadłam naprzeciw jego stolika, w pierwszej ławce i suszę zęby.
On wchodzi, otwiera swoją teczkę, wyciąga kartki z listami (w okropnym nieładzie te kartki były), przez 10 minut szukał długopisu (dlatego moja nowa grupa odebrała pierwsze - mylne - wrażenie, że facet jest zbyt zakręcony, by mógł czegoś przydatnego nas nauczyć), znalazł go, odnalazł odpowiednią listę i podniósł głowę. Nasze spojrzenia się spotkały, chciał coś powiedzieć, ale gdy mnie rozpoznał (i zobaczył złośliwy uśmieszek sasasa ) zamknął buzie, zmrużył oczy, wycelował we mnie długopis i rzekł "Teraz już wiem, jak zapisać twoje nazwisko!".
Brzmiało jak groźba.
Naskrobał coś na kartce, rozsiadł się na krześle i przywołał mnie palcem na krzesło obok niego. Tak władczo i wyzywająco to zrobił . Na konsultacje. Oczywiście konsultacje były świetne... Jaką ten facet ma wiedzę! Strasznie dużo rzeczy wyłapuje... po prostu mu zazdroszczę...
Chciałabym w przyszłości być tak dobrym specjalistą jak on...
Imponuje mi.
Tydzień później ponownie przychodzę na zajęcia, siadam w pierwszym rzędzie, na przeciwko niego. On czyta listę i z listy wywołuje studentów na konsultacje. Ile razy wyczytuje nazwisko dziewczyny patrzy na mnie "trafiłem?", a ja kręcę głowa "nie, to nie ja doktorku".
W rezultacie wyczytał wszystkich. Zostałam ja i takie "ciacho" z mojej grupy (posępny, wysoki, czarnowłosy, krzaczastobrwy i cholernie mi pasuje do wizerunku dżentelmena z wiktoriańskiej Anglii ... tym czasem, on nosi zwykle jaskrawe kolory i sprawia wrażenie sympatycznego, ale strasznie nieśmiałego... w sumie jest zbyt nieśmiały by zweryfikować czy jest sympatyczny ) i pan dr. K. mówi "Choć tutaj Agata!".
-Ale ja nie jestem Agata.
-Agata weź przestań się zgrywać, choć tutaj. Zobaczymy co tam stworzyłaś. (serio - puścił oczko )
-Nie jestem Agata
-Jak to? O,o... Mam tutaj napisane Agata FFF.
-Tak, fajnie, jestem FFF, ale nie Agata tylko Villka!
-Eee... w sumie to nie ważnie. Choc tutaj. Od dzisiaj będziesz Agata.
-Nie jestem Agata! Walczę o swoja tożsamość !
-Czemu więc tutaj pisze Agata, co Villko?
-Nie wiem. Pan to pisał Ja mówiłam panu, żem jest Villka
-... hymm... Ale Agata tobie pasuje...
-... =.= Agata to moja siostra... Też studiuje w tym mieście. Kosmetologię.
-Oż wy FFFówny! Oż wy! Podesłałaś siostrę bliźniaczkę na ostatnie zajęcia! Robicie mnie w jajko! Oż wy! Cho tutaj FFFówna, zemszczę się - zauważę każdy błąd na twoim projekcie.
No i się mścił
Oczywiście, kiedy udowadniałam, że to on popełnił błąd, a nie ja udawał, że dostał smsa
Później, wieczorem, tego samego dnia, na kółku zainteresowań koleżanka zapomniała mojego nazwiska. Potrzebowała go żeby uzupełnić listę kontaktów członków naszego klubu. Podałam i zaległa cisza. Koleżanka otworzyła szeroko oczy i zapytała "że jak!?". Powtórzyłam. A dr. K. mówi niewinnie "Tylko pamiętaj, że jej imię to Villka, a Agata to jej siostra. Studiuje we Wrocławiu. Kosmetologię." xD Ja zaliczyłam glebę, dr. K. też się rozbawił, a reszta próbowała dojść do tego jak poprawnie zapisać moje nazwisko.
Doprawdy, zaczęłam doceniać jakie to szczęście, że dotychczas moje nazwisko było drukowane na listach i co najwyżej błędnie odczytane...
Przez ostatnie trzy tygodnie literowałam swoje nazwisko częściej niż przez ostatnie 10 lat
Tak się przyzwyczaiłam do tego literowania, że na zajęciach z rysunku artystycznego (kiedy się całkowicie oddaliłam do "swojego świata" - absolutnie skoncentrowałam się na rysunku - akt męski był ) prowadzący zapytał mnie "Przepraszam, pani się dzisiaj zapisała do mojej grupy, czy może pani powtórzy jak swoje nazwisko?", a ja odparłam: "Vał-I-eL-eL-Ka-A" (oczywiście nie imię przeliterowałam, tylko nazwisko).
