|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
mroczna88
Bakałarz I stopnia
Dołączył: 01 Sie 2010
Posty: 977
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 10:41, 09 Gru 2010 Temat postu: Dragon Ball i Dragon Ball Z (GT wykluczone jako herezja) |
|
|
Dragon Ball
Anime opowiada historię małego chłopca, Son Goku, który pewnego dnia spotyka na swojej drodze szaloną nastolatkę-geniusza i wyrusza z nią na poszukiwanie Smoczych Kul, które mogą spełnić każde życzenie... Na swojej drodze spotykają zarówno przyjaciół, jak i wrogów, wszystko jednak jest wesołą przygodą.
Seria liczy 153 odcinki.
Dragon Ball Z
Kontynuacja przygód Son Goku, Bulmy, Krillana i spółki. Tym razem jednak robi się nieco poważniej - pojawiają się przybysze z kosmosu, tajemniczy Sayianie (a z nimi mój kochany Vegeta - musiałam to dodać xD).
Seria liczy 291 odcinków (w wersji starej, nie Kai).
Dlaczego to wrzucam? Bo to absolutny klasyk. Zapoczątkował wiele motywów, które obecnie są używane w świecie m&a (taki Genialny Żółw był wzorem dla innych senseiów-zboczeńców np. Jiraya), mało tego - robił to w tak zabawny, łagodny i ciekawy sposób, że obecnie serie starające się naśladować pewne motywy są lata świetlne za DB.
Świetnie stworzone charaktery, grafika - jak na tamte czasy - całkiem dobra, muzyka może i nieco monotonna, ale przyjemna dla ucha i gdy ponownie się ją usłyszy, to nie można jej pomylić z niczym innym i humor - o, przepraszam- Humor, bo to musi być przez duże "H".
Co wy sądzicie o tej serii? Ja dzięki niej absolutnie pokochałam m&a, które wcześniej jedynie lubiłam. Ona jest moim wyznacznikiem dobrego shounena, a to - niestety dla mnie - bardzo wysoki poziom. Dzięki DB też widzę, jak z wiekiem zmieniły się moje upodobania Mając lat 10 czy tam 11 podkochiwałam się w Son Goku (którego dalej uważam za przystojniaka ), ale od kilku lat jestem absolutnie zakochana w Vegecie xD Wtedy też bardziej interesowało mnie kto komu dał po gębie i kto zwycięży (teraz też mnie to interere, ale mniej), a teraz bardziej śledzę relacje między bohaterami i wyciągam wnioski, do których nie doszłabym kilka lat temu.
I to są właśnie te dwie rzeczy, które wyróżniają tę serię nad inne:
1. Ponadczasowość - Będę miała lat 80 i pewnie dalej będzie mi się podobało, choć z zupełnie innych względów. To jest dla osób w każdym wieku, bo po prostu każdy znajdzie tam coś dla siebie. Nie jest to typowa nawalanka z coraz to silniejszym wrogiem, a bohaterowie mają coraz to bardziej wyrąbane w kosmos moce, które przekraczają pojęcie zdrowego rozsądku. Nie, tu relacje między bohaterami są subtelnie zaznaczone i trzeba doszukiwać się niektórych z nich, co mnie osobiście urzeka.
2. Boys, boys, boys - Czyli Samce. Bo to nie są chłopcy, to nie są mężczyźni, to są Samce Bez urazy dla tych, którzy oglądają, ale to nie są płciowo bliżej nieokreślono twory, jak w Vampire Knight, czy w Ouranie i innych dziwnych seriach. Patrzenie na Goku, Vegetę, Yamchę, Trunksa, dorosłego Gohana, Piccollo czy - tak, ma swoje momenty - nawet Krillana, to czysta przyjemność dla kobiecego oka. Nie dość, że wyglądają jak mężczyźni, to jeszcze nawet zachowują się, jak należy, a każdy z nich ma inny charakter i - chwała Toriyamie za to! - nie użala się nad sobą, bo jakaś-tam-kobitka nie chce na niego spojrzeć. Swoją drogą postacie kobiece też są świetne - mocne, silne i panujące nad znacznie silniejszymi fizycznie facetami (nie liczę do tej ostatniej kategorii C18) bez problemu, a przy tym wyraźnie kobiece
Dobra, rozgadałam się, teraz wasza kolej (Vill, liczę, że walniesz przemowę na minimum 1000 stron xD)
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez mroczna88 dnia Czw 10:45, 09 Gru 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Aduu
Bakałarz IV stopnia
Dołączył: 27 Mar 2010
Posty: 539
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Przybiernów Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 14:32, 09 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Dragon Ball dla mnie był sposobem na życie, jeszcze za szczeniaka. Jakby to było wczoraj, pamiętam z jakim zapałem wracałam ze szkoły do domu, rzucałam plecak w kąt i biegłam ile sił miałam w nogach do przyjaciółki, która jako jedyna w wiosce miała RTL7 Obie, po uszy, zakochane byłyśmy (i nadal jesteśmy xD) w tych męskich i cudownie pachnących testosteronem bohaterach, chociaż każda z nam ma swojego faworyta. Ona podkochiwała się w Gotenie, a ja ledwo utrzymywałam serce w piersi, kiedy na ekranie pojawiała się zielona piękność o spiczastych uszach i przykuwających wzrok czułkach. Tak, o Piccollo chodzi. "Szatan Serduszko Junior", jak głosił polski przekład jego imienia, jest jedną z postaci, które zawładnęły mną dogłębnie. Nie do końca zły, a jednak nie jest także dobrą osobą. Balansuje na pograniczu i jest piekielnie seksowny. I trzeba mu przyznać, że ma podejście do dzieci. Wystarczy przypomnieć sobie, jak opiekował się Gohanem po śmierci Goku. Jak się poświęcił, by z mazgaja zrobić prawdziwego wojownika. No i więź, jaka między nimi powstała, okazała się być niezniszczalna. Jak na moje oko to Piccollo był dla Gohana jak ojciec chrzestny Kochał go, na swój dziwaczny sposób i to było piękne. Do tej pory poruszają mnie sceny, w których widoczne jest to ich przywiązanie do siebie. Cudo ^^
Wychowałam się na tym anime, więc na zawsze pozostanie w moim sercu i nawet, kiedy będę miała setkę na karku (chociaż szczerze wątpię, że dożyję tak sędziwego wieku), z miłą chęcią i kołaczącym sercem nadal będę wracała do tego świetnego zabijacza czasu. Masz rację, to anime jest ponadczasowe. Nigdy nie umrze, a z roku na rok przybywa mu coraz więcej wiernych fanów. Udało mi się nawet wpoić je moim kuzynom, którzy przygodę z anime zaczynali od serii Naruto.
Może to śmieszne, ale po każdym odcinku zawsze z przyjaciółką wybiegałyśmy na dwór i w ogrodzie bawiłyśmy się do zachodu słońca w Dragon Ball'a. Udawałyśmy, że jesteśmy np. siostrami z Namek, jakimś cudem żyjącymi kobietami z tej planety, albo pochodziłyśmy z przyszłości i pomagałyśmy bohaterom walczyć z wrogami. Głownie rozwijałyśmy wątki miłosne, których, wtedy dla nas, wcale nie było. Teraz, z perspektywy czasu i jakiegoś minimalnego doświadczenia, wyłapuje się subtelnie ukryte uczucia poszczególnych bohaterów. Ehh... aż mi się zatęskniło za tymi szalonymi i beztroskimi czasami ^^
A tak na poważnie, kocham tę serię. Jest legendą, podwaliną każdego następnego anime, przynajmniej dla mnie. Znam wiele osób, które swoją przygodę z m&a zaczynały właśnie od Dragon Ball'a, a ja jestem jedną z nich.
EDIT:
A, jeszcze mi się przypomniało Było jednak coś w DB GT, co mi się podobało. Muszę przyznać, że kawałek z openningu jest świetny! ^^
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aduu dnia Pią 3:12, 10 Gru 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
mroczna88
Bakałarz I stopnia
Dołączył: 01 Sie 2010
Posty: 977
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 11:52, 10 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Opening i kilka scen Trunksa były w GT dobre (ale to ostatnie jest całkowicie zasługą tego, że ciacho z niego pierwsza klasa).
Tak, więź Gohana z Piccolo jest cudowna, ale - szczerze powiedziawszy dopiero kilka lat temu zwróciłam na to uwagę i doszłam do wniosku, że nawet jeśli Goku jest najsilniejszy, najśmieszniejszy i w ogóle, to i tak dupa z niego, a nie mąż i ojciec. Miał wszystko - kochającą go żonę i syna, a i tak wolał trening w zaświatach od powrotu do żywych. I nie sądzę, by wiele o nich myślał przez ten czas. Już nawet "Prince of all Assholes" (jak został nazwany w jednym z fików xD) był lepszy. Może nie wylewny, ale siedział w domu na zadku i był, kiedy go potrzebowali (nie licząc wpadki z Majin).
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aduu
Bakałarz IV stopnia
Dołączył: 27 Mar 2010
Posty: 539
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Przybiernów Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 13:17, 10 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Trunks jest w końcu pierworodnym Vegety, więc musi być z niego ciacho. Jaki ojciec taki syn, nie?
Szczerze mówiąc, ja także na początku nie zwróciłam uwagi na ich więź. Byłam w zbyt dużym szoku: Poccollo wziął pod opiekę Gohan! xD Niby tak nienawidził Goku, co przypominał na każdym kroku, a zaopiekował się jego synem. Coś mi tu nie pasowało. Ale można powiedzieć, że właśnie Gohan odmienił Piccollo i odwrotnie. Ta więź działała w obie strony, co na dobre im wyszło.
Swoją drogą, jak słyszę piosenkę Gohana o nauce i Piccollo, to serce mi się raduje. Taki słodki utwór ^^
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
mroczna88
Bakałarz I stopnia
Dołączył: 01 Sie 2010
Posty: 977
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 13:27, 12 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
W ogóle jakoś wszyscy nienawidzą Goku, a się z nim przyjaźnią xD
Co do Szatana Serduszko (nie mogę się od tego uwolnić xD) to on trochę przesadzał z tą swoją złością na świat. Był spoko, był spoko, ratował wszystkim dupę, był spoko, nagle drze ryja, że jest zły i w ogóle, jest spoko =.=
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aduu
Bakałarz IV stopnia
Dołączył: 27 Mar 2010
Posty: 539
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Przybiernów Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 14:30, 12 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
No wiesz, Piccollo czuł lekki niesmak po tym, jak uratował Goku tyłek i wyświadczył przysługę całemu światu. W końcu jego ojciec był straaaaaasznie zły. Może bardzo chciał być taki jak on. Jak to zwykle bywa, chłopcy chcą by ich ojcowie byli z nich dumni. No a że był zrodzony ze złej mocy i powiązany z Kami-sama, który jakby nie patrzeć był baaaardzo dobry, to chciał być tym, kim mu było przeznaczone być. Ale mu nie wyszło. I pewnie dlatego wiecznie powtarzał, że jest zły i nienawidzi Goku ^^ Zawsze miałam wrażenie, że w pewnym momencie porzuci dobrą stronę i przyłączy się do jakiegoś kretyna, któremu marzyła się władza nad światem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
mroczna88
Bakałarz I stopnia
Dołączył: 01 Sie 2010
Posty: 977
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 11:29, 14 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
To mógłby zgadać się z Vegetą
A na poważnie - co do Szatana, to nigdy nie odniosłam takiego wrażenia. Nie licząc jego wpadki z próbą zniszczenia Goku, to cały czas byłam na 100% pewna, że on jest tym dobrym
Ale i tak największym szokiem dla mnie był Majin Vegeta. Siedziałam jak głupia przed telewizorem i tylko: "co?! CO?! COOOOOO?!" xD
A z motywów, które bardzo mi się podobały to uwielbiałam fillery - odcinek z nauką jazdy (reakcja na Szatana Serduszko była za mocna), Gohan w szkole i Supergalaktyczny Wojownik... To właśnie jest to, co odróżnia Toriyamę od reszty shounenowców - on tworzy coś, co jest i poważne, i zabawne, i smutne.
Próbowałam oglądać Dragon Ball Kai, ale... Cóż, nie podobało mi się. Zrobili z tego taką typową napierdalankę, kto komu i za co da po gębie, a fillery i sceny, które mnie osobiście wydają się potrzebne, zostały wycięte. Może i grafika lepsza, może i seyiuu japońskie bardziej mi się podobało od francuskiego (zwłaszcza głos Vegety), ale fabuła została mocno spłycona. Choć fakt, że wycięli meeeeega długą walkę z Freezerem jest super xD
A teraz etap ślinienia się:
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aduu
Bakałarz IV stopnia
Dołączył: 27 Mar 2010
Posty: 539
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Przybiernów Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 14:15, 15 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Przez ciebie ośliniłam klawiaturę!! Za karę, kupisz mi nową xD
Szczerze? Uwielbiam Vegetę (choć i tak Piccollo wiedzie prym ;P). To jego mocne stąpanie po ziemi, ten burzący krew testosteron. No po prostu ten facet przyprawia mnie o gęsią skórkę ;]
Ale najbardziej rozłożył mnie widok Vegety w różowej koszuli z napisem na plecach "Bad Man" Wyglądał słodko ;P
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
mroczna88
Bakałarz I stopnia
Dołączył: 01 Sie 2010
Posty: 977
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 15:42, 15 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Wiesz, mówi się, że róż mogą nosić tylko i wyłącznie prawdziwi mężczyźni i on jest na to dowodem
Kanarkowo-żółte spodnie i chamsko różowa koszula, ale i tak patrzy się na niego i myśli "ale ciacho"
Oglądam teraz sagę Androidów i uwielbiam ten jego sadystyczny uśmieszek...