...I zapadła taka dziwna cisza podczas której pan magister próbował otrząsnąć się z szoku (albo zastanawiał się, czy jestem szurnięta, czy może sobie z niego robię żarty), a ja sobie zdałam sprawę, że wyszłam na idiotkę. W każdym razie patrzyliśmy na siebie ze śmiertelną powagą. W końcu magister grzecznie poprosił, żebym powtórzyła.
Napięcie zeszło, roześmiałam się - do reszty dopełniając swój wizerunek wariata - powtórzyłam. Zapisał, ale jakoś się tak na mnie od tamtej pory dziwnie patrzy. No i nie podchodzi do mnie bliżej niż na metr
Odkupiłam się co prawda przynoszą pracę domową - powiedział, że prace są super i mogę je załączyć do swojego portfolio
Ech...
Bo pana z rysunku też zmieniłam (co można wywnioskować z powyższego) - stwierdziłam, że jeżeli dostałam najwyższe oceny u innych panów od rysunku, to znaczy, że się już nie rozwijam. Zapisałam się więc na zajęcia do najbardziej wymagającego faceta z rysunku
Będzie ciekawie - do końca miesiąca muszę odda kilka aktów i rzeźbę
Em... co u mnie jeszcze...
Mam masę roboty, w tym tygodniu była u mnie kuzynka, która wróciła z Korei - było całkiem fajnie, tylko, że z czasem nie bardzo wyrabiałam...
Jej młodszego brata (tego mojego kochanego kuzyna, który jeździł ze mną na motorze) widziałam może przez godzinę . Przywiózł do Polski swoją dziewczynę żebym ją poznała... urocze. Szkoda, że tak krótko się widzieliśmy... Ech...
Moje współlokatorki są chore, co oznacza, że ze studenckiego wieczorku z lampką wina nici
Khem khem... co tam jeszcze.... są konkursy plastyczne w których być może wezmę udział, razem z kółkiem doktora K. startujemy do konkursu z ASP - będziemy rzeźbić w świetle (jeszcze do końca nie wiem co i jak... nawet nie wiemy co to znaczy. Na razie skupiamy się na wyłudzaniu od Phillips żarówek i lamp wszelkiego rodzaju Więc można powiedzieć, że przez kilka godzin tygodniowo zajmuje się żebraniem ).
Chciałabym znaleźć pracę... Eh...
Boleję nad tym, że nie mam czasu czytać... tzn. znalazłam kilka ciekawych pozycji z którymi zaraz udam się do Biblioteki, ale nie mam siły czytać.
Kupiłam sobie "Odnaleźć Swą Drogę" z sentymentu (chociaż twierdziłam, że nie kupię >.<), ale wieczorami po przeczytaniu kilku kartek zasypiam.
No właśnie - strasznie dużo śpię... nie wiem czemu. Wiecznie jestem niewyspana i zmęczona
Przedwczoraj wpadła do nas moja koleżanka, studiująca dietetykę - opierzyła nas wszystkich z góry na dół za złe nawyki żywieniowe. Ja wyszłam na tą najlepiej żywiącą się (moje współlokatorki jadają pizzę na przemian z frytkami... codziennie , a ja mam w lodówce same warzywa i kilka plastrów polędwicy ), ale zgnębione koleżanki zakapowały, że pijam kawę na pobudzenie... no i dostałam wykład na temat "jak zastąpić filiżankę kawy, której nie lubię i wypijam jednym haustem na pobudzenie, poprzez przerzucenie się na zieloną herbatę parzoną do 3 minut"... Ech...
Wyszłam na kawoholika...
Aha - jeszcze mój komputer w międzyczasie się rozwalił, naprawiałam go długo... a teraz znowu mogę włączać YouTube'a
No i... dzisiaj mama zrobiła mi niespodziankę (do tej pory nie mogę uwierzyć)... dostałam laptopa... Eh... Boje się go dotykać... podziwiam go z odległości metra... Wydaje mi się to tak... nierzeczywiste... Boję się, że zniknie... Albo, że istnieje tylko wtedy, kiedy się na niego patrzę...
... mam swój osobisty komputer...
Niesamowite...
Co u innych studentek!?
Jak sobie radzicie?