Ale tak teraz dotarła do mnie jedna rzecz, która jest dość śmieszna. Czy nikogo nie zdziwiło, że wszyscy kosmici ze wszystkich serii mówili tym samym językiem? xD
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez mroczna88 dnia Śro 15:47, 15 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aduu
Bakałarz IV stopnia
Dołączył: 27 Mar 2010
Posty: 539
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Przybiernów Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 23:18, 15 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Mroczna, bo oni od lat szkolili się na Ziemski język (nie to żebym się czepiała, chociaż na Ziemi języków jest sporo xD) ;P
Ale przyznaję, Vegeta jest jednym z tych, którzy mogą pozwolić sobie na kontrowersyjne wdzianko i nadal będą wyglądać seksownie ;D No i ten uśmiech... I to jego burczenie pod nosem xD Wcale się nie dziwię Bulmie, że się na niego połasiła ;D Nie dość, że jest na co popatrzeć (to ciało mówi samo za siebie) to jeszcze facet ma wybuchowy temperament. I jest arogancki. I pewny siebie. Znajdziesz teraz takiego na Ziemi? ;D
Ja mam w planach obejrzenie całej serii DBZ, ale muszę poczekać na dogodny moment, by nikt mi nie przeszkadzał. Chciałabym znów wyłapać wątki, które nie rzucają się w oczy. No i czasami żałuję, że związki typu Vegeta-Bulma, Goku-ChiChi nie są jakoś tak, no... rozszerzone. Uczuć można się jedynie domyślać, a czasem przy dobrym anime miło by było popatrzeć na jakiś romans. Przynajmniej ja tak mam xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
mroczna88
Bakałarz I stopnia
Dołączył: 01 Sie 2010
Posty: 977
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 13:02, 17 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Taaak... Toriyama powinien dostać kopa w zadek za to, że ominął te ciekawe wątki. No, wątek ChiChi i Goku został bardziej rozwinięty, niż ten Vegety i Bulmy, no ale Vegeta w ogóle nie okazuje uczuć (nie licząc wściekłości po zabiciu Trunksa przez Komórczaka i momentu śmierci w Buu-sadze).
Co do Goku, to doszłam do wniosku, że on wcale taki fajny nie jest. Znaczy się - przystojny, ma swoje momenty - ale irytuje mnie fakt, że tak łatwo porzuca swoją rodzinę. Weź Vegetę - Książę Sayian, dla niego trening i walka to podstawa życia, ale nawet on zostaje na Ziemi i nie wyrusza co pięć minut w kosmos/zaświaty/Kami-jeden-wie-gdzie. A Goku sobie chciał zostać martwym i zwisało mu, że ma żonę, dziecko i kolejne dziecko w drodze... Takie trochę nie fajne. Nawet bardziej, niż nie fajne.
Ale i tak z rodziny Goku najbardziej podoba mi się Broly...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aduu
Bakałarz IV stopnia
Dołączył: 27 Mar 2010
Posty: 539
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Przybiernów Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 14:42, 18 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Taaa, masz całkowitą rację. Mimo, że to o Vegecie mówiło się, że jest egoistycznym dupkiem (wiele razy słyszałam te słowa z ust kuzyna, który jest mega fanem Goku i nie da na niego złego słowa powiedzieć xD), to jednak Son Goku go przebija. Zostawia wszystko, co ma, na Ziemi, by poćwiczyć w Zaświatach u Kaito, albo w tej śmiesznej sali treningowej u Kami-sama. Centralnie porzuca rodzinę! I gdzie tu z niego bohater? No dobra, przynajmniej ja go nie widzę. Jednak z drugiej strony... Gdyby nie zostawiał ich wszystkich samych i bezbronnych, reszta jego przyjaciół nie miałaby za bardzo co robić. Oglądając całą serię miałam wrażenie, że to Goku jest tym najwspanialszym, najważniejszym i w ogóle... ochy i achy!, bijcie pokłony przed tym super gościem.
Kiedy po raz pierwszy ujrzałam odcinek DB to mnie wmurowało, a potem wybuchłam śmiechem. To była chyba saga z Buu, nie jestem pewna. W każdym razie, przez pięć minut w milczeniu razem z przyjaciółką gapiłyśmy się w telewizor, zupełnie nie rozumiejąc co oglądamy. No dobra, była to "bajka", goście prali się po ryjach, dobro walczyło ze złem. I tyle. I mój tekst chwilę później, kiedy Goku wylądował w jakiejś ścianie i wydawał te śmieszne odgłosy: " A co on tak kyka i kyka?" xD Miałam przełączyć od razu, ale w kadrze pojawił się Piccollo. Zamarłam, wpatrując się w tego "kosmitę". Po tym wydarzeniu dorwałyśmy wszystkie trzy serie (tak, GT też było obowiązkowe) i stałyśmy się typowymi otaku. Nic dodać, nic ująć. Chwyciło na za serca i tak tkwimy. Jak dla mnie Dragon Ball jest jak narkotyk.
;D Słodkie, przyznaj. ) Każdy fragment, w którym pojawia się Piccollo i Gohan jest dla mnie jak miód na serce. No takiego oddania to ja nigdzie już nie widziałam.
Ubóstwiam ich i tyle ;D
A tak przy okazji, jakie były twoje odczucia po obejrzeniu "Dragon Ball Evolution"? Chodzi mi o ten film, który tak strasznie skaszanili, że nie dało się tego nawet obejrzeć.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Villka
Arcymag.
Dołączył: 28 Lut 2010
Posty: 2166
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z piątej gwiazdy na lewo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 0:04, 20 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
mroczna napisał: | (Vill, liczę, że walniesz przemowę na minimum 1000 stron xD) |
Hehehe
Jak to zwykle ja.
Sama tego chciałaś...
DBZ... hymm...
Gdzieś kiedyś opublikowano felieton traktujący o tym fenomenie. Fenomen w Japonii zmieścił się w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia, natomiast do Europy jakimś dziwnym zrządzeniem losu trafił dopiero po roku 2000 (co jest o tyle dziwne, że „fenomenalnośc” i niesamowitość Smoczych Kul wyznacza po dziś dzień standardy dla azjatyckich komiksów i animacji – o czym pisnęła zresztą mroczna).
We wspominanym felietonie przedstawiono obserwacje: zbliżała się godzina 15:30, a wszystkie podwórka pustoszały. Dzieciaki z wypiekami na policzkach oglądały RTL7, a po sensie wybiegały na dwór podzielić się wrażeniami z rówieśnikami.
Dorośli – też potrafili się wciągnąć w Dragon Ball. Wszyscy: przedszkolaki, dzieciaki z podstawówek, gimnazjaliści, uczniowie szkół średnich, studenci...
Zabawne, że fabuła DB była po prostu ujmująco banalna!
To nie było coś, co wymagało od widza/czytelnika czujności i przebiegłości. Nie, nic z tych rzeczy. Wystarczyło wsiąknąć w prostotę tego świata: w dobro i zło, w walkę o lepsze jutro. No i w wiarę w przyjaźń.
To właśnie podczas wydawania DB na łamach najsłynniejszego japońskiego tygodnika publikującego komiksy – Shounen Jumpa (w wolnym tłumaczeniu „Chłopięcy skok”) ustalono jakie wartości czytelnicy sobie najbardziej cenią w historiach: walkę, przyjaźń, miłość. W tej kolejności.
Cóż... to bardzo japońskie i jakby nie patrzeć: właśnie w ten sposób jest powartościowany świat Akiry Toriyamy. Tylko, że u niego nic nie jest zniekształcone... well przynajmniej żadne uczucie nie jest zniekształcone, jeśli chodzi o wygląd postaci to głowy dawać nie będę .
Walczą o to by chronić drogie osoby, bliskich, przyjaciół, tych, którzy sami nie są w stanie się obronić.
Przyjaźń motywuje bohaterów do działania i pozwala żywic nadzieję na pomyślne osiągnięcie ich zamierzeń. Przyjaźń to dla nich więcej niż po prostu wsparcie.
Miłość wzbudza potrzebę troski, ochrony... mówi im kim naprawdę są. To dla miłości walczą ramię w ramię wraz z przyjaciółmi.
Te wartości stały się mottem Shounen Jumpa i jakby podstawowym wymogiem stawianym przed historiami, które toczą bój o możliwość publikacji na łamach tygodnika.
DragonBall zrobił wielkie BOOM w świecie anime i mangi. WIELKIE.
Wywrócił do góry nogami cały świat: trudno go było zdefiniować.
Walka kojarzyła się z samurajami, bokserami, karatekami.
Ale walka w świecie scien fiction?
Kosmici? Chińskie legendy?
Satyryczne wstawki rodem z komedii dla nieletnich?
Zdegradowanie głównego bohatera?
To od początku kopało. Ale nikt się chyba nie spodziewał, co będzie najmocniejszym asem DB: kilka pokoleń bohaterów.
Sama idea jak dla mnie brzmi kiepsko... bo to autor nie ma pomysłu co zrobić ze swoim bohaterem, którego możliwości wyczerpał do cna, więc wymanewrowuje go w nową rolę: w ojcostwo. I teraz mamy sitkom o perypetiach młodego, nieporadnego tatusia i jego cudownego, mądrego synka.
No, no, no... właśnie w tym rzecz, że Akira –jak dla mnie – potrafił tą oklepaną, przewidywalną wersję zmienić w coś świetnego.
Nowe pokolenie bohaterów jest... jest po prostu nieprzewidywalne. Widać, że czasy się zmieniły, starzy czytelnicy dorośli, ale pojawili się nowi, młodsi czytelnicy, który otrzymali nowe, młode postaci z którymi mogli się utożsamiać.
Nagle świat DB wzbogacił się o postaci dorosłe, poważne (ale bez przesady ), czujące z cała mocą odpowiedzialność jaka spoczywa na ich barkach; o nowe wątki miłosne, przewrotne i czasami wręcz zaskakujące ; a także o nowe postaci pierwszo- i drugoplanowego, które tchnęły świeżość na karty komiksu.
... o tym, że zyskali nowego, silniejszego wroga mówić chyba nie muszę , bo to dość oczywiste.
W rezultacie mamy aż cztery generacje bohaterów i ciągle nam mało.
Każda postać jest bardzo indywidualna... no, poza Cellem i Freezerem, bo akurat ta dwójka była siebie warta
Toriyama posiłkował się różnymi legendami, które wplatał w fabułę w sposób niezobowiązujący.
Główną –początkową – akcję zbudował na starej chińskiej legendzie „Podróż na Zachód”. Głównym bohaterem jest pewien mnich, który podróżuje po świecie w celu skompletowania jak największej ilości pism buddyjskich. Niesie z sobą również czarodziejskie obręcze, które nałożone na czyjąś głowę pozwalają mu całkowicie kontrolować tą osobę. Obręczami więzi Króla Małp (latającego na chmurze, dzierżącego czarodziejski kij), ludojada z pustyni i człowieka-świnię.
W DragonBallu w postać mnicha wciela się nastoletnia Bulma, która pragnie skompletować wszystkie smocze kule, aby jej życzenie się spełniło. Nie posiada co prawda magicznych obręczy, ale znajduje haka każdego z towarzyszy (SonGoku – odpowiednik Króla Małp, Yamcha – człowiek z pustyni, Oolong – człowiek-świnia)... A później to już wiadomo: historia odbiegła mocno wszelkich związków z „Podróżą na Zachód”.
Najbardziej podobało mi się odwołanie do naszego poczciwego, Europejskiego diabła – Dabla jest słodziak
Imiona postaci, również są zabawne.
Na plus autorowi – nie dość, że stworzył własny świat, nawet własną galaktykę(!), własne zaświaty, własną wizję technologii, to jeszcze postarał się o odcięcie od znajomych nazw, imion, nazwisk tworząc tym samym odrębny kanon. Wręcz inną kulturę.
Dodatkowo Akira bawił się w anagramy, przestawiał sylaby różnych wyrazów, aby otrzymać oryginalne, ale mimo to humorystyczne nazwy własne.
Tym sposobem mamy bohaterów nazywających się jak jedzenie: Son Gohan (Son Śniadanie/Ryż), Lunch (lunch się chyba nie tłumaczy na „drugie śniadania”?) cała Załogę Ginyuu (przy czym Ginyuu to „mleko”, a reszta jego paczki nosi imiona po przeróżnych nabiałach np. „Serek”).
Odrębną „rodzinę” imion tworzą imiona postaci pochodzących z planety Saiya (anagram jap Yasai – warzywo). Potomkowie królewskiej rodziny noszą imię Vegeta(bles), co oczywiście znaczy „warzywo”. Później dowiadujemy się, że książęta nie dziedziczący tronu dostają imię złożone z drugiego członu Tables.
Pozostali obywatele planety to np.: Kakarotto (od słowa „carotte” – marchew), Brolly (od „brocolly” – brokuły), Raditz (od „radish” – rzodkiewka) itp. Itd.
Moja ulubiona rodzina imion Toriyamowych to tradycja nazewnicza rodu Briefów. Bulma od Brumers (takie gatki, które noszą pod spodem koszykarze), Trunks – kąpielówki męskie i Bra – biustonosz.
Postaci...
Panie przodem, więc...
Bulma była świetna – kobieca absolutnie, kokieteryjna, ale w razie potrzeby stawała się konkretna i, cóż, genialna w kwestiach technicznych.