Czym nowy semestr Was zaskoczył? |
|
|
mroczna88 |
Wysłany: Pon 16:33, 02 Sie 2010 Temat postu: |
|
Miałam raz fajnego ćwiczeniowca... Jego tekst na pierwszych zajęciach:
"Zmorą mojego życia są studentki. Im się wydaje, że jak przydją, zamachają dekoltem, zamrugają, uśmiechną się i przedstawią co poniektóre inne walory, to dostaną zaliczenie. Drogie panie, zasada jest jedna - zaliczacie albo przedmiot, albo mnie" xD
Położył mnie na łopatki, zwłaszcza, że niektóre dziewczyny miały nietęgie miny i potem, of cors, jechały po nim. |
|
|
alicee |
Wysłany: Wto 16:06, 26 Sty 2010 Temat postu: |
|
Strzyga napisał: | alicee napisał: | Że Warneńczyk ponoć nie zginął pod Warną, tylko uciekł polować na morświny. (...)że Henryk Walezy sypiał kolejno ze swoją matką, siostrą i bratem, i tak dalej... |
Ło, a o takich akcjach to nie słyszałam
|
Z tymi morświnami to nieprawda, tylko taka hipoteza... No, z dynastią francuską ponoć prawda |
|
|
Nati1313 |
Wysłany: Pon 20:28, 25 Sty 2010 Temat postu: |
|
alicee napisał: | E, to jeszcze nie jest takie znowu zawiłe
Że Warneńczyk ponoć nie zginął pod Warną, tylko uciekł polować na morświny. O dzieciach Augusta. Że się powstanie (hm, teraz to już nie wiem które, listopadowe chyba ) zaczęło od podpalenia browaru, że Henryk Walezy sypiał kolejno ze swoją matką, siostrą i bratem, i tak dalej... |
No dobra... TO jest zawiłe... |
|
|
Strzyga |
Wysłany: Pon 17:53, 25 Sty 2010 Temat postu: |
|
alicee napisał: | Że Warneńczyk ponoć nie zginął pod Warną, tylko uciekł polować na morświny. (...)że Henryk Walezy sypiał kolejno ze swoją matką, siostrą i bratem, i tak dalej... |
Ło, a o takich akcjach to nie słyszałam
O Leszku słyszałam jak najbardziej, to popularna anegdota historyczna jest. |
|
|
kuszumai |
Wysłany: Pon 17:38, 25 Sty 2010 Temat postu: |
|
Że Leszek Biały nie pojechał na wyprawy krzyżowe, bo tam piwa nie było? |
|
|
alicee |
Wysłany: Pon 17:24, 25 Sty 2010 Temat postu: |
|
E, to jeszcze nie jest takie znowu zawiłe
My zabijamy naszą nauczycielkę historii, kiedy pisząc na sprawdzianach albo odpowiadając ustnie, mówimy tylko o najgłupszych rzeczach, jakie nam opowiedziała. Że Warneńczyk ponoć nie zginął pod Warną, tylko uciekł polować na morświny. O dzieciach Augusta. Że się powstanie (hm, teraz to już nie wiem które, listopadowe chyba ) zaczęło od podpalenia browaru, że Henryk Walezy sypiał kolejno ze swoją matką, siostrą i bratem, i tak dalej... Bo nasza historyczka to bardzo wesoła kobieta jest. ^^ |
|
|
Nati1313 |
Wysłany: Sob 18:34, 23 Sty 2010 Temat postu: |
|
Wow ... jakie zawiłe |
|
|
Wredniak |
Wysłany: Sob 17:28, 23 Sty 2010 Temat postu: |
|
Neit napisał: | Wredniak, a tłumaczyli Ci że nie istniejesz? |
Chyba nie.
Ale tłumaczyli mi, że nie mogę być pewien czy torba, którą dotykam jest tą samą torbą którą widzę, że dotykam.
Albo, że jak wyrzucę torbę za drzwi i je zamknę to ta torba przestaje istnieć. ^^ |
|
|
Optymistka^^ |
Wysłany: Sob 15:25, 23 Sty 2010 Temat postu: |
|
Mój za to wali teksty w stylu: "bo Cyceron to był taki trochę łysy", "Córka Oktawiana była puszczalska" lub "Pamiętniki Cezara były hiciorem". No, ale to się już robi offtop w offtopie, więc wrócę do filozofii.
Jak czytam to co wysłał Wredniak to generalnie rozumiem i wiem o co chodzi, ale równo mi się chrzani i filozofii nie cierpię.
A'propos pytania Neit: mam w klasie gościa, który twierdzi, że cały świat jest iluzją a tylko on sam jest prawdziwy. |
|
|
Strzyga |
Wysłany: Sob 13:57, 23 Sty 2010 Temat postu: |
|
Mój historyk fajnie opowiadał o Auguście II Mocnym - "Miał jedno dziecko z prawego łoża, około dwóch setek z nieprawych..." |
|
|
kuszumai |
Wysłany: Sob 13:11, 23 Sty 2010 Temat postu: |
|
Przynajmniej alimentów nie musiał płacić...
najlepiej miał Ramzes XII - kilkadziesiąt dzieciaków, a jak jakaś przylazła mu do pałacu z bachorem, to dawał jej gospodarstwo i dalej się zabawiał. |
|
|