Kocham jej fryzury i szeroko pojęty design. Jej uczesanie najlepiej obrazowało zarówno przemijający czas (tu: dojrzewanie, bieg lat) i nadążało za szaloną modą. Zaczynała z dziewczęcym warkoczykiem, później miała frazy a’la Ally McBill, „małpke” popularną w latach ’80, nawet na głowie miała afro (!), grzybka (moja mamusia miała identyczną fryzurę w latach ’90 ), a na zakończenie historii nosi natapirowane coś godne stetryczałej matrony.
Z dziewczyn lubiłam jeszcze Videl (córka Satana, znanego w Polsce jako Herkules, jej imię to również anagram od słowa devil) i C18.
Ta pierwsza miała syndrom WanderWomen – „Videl przybywa na ratunek”, do tego miała wielkie ambicje... ale w sumie to ze strony otoczenia odczuwała największe „parcie na szkoło”. Córka Satana, nie dorównująca w szlachetności i heroizmie swojemu ojcu? Do tego wszystkiego tatuś, który jej wmawiał, że musi być najlepsza... Ech... Dobrze, że trafiła na Gohana wtedy z twardej baby wyszła wrażliwa dziewczynka.
A C18? Próżna, materialistka, sukowata... i taka sympatyczna. Jej uczucie do Kuririna było takie... ładne
Pozostałe babeczki z DBZ działały mi na nerwy – ChiChi mnie wkurzała swoją zbytnią prostolijnością (chociaż w sumie wielki szacun dla mniej za wytrzymywanie z trójką tych okropnych facetów, którzy ciągłymi śmieciami musieli ją doprowadzić do niesamowitej nerwicy), Lunch to taka Pin-up Girl – obecna właściwie tylko do połowy pierwszej serii DragonBalla. Kto tam jeszcze był...? Dziewczyny Kuririna? Idiotki xD
A Pan (oczywiście pomijając DBGT) to taki miły, optymistyczny prezencik wieńczący historię Smoczych Kul, więc lubię ją, ale bez szału.
Acha!
Jeszcze Bra! Well... mam wrażenie, że to maleństwo przyszło na świat jako spoiwo ratujące związek swoich rodziców po drobnym rozpadzie (ot, zmiecenie z powierzchni ziemi kilku tysięcy niewinnych ludzi dla zabawy przez jej tatusia, który to akt bestialstwa zranił dogłębnie jej mamusie...). Poza tym w historii nie odegrała żadnej istotnej roli... raz się odezwała w ostatnim epizodzie DBZ „Alle Papa” („Go Daddy!”) i tyle mieliśmy Bry.
Panowie... bo ja wiem czy ta ich samczość mnie przyciągnęła? Nie lubię mięśniaków... szczerze mówiąc, kiedy pierwszy raz zobaczyłam design postaci w Kawaii byłam przekonana, że to właśnie Goku, Kuririn i Piccolo są tymi złymi – przepakowani z groźnymi minami. Generalnie wyglądają jak takie zbiry.
To ich charaktery tak naprawdę przyciągają.
Głupkowatość i naiwność Goku czyni go idealnym obrońcą Dobra i Sprawiedliwości.
Zanim się rozdrobnię na szczegóły nawiąże jeszcze do ciekawszych motywów dotyczących głównych bohaterów (czyli „męską” cześć obsady):
Związek uczeń-nauczyciel
Toriyama bardzo ciekawie te zależności kreśli. Przedstawia czytelnikowi, jak bardzo ważne jest to czego się uczymy i od kogo się uczymy.
Nasz pierwszy (i nota bene: w rozrachunku również ostatni) główny bohater czyli Goku, trafia na naukę do frywolnego staruszka. Nauka jest ciężka, wyczerpująca, zaprawiona duża dozą humoru i nieprzewidywalności - najbardziej głupie i niepozorne akcje okazują się genialną strategią do osiągnięcia zwycięstwa.
Genialny Żółw zachęca swoich uczniów do brania udziału w turniejach, aby sprawdzili swoje możliwości, ale sam również bierze udział w zawodach... w przebraniu, aby w rozrachunku, na sam koniec, w ostatniej rundzie utrzeć młodzikom nosa. Żeby ich nauczyć czym są porażki? Pokazać jak to jest być o krok od zwycięstwa? Zmotywować by nie usiedli na laurach? Dać im do myślenia: jesteście dobrzy, ale miejcie świadomość, że zawsze możecie pozna kogoś o wiele lepszego od siebie?
Ta nauka nie poszła w las. Później, kiedy Goku przewyższył w umiejętnościach KameSenina i musiał szuka nauczycieli pośród ich... bóstw zawsze zadawał z siebie wszystko i pokorni znosił przegrane.
Kolejny main hero, czyli SonGohan... Gohan jest zupełnie inny niż jego ojciec tzn. podobnie wyglądają i tyle samo jedzą , na tym podobieństwa się kończą... No, może jeszcze naiwność była dziedziczna. W każdym razie senseiem Gohana zostaje (mimo woli) Piccolo, który mu urządza taką szkołę życia, że masakra. Jest surowym, wręcz okrutnym nauczycielem. Nie uznaje czegoś takiego jak przerwa, odpoczynek – albo mały daje z siebie wszystko, albo... no właśnie: nie ma innej alternatywy. W rozrachunku Piccolo staje się dla Gohana czymś pomiędzy ojcem, a mentorem. Jest miedzy nimi przyjaźń i szacunek. Na pewno Nameczanin jest lepszym rozmówcą dla pierworodnego Goku, niż jego rodzony ojciec. Rozumie, że świat Gohana nie ogranicza się do mordobicia... rozumie, że Gohan nigdy się do tego nie palił. To dziedzictwo spadło na jego barki, ale w sumie Gohan zawsze chciał by normalnym... naukowcem (?). Jest inteligentniejszy, bystrzejszy... Po prostu nadają na tych samych falach.
Co Gohan z tego wyniósł? Dyscyplinę i powagę.
Przyznam, że wzruszyła mnie scena z Cell Sagi, kiedy Goku i Gohan wyszli z tego fajnego pokoju w Boskim Pałacu. Każdy z bohaterów szykował się do boju przybierając swój „mundur”... Vegeta włożył obcisłe wdzianko, jak to Saiyajin, Goku ubrał się w barwy szkoły KameSenina... do tej pory Gohana troszkę na siłę ubierano na takie okazje w barwy jego ojca. Jakby miał reprezentować „jestem synem tego niepokonanego człowieka”, a tutaj Gohan podszedł do Piccolo, swojego mistrza i poprosił o jego barwy. „Mundur” szkoły Piccola. Było w tym coś takiego męskiego... jakby chłopiec dorósł, minął tą magiczną granicę między beztroską, a odpowiedzialnością...
Nie reprezentował już potomka SuperSaiyajina, ale siebie.
Mina Piccolo i Goku w tamtej chwili – bezcenne. Byli dumni.
Aduu napisał: | Szczerze mówiąc, ja także na początku nie zwróciłam uwagi na ich więź. Byłam w zbyt dużym szoku: Poccollo wziął pod opiekę Gohan! xD Niby tak nienawidził Goku, co przypominał na każdym kroku, a zaopiekował się jego synem. Coś mi tu nie pasowało. Ale można powiedzieć, że właśnie Gohan odmienił Piccollo i odwrotnie. Ta więź działała w obie strony, co na dobre im wyszło. |
Gohan okrzepł, a Piccolo złagodniał.
W tamtym czasie obydwoje kogoś potrzebowali: Piccollo od zawsze był samotny, znienawidzony i wcale nie chciał łaski, ani nie starał się o niczyją sympatię... dopuki jej nie dostał.
Gohan potrzebował rodzica... a Ziemia wymagała od niego, by stal się jej obrońcą ergo: potrzebował senseia.
Goten... Nie mogę, muszę, muszę, muszę: Goten był słitaśny!
Od początku do końca: słiiiitaśny!
Nie dość, że miniaturowy Goku, to jeszcze był esencją naiwności! Można by go jeść łyżeczkami, a o tej słodyczy nie zrobiłoby się niedobrze.
Jaki wpływ na to miał fakt, że jego senseiem była Chichi? Rozpieszczała malucha? Well, jakby nie patrzeć: jeżeli nauczycielem siedmiolatka jest kochana mamusia, która wpaja, maleństwu, że walkę rozpoczyna się grzecznym ukłonem, która nie pozwala maleństwu się zranić i wciąż go chwali, jak tu mniemać, że nie miało to wpływu na Gotena?
W końcu mały przechodzi pod skrzydła starszego brata, który jest konkretny, cierpliwy i wymagający... a mimo to pobłażliwy?
Khem...
W ostatnim tomie Gotena trenuje ojciec (ten mu daje po tyłku )... Czyli innymi słowy wychodzi na to, że chłopaczek jest rozpieszczonym pupilkiem rodziny.
[O wszelkich szkoleniach Gotena w kombinacji z Trunksem pisać nie będę, bo to zupełnie inna historia ... w dodatku traumatyczna w skutkach dla każdego, kto wziął na siebie prowadzenie ich treningu ]
Dobra... więc moje upodobania.
Uwielbiałam Vegetę. Bo przyciągał. Ale to nie była „miłość” do postaci literackiej, tylko taka autentyczna fascynacja. Kurcze, Toriyama przedstawił esencję „dumy”. Czegoś, co z „poczucia godności” stało się chorobą. Pychą w najgorszym tego słowa znaczeniu. Zrodziło się z egoizmu, próżności i nie radzenia sobie z klęską.
Vegeta wmawiał sobie, że musi by najlepszy i był gotów zapłacić za to każdą cenę. To zapatrzenie w siebie prowadziło bohatera pozornie na szczyt, ale tak naprawdę z każdym krokiem w górę jego klęska stawała się coraz większa. Wyrzekał się wszystkiego, co było w nim dobre, wolał być zimny i pozbawiony słabości – tym czasem właśnie to zimno i pustka stawały się jego największą słabością.
Czerpał z otoczenia to, co według niego powinno go wzmocnić: co dawało siłę (chociaż w istocie była to ułuda siły), moc, potęgę.
Gardził tym, co było paliwem potęgi Goku, ale z drugiej strony chciał stać się taki jak Goku. Właściwie to lepszy niż Goku...
Chyba bał się spróbować zrozumieć to, co zasilało jego rywala... Ale w końcu zrozumiał. Całe szczęście Toriyama nie rozbił z tego sielanki typu zrozumiałem swój błąd, opadną wszelkie moje mury, będzie ciepłym facetem śmiejącym się z rubasznych żartów moich kolegów. Ble... Całe szczęście Toriyama to Toriyama i nie serwuje banałów. Vegeta to wciąż pyszny arystokrata o odpychającym usposobieniu, ale można by rzec, że ma przebłyski normalności.
Odcinek w którym poświęcił życie... ech... ”Z rosą przychodzimy, z deszczem odchodzimy, ale marzenia nasze na tej Ziemi pozostaną” – epitafium z mangowej okładki tego epizodu...
Przytulił Trunksa... a młody był tak dumny ze swojego taty...
Kurde, to było zarąbiste!
A rozróba w Zaświatach? A apel do mieszkańców Ziemi? A wręcz samobójcza ostateczna rozgrywka z Boo?
A szał w który wpadł z Cell Sadze po śmierci syna?
Ech...szacun dla niego za szybkość: każdy kto grał w DragonBallZ na Wii lub PlayStation wie, ile wysiłku trzeba wpakować w wymachiwanie rękami by poprawnie użyć tej techniki (bodaj się nazywa Garic-Ho). Robienie Kame-Hame-Ha to pryszcz...
W każdym razie Vegeta fascynował: do samego końca „ten zły” w drużynie „tych dobrych”.
Bardzo lubiłam Future Trunksa. Przez wzgląd na jego motywację, intencję, ujmująco łagodne usposobienie (przy takich rodzicach, to wręcz cud), przez wgląd na design i na (uwaga uwaga) MIECZ! Ten miecz był czaderski!
Wszyscy się lali na pięści, a tu się pojawia gościu w outficie BadBoya z mieczem na plecach!
W dodatku jest z przyszłości!
Syn Vegety i Bulmy!
Nazywa się „kąpielówki”!
Kogo ja tam jesio lubiłam.... Gohana, Piccolo, Kuririna... nie przepadałam za Tenshin-Hanem, ale Chaozi był w dechę.
Bardzo lubiłam Odziały Ginyuu (po polsku „Odział Mlekora” ), lubiłam CellGame, C16, Łakowilka z pierwszej serii (uśmiałam się na tej walce jak głupia ), Bardocka lubiłam, mamę Bulmy lubiłam...
Mogę pisać o tym i pisać
mroczna napisał: | To [Piccolo] mógłby zgadać się z Vegetą |
Nie mógł - żaden z nich nie mógłby znieść towarzystwa kogoś równie zUego jak on sam
Vegeta żył w przeświadczeniu, że jest jedyny w swoim rodzaju i tak miało być (w jego opinii), a Piccolo był stoikiem, któremu wisiało, co myśli inny zUy, dopóki nie włazi z pięściami na jego teren.
Nie no, serio – Piccolo był dobrym outsiderem.
mroczna napisał: | Ale i tak największym szokiem dla mnie był Majin Vegeta. Siedziałam jak głupia przed telewizorem i tylko: "co?! CO?! COOOOOO?!" xD |
Oj nie, ja na to czekałam z niepokojem... zbyt długo Saiyan Prince tłumił w sobie swoją megalomanię.
Wiedziałam, że w końcu wybuchnie i czekałam na to z niecierpliwością.
Oczekiwałam, że w końcu przejrzy na oczy, ale nie mógłby przejrzeć, gdyby się nie pozbył całego swojego gniewu, poczucia upokorzenia, złości... To nie była łatwa postać, więc nie mógł łatwo przejść z punktu A do punktu B...
Co wcale nie znaczy, że nie przeżywałam tej akcji dogłębnie i nie powtarzałam: „dlaczego?”
mroczna napisał: | A z motywów, które bardzo mi się podobały to uwielbiałam fillery - odcinek z nauką jazdy (reakcja na Szatana Serduszko była za mocna), Gohan w szkole i Supergalaktyczny Wojownik... To właśnie jest to, co odróżnia Toriyamę od reszty shounenowców - on tworzy coś, co jest i poważne, i zabawne, i smutne. |
Z fillerów akurat nie przepadałam za odcinkiem z nauką jazdy – wiała mi supermanem.
Natomiast bardzo lubiłam kilka odcinek przed Cell Game, w którym Gohan ratuje taką dziewczynkę w warkoczach... W tamtym czasie pojawił się też odcinek (może ten sam?) w którym Gohan opiekował się małymi pterodaktylami, który doczekał się kontynuacji w kolejnej erze – Saiyaman, Videl i Goten ratowali pterodaktylątko z sideł złoczyńców (chociaż Videl przez jakiś czas była po złej stronie barykady). Gohan w szkole i akcja z jego majteczkami z misiem – wyborna!
A pogawędki Dabli z Bulmą i ChiChi w raju?
Ech! Fillery bywałby fajne.
mroczna napisał: | Próbowałam oglądać Dragon Ball Kai, ale... Cóż, nie podobało mi się. Zrobili z tego taką typową napierdalankę, kto komu i za co da po gębie, a fillery i sceny, które mnie osobiście wydają się potrzebne, zostały wycięte. Może i grafika lepsza, może i seyiuu japońskie bardziej mi się podobało od francuskiego (zwłaszcza głos Vegety), ale fabuła została mocno spłycona. Choć fakt, że wycięli meeeeega długą walkę z Freezerem jest super xD. |
ŻE CO?!
Fabuła spłycona?
Eeee?
Fabuła jest taka, jaka być powinna! W końcu! Owszem: fillery były urocze i miło się patrzyło na obyczajowe wstawki, ale to nie jest sedno DragonBalla.
Ech... Dragon Ball Kai odpowiada dokładnie wydarzeniom z mangii. Nic nie jest wydłużone, akcja jest wartka, tak jak w komiksie. Dialogi nieocenzurowane... Seiyuu na plus (chociaż chyba kogoś z obsady wymieniono, prawda?).
Głos Vegety i Trunksa na plus. Głos Videl to mój number one w tym serialu – jak dzwoneczki. Na minus: głosy chłopaków z rodziny Son... wiem, że piskliwy skrzek to znak rozpoznawczy Goku, ale jego francuski voice aktor miał bardzo przyjemny dla ucha, męski ton.
Co tam jest spłycone, skoro to-to tak wiernie odpowiada oryginałowi?
mroczna napisał: | Ale tak teraz dotarła do mnie jedna rzecz, która jest dość śmieszna. Czy nikogo nie zdziwiło, że wszyscy kosmici ze wszystkich serii mówili tym samym językiem? XD |
Miedzygalaktyczny-wsólny-japoński? XD
A tak serio – zwrócono na to uwagę już w Kawaii
Aduu napisał: | No i czasami żałuję, że związki typu Vegeta-Bulma, Goku-ChiChi nie są jakoś tak, no... rozszerzone. Uczuć można się jedynie domyślać, a czasem przy dobrym anime miło by było popatrzeć na jakiś romans. Przynajmniej ja tak mam xD |
To się takich wątków nie spodziewaj w komiksach typu shounen... i krzyżyk na drogę.
Jak dla mnie wielkim szokiem była scena, w której Goku wyzdrowiał po ataku serca (czy innym schorzeniu kardiologicznym), ubierał się w „mundur” w wahadłowcu i na pożegnanie pocałował Chichi. Nie, nie cmoknął, tylko właśnie pocałował. Nie było to pokazane wprost: kadr bodaj zawierał obraz ich stóp w bardzo sugestywnych pozycjach, a kolejne ujecie przedstawiało zapatrzone oblicze coraz bardziej oślinionego Kamesenina... Ale jednak pojawił się tak jawny pocałunek – który w shounenach jest wręcz tabu (nawet mój Edward z FMA po oświadczynach nie pocałował swojej narzeczonej!).
Wątków miłosnych u Toriyamy było tyle ile trzeba... owszem, chciałby się uchylić rąbka tajemnicy i dowiedzieć się co odbywało się kiedy „gasły światła”, ale czasami lepiej podsycać ciekawość czytelników, niż ją zaspokajać.
Co do Goku – typowy bohater shounen. Skrzyżowanie samuraija (kto czyta Vagabonda wie coś, na temat niedojrzałych facetów, którzy w imię stoczenia coraz to nowszych walk potrafią porzuc wszystko, co kochają) z małpą...
Goku nigdy nie lubiłam...
I teraz śmieszność, którą było GT... to-to powstało na fali Gwiezdnych Wojen... Nawet w jednym z odcinków pojawiła się akcja żywcem ściągnięta z pierwszej Trylogii Star Warsów... Pamiętacie odcinek w którym statek kosmiczny bohaterów ukrywał się w planecie podziurawionej jak ser szwajcarski? Okazuje się, ze labirynt tuneli drążyły takie wielkie robale, które chcą zeżreć statek... tak, Han Solo i Wookie też na tej planecie byli...
Pamiętacie planetę z metalu stworzoną przez tego całego „zUego” serii? Żywcem przekopiowana Gwiazda Śmierci... Serio –żywcem!
Pamiętacie odcinek w którym Goku i Trunks zostali porwani przez wrogów uprzednio zamrożeni w płytę z karbonitu? – dokładnie tak samo skończył Han Solo w końcówce „Impreium Kontratakuje”, w ramach kary za niepłacenie długów (alternatywny galaktyczny Urząd Skarbowy?).
Mały robocik, który towarzyszył bohaterom w podniebnych przygodach to zmodyfikowana, pozbawiona kółek wersja R2D2...
W jednym odcinku Pan się wciela w Księżniczkę Leię nosząc ciuszki pseudo-tureckiej tancerki. Innym razem ląduje na pustyni, w podejrzanym leju, który się okazuje „pajęczyną” pewnego robala (dno leja otwiera się wprost do paszczy obleńca) –z dokładnie tym samym problemem borykała się bodaj Padme w Drugiej Trylogii.
Kolejna smutna (przykre, że smutna...) i udowadniająca jawną kalkę ze Star Warsów rzecz, to fakt, że Trunks od czasu do czasu wywijał mieczem... Ale nie był to ten czadarski sposób znany z DBZ, tylko właśnie... khem...
Niektóre lokacje walk odpowiadały tym znanym ze scenografii dzieła Lucasa.
I tak dalej...
Po prostu żenada...
Druga cześć serii, ta, która się rozgrywała na Ziemii była jeszcze gorsza... Tym razem bez plagiatów, ale w klimatach Emo-zwierzak. Bohaterowie otrzymują nowy stopień SuperSaiyajina, który o dziwo nie ma nic wspólnego z blond włosami i przeczeniu prawą grawitacji. Tym razem obrastają w futro WSZĘDZIE oprócz najbardziej naturalnego miejsca, na którym owłosienie może się pojawić: czemu nie rosną im włosy na klacie!?.
Co gorsza futro ma się nijak do koloru ich włosów, wręcz przeciwnie: przybiera barwę puszystego dywanika do pokoju małej dziewczynki – ma kolor bajecznieczerwony bądź bajecznieróżowy (sic!).
Do tego Goku i Vegeta dostają po jednym małpim ogonie, ich czarne włosy rosną na kanciasty kształt francuskiej peruki z okresu rokoko, a wokół oczu –niczym transformacja przeciętnej Sailor Senshi- pojawia się obfity makijaż typu emo-smokie-eye...
...
Bardzo to męskie...
Nie lubię GT... lubiłam GT za to, że po raz pierwszy dała mi okazję do posłuchania oryginalnych głosów.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Villka dnia Pon 0:18, 20 Gru 2010, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aduu
Bakałarz IV stopnia
Dołączył: 27 Mar 2010
Posty: 539
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Przybiernów Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 2:06, 20 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Mroczna liczyła na poważną i długą przemowę, ja się jej troszkę obawiałam. Ale zaoferowałaś mi taką ucztę dla oczu, że masakra. Dawno nie czytałam takiej wypowiedzi. Trafna, poruszająca przeróżne kwestie i, co najważniejsze, powiedziałaś chyba wszystko to, co ja bym chciała przekazać. Dobra, prawie wszystko. Ja bym się nadal rozwodziła nad Piccollo ;] Po prostu go uwielbiam i nic nie mogę na to poradzić. Mogłabym teraz ciągle cię cytować i z prawie wszystkim się zgadzać, ale to raczej nie miałoby sensu.
I po twojej wyczerpującej wypowiedzi coś zrozumiałam. W kwestii tych związków między bohaterami. Wolę nadal żyć w niewiedzy, wysnuwać jakieś wnioski, wyobrażać sobie sceny, których nigdy w DB nie będzie, niż zobaczyć je na własne oczy. Na nowo wszczepiłaś we mnie chęć obejrzenia wszystkich odcinków od deski do deski. Łącznie z GT, choć jakoś za nim nie przepadam. W sumie o tym, że GT nie wyszło od Akiry dowiedziałam się niedawno, ale mnie to jakoś nie zaskoczyło. Oglądając tę serię miałam cały czas wrażenie, że czegoś tam brakowało, nie wszystko było na miejscu. Ale tak to już czasami jest. Trzeba się z tym pogodzić.
Dla mnie Dragon Ball jest podwaliną, opoką dla m&a. I sądzę, że, przynajmniej w miarę możliwości, fani powinni zaczynać właśnie od tej pozycji. Choćby po to, by poznać bohaterów, wniknąć w ich umysły, znaleźć się w ich świecie. Za każdym razem, kiedy oglądałam to anime czułam się tak, jakbym była obok nich. Przeżywałam z nimi wszystkie wzloty i upadki, płakałam jak bóbr, kiedy odchodzili moi ulubieni bohaterowie, choć wiedziałam, że i tak wrócą. To było takie oderwanie od szarej, nudnej rzeczywistości, czego nie rozumiała większość moich znajomych. Z racji tego, że mieszkałam w małej wiosce, w której dziewczyny od najmłodszych lat biegały za chłopakami, zmuszając ich do zabawy w "dom", nie odczułam tego fenomenu wybiegania na dwór, by podzielić się emocjami z innymi. Trzymałam to wszystko w sobie, a później przelewałam to na pachnące kartki małego pamiętniczka. Zapisywałam w nim każdy odcinek i to w taki sposób, że nawet teraz, gdy go otwieram, mam łzy w oczach. Że też tak cudowne czasy szybko minęły.
I wiesz co, Vill? Mam ochotę poznać twoje zdanie na temat Piccollo. Takie dogłębne. Wszelkie za i przeciw. ;D
No rzesz cholera jasna. Włączył mi się teraz wspomnienio-filozoficzny nastrój. Chyba nie prześpię spokojnie nocy, po takiej dawce informacji. Dzięki ;]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
mroczna88
Bakałarz I stopnia
Dołączył: 01 Sie 2010
Posty: 977
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 15:53, 20 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Jeśli chodzi o dogłębne poznanie zdania Vill, to i ja o Vegetę poproszę
Co do DB Kai - spłycone. Może i trzyma się mangi, ale anime miało w sobie to COŚ, czego manga nie miała i nawet nie chodzi o fillery, ale o ogólną akcję, teksty, reakcje i częste pokazywanie tego, jak inni bohaterowie na coś się zapatrują (gdy ktoś walczy pokazywane są miny i zachowania tych, którzy obserwują). W Kai tego nie ma, albo jest wybitnie okrojone.
Co do fillerów, to te z Międzygalaktycznym wojownikiem (trzymam się "polskich" nazw) też lubiłam. Videl jest świetna, ale jak ścięła włosy to tak jakoś... dziwnie zaczęła mi wyglądać i od razu zmienił się trochę jej charakter. Albo ja to tak odniosłam.
Bulma ma świetne fryzury (najlepsze w sadze Freezera i Komórczaka) i te w sazdie Buu nawet mi się podobały, choć lepiej jej w długich lub pół-długich. Zresztą, ja szczerze współczuję Trunksowi xD Z takimi rodzicami to masakra... Co do Bra - nie wydaje mi się, żeby powstała po to, żeby uratować ich związek. O ile Goku i ChiChi po prostu są razem (bądź nie, bo jego przez większą część czasu i tak nie ma w domu), to więź między Vegetą i Bulmą wydaje się być jakaś... głębsza. W sensie - oboje mają parszywe charaktery i to MUSI być coś więcej, jeśli wciąż są ze sobą. Bra, tak mi się wydaje, była planowana. Bulma pewnie zrozumiała Vegetę i wybaczyła mu (uprzednio zdzierając sobie gardło xD). A co do pocałunku ChiChixGoku, to muszę się przyjrzeć...
Kurczę... Jak znajdę więcej czasu, to napiszę to, co chcę powiedzieć xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